środa, 25 grudnia 2019

Białe Królestwo: "Nigdy nie wiesz, co się wydarzy" cz. 13

Sierpień 2024 r.
Patrick w milczeniu wbijał spojrzenie w kilkumetrowe zdobione wrota prowadzące na korytarz. Jego moc dawała mu wyraźne znaki, że coś jest nie tak, ale nie był zdolny doprecyzować, co dokładnie. Zerknął na Glorego, który przechadzał się po sali tronowej. Od kilkunastu minut dzielił się ze swoim wnukiem planami na wystrojenie jej na jego Święto Przejścia, znane Patrickowi raczej jako "osiemnastka".
Gdyby naprawdę coś było nie tak, Glory już by o tym wiedział.
– Zielone czy niebieskie?
– Czarne – bąknął Willcan. Jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Patricka. Pospiesznie je odwrócił. Patrick wrócił do obserwowania drzwi.
– To kolor pogrzebowy. Co powiesz na fiolet i czerwień?
– Chcę czarny.
– Będzie fioletowy.
Willcan cichutko westchnął. Patrick poczuł na plecach jego wzrok.
– Generale? – zaczął Glory.
Patrick obrócił się do niego przodem.
– Tak?
– Czy coś cię niepokoi?
Patrick patrzył mu prosto w oczy. Nie mrugnąwszy ani razu, odpowiedział:
– Nie.
Glory wrócił do planowania wystroju. Willcan smętnie snuł się tuż za nim. Strażnicy obsadzeni pod ścianami znużeni obserwowali króla lub szeptem rozmawiali między sobą. Od czasu do czasu ktoś się zaśmiał, ale Glory puszczał to mimo uszu. Atmosfera była dość napięta, ale zdołał już do tego przywyknąć.
Kiedy wyczuł niepokojąco znajomą aurę bijącą od drzwi, położył dłoń na zatkniętą za pas broń. Musiał się upewnić, że na pewno tam jest.
Glory stanął przy przeszklonej ścianie sali i tam dalej tłumaczył Willcanowi, co chciałby tam powiesić. Szkiełka ogromnego witrażu łabędzia z rozpostartymi skrzydłami rzucały na nich obu bladoniebieskie, fioletowe i czerwone światło. Willcan mrugał oślepiony, a król zgrabnie wskazał coś łapą. Wnuk od czasu do czasu mu potakiwał.
Patrick odwrócił od nich spojrzenie, tym razem słysząc wyraźnie głosy zza drzwi. Elektryzująca aura nakłoniła go do ponownego położenia dłoni na chwycie.
Tym razem król również obrócił się pyskiem do drzwi.
– Generale?
Do ich uczu dobiegły wrzaski strażników pilnujących zewnętrzną część drzwi. Patrick nie drgnął, jedynie otworzył szerzej oczy. Straż siedząca pod ścianą poderwała się z miejsc, ale bez jego rozkazu nie mogła podjąć działania.
– Generale!
Patrick wciąż ani drgnął.
W momencie, kiedy Glory zmieniwszy się w postać ludzką, popchnął go, Patrick zrobił ostry zwrot. Wykonał zamach nogą. Kiedy zetknęła się z głową króla, rozległ się cichy chrupot, a później plask ciała uderzającego o podłogę.
Willcan wrzasnął i padł na kolana tuż obok, a Patrick oszołomiony patrzył na zwijającego się z bólu władcę.
Zaraz potem trzasnęły drzwi. Raz, drugi, trzeci.
Zamki pękły.
Im szerzej otwierały się drzwi, tym większą widzieli grupę wilków, ludzi i lisów. Wlewali się do środka. Patrick chciał postąpić kilka kroków do tyłu, ale nastąpił na Glorego.
– I coś ty zrobił?! – wrzasnął, chwytając generała za kostkę.
Patrick jednak był zbyt wpatrzony w doskonale znaną mu wychudzoną, bladą twarz. Stał na czele, ubrany w powiewający czarny płaszcz. Buntownicy wlewali się do środka zza jego pleców. Nie był uzbrojony. Patrzył prosto na Patricka i uśmiechał się, a jego jasnobrązowe oczy błyszczały złośliwie. Generał zacisnął stalową dłoń w pięść.
Glory podniósł się z podłogi. Strażnicy próbowali w tym czasie ostrzelać intruzów.
Wtedy dowódca buntowników ruszył biegiem naprzód, wyprzedzając wszystkich swoich sojuszników.
Cisnął zaklęciem.
W sali nagle zrobiło się oślepiająco jasno, a Patrick nieomal nie upadł na podłogę. Do jego uszu dotarł huk pękającego szkła. Kiedy światło zaczynało blednąć, biało-czarna sylwetka króla mignęła wraz z odłamkami niebiesko-fioletowo-czerwonego witrażu i zniknęła gdzieś w dole.
Willcan wrzasnął coś, biegnąc do wyjącej wyrwy.
Dowódca buntowników zniknął wraz z rzuconym zaklęciem.
– Medalion, został medalion! – lamentował Willcan, lecz Patrick słyszał go jak zza szyby.
Patrick ponownie zwrócił twarz ku buntownikom, których nie było już podobnie wiele jak wcześniej. Mogło ich być raptem kilku.
– Iluzja – stwierdził cicho.
Wtedy mignęła mu niebieska grzywka, a zaraz potem nóż. Kolejny był przeszywający śmiech.
Wycofał się w ostatniej chwili. Ostrze mignęło znowu, i znowu, i znowu.
Patrick za każdym razem wykonywał unik. Dopiero po piątym zamachu chwycił stalową ręką za dłoń rozszalałego Carla i kopnął w brzuch. Niebieskowłosy krzyknął.
Patrick odskoczył do tyłu. Kiedy odbiegł jeszcze kawałek, wyciągnął w końcu broń.
Wzrok Carla nagle złagodniał.
"Carlo" – to była ostatnia myśl Patricka przed oddaniem strzału.