sobota, 5 października 2019

PODSUMOWANIE WRZEŚNIA

(Wow, podsumowanie pojawiło się w terminie.)
Nie wiem czy mam aż tyle do gadania, co zwykle. Jedyne co mam do zrobienia, to pogratulować Wam (i sobie), że udało nam się dociągnąć do progu, jaki sobie ustanowiliśmy, czyli 45 opowiadań. Życzę też powodzenia, aby udało się osiągnąć identyczny wynik w tymże miesiącu. Ja niestety przez ilość zamówień na rysunki nie jestem pewna co do moich możliwości pisania w najbliższym czasie. :')
Dotarliśmy jednak do nowych terenów, które możecie spokojnie odkrywać. Mam nadzieję, że to przysporzy Wam wiele funu i jednocześnie liczę na to, że spodobają się Wam one. Mapa tego miejsca powstała podczas siedzenia na huśtawce z Thorem, jednak szczegóły już leżą w moim obowiązku. Trochę się naprodukuję, więc pozostaje mi tylko liczyć na to, że będzie warto.
Jeszcze raz życzę powodzenia!

Jeszcze raz życzę powodzenia i dużej ilości weny!
Administratorka bloga
Navri/Kai/Dante/Joel/Hitam/Mortimer/Eterna/Ismanise/Sinope/Gwidon/Erastus

WCK
Crane: 2+7 = 9
Hitam: 1+0 = 1
---------------------------------------------
Lind: 6+20 = 26 <--- Beta
Edel: 3+3 = 6 <--- Gamma
Eterna Alvarelle Venris: 2+3 = 5
Asgrim: 1+2 = 3 <--- Delta + żona
Torance: 1+2 = 3
Magnus Arvid Eriksen: 1+2 = 3
Mortimer Treunis: 0+2 = 2
Joel Treunis: 1+1 = 2
Cess: 0+1 = 1
Leah: 1+0 = 1
Alexander: 1+0 = 1
Navri: 0+0 = 0
Exan Treunis: 0+0 = 0
Dante: 0+0 = 0
Theodore Treunis: 0+0 = 0
Sinope: 0+0 = 0
Ismanise: 0+0 = 0
Kai: 0+0 = 0
Trevenic Treunis: 0
Gwidon Treunis: 0
Erastus Treunis: 0
Morgan: 0
Za zostanie Betą dostaje się 15 SG i 40 pkt., Gammą 10 SG i 30 pkt., a Deltą 5 SG i 20 pkt.
---------------------------------------------
OKRES PRÓBNY
Eterna Alvarelle Venris (próbny od 20.04): 6/14 (maksymalny czas jest do końca miesiąca; jeśli będzie brakować 4 op. lub mniej mogę dać czas do kolejnego miesiąca)
Mortimer Treunis (próbny od 20.06): 2/12 (maksymalny czas jest do końca miesiąca; jeśli będzie brakować 5 op. lub mniej mogę dać czas do kolejnego miesiąca)
Theodore Treunis (próbny od 20.06): 1/12 (maksymalny czas jest do końca miesiąca; jeśli będzie brakować 5 op. lub mniej mogę dać czas do kolejnego miesiąca)
Exan Treunis (próbny od 20.06): 2/12 (maksymalny czas jest do końca miesiąca; jeśli będzie brakować 5 op. lub mniej mogę dać czas do kolejnego miesiąca)
Ismanise (próbny od 11.07): 0/8 (czas na nadrobienie do 11.10! Wtedy od razu będzie przyjęty; jeśli nie – maksymalny czas jest do końca miesiąca; jeśli będzie brakować 6 op. lub mniej mogę dać czas do kolejnego miesiąca)
Alexander (próbny od 03.08): 1/6 (czas na nadrobienie do 03.11! Wtedy od razu będzie przyjęty; jeśli nie – maksymalny czas jest do końca miesiąca; jeśli będzie brakować 7 op. lub mniej mogę dać czas do kolejnego miesiąca)
Sinope (próbny od 05.08): 0/6 (czas na nadrobienie do 05.11! Wtedy od razu będzie przyjęty; jeśli nie – maksymalny czas jest do końca miesiąca; jeśli będzie brakować 7 op. lub mniej mogę dać czas do kolejnego miesiąca)
Trevenic Treunis (próbny od 16.09): 0/1
Gwidon Treunis (próbny od 16.09): 0/1
Erastus Treunis (próbny od 16.09): 0/1
Morgan (próbny od 28.09): 0/1
---------------------------------------------
Aktywność właścicieli postaci:
Nagroda w postaci 5 SG, 4 SG oraz 3 SG dla każdej z postaci [od których pojawiło się op.] najaktywniejszych osób w watasze.
Lindor: 27 (po 5 SG dla Lind i Crane'a)
Wrona: 6+1=7 (po 4 SG dla Joela, Kai'ego, Mortimera, Eterny, Navri, Ismanise, Sinope, Gwidona i Erastusa)
Thor: 7 (po 4 SG dla Torance, Edel, Asgrima i Morgana)
Lejek: 2 (po 3 SG dla Leah i Magnusa)
Sharky: 1
Mysza: 0
Pulpet: 0

Dodaję po 6 pkt. umiejętności i 3 pkt. mocy każdemu wilkowi (jak to zawsze czynię po podsumowaniu) za kolejny miesiąc członkostwa. 

Od Leah "Kraina Zapomnianych"

Koniec listopada 2024 r.
Podniosłam wzrok znad niedokończonego posiłku, szukając mignięcia z przed paru chwil. Powtórzyło się po chwili, bardziej na lewo i nieco bliżej. Uniosłam nieco łeb i wytężyłam wzrok. To zdecydowanie nie wilk, bardziej jak jakiś drobny kopytny. Prędki i lekki skok, smukła, niewysoka postać i jasna barwa. Może kozica? Zwierzę, blada plama na tle zielonej roślinności, z wtórującym mu szelestem poszycia, wyłoniło się zza ściany zarośli.
Okazało się smukłą, białą sarną. Z trudem wytraciła pęd i przystanęła, w oszołomieniu wlepiając spojrzenie w odpoczywające stado. Parę wilków, ze mną włącznie, wyszczerzyło kły i powstało ze swoich miejsc. Koziołek nie potrzebował większej zachęty, zawrócił i wystrzelił przed siebie, w panice potykając się o własne nogi. Skoczyłam za nim, podobnie jak parę nieco młodszych basiorów i dwie wadery. Żadnego z nich nie rozpoznałam - specjalnie za prośbą Arkana tego dnia przeniosłam się w nieco bardziej widoczne miejsce, oddalone od Passera. Z jakiegoś powodu kazał mi na siebie czekać, ale w pogoni za wyjątkową zdobyczą szybko wyleciało mi to z głowy.
Jelonek był nadzwyczajnie zwinny. Kluczył lekko między drzewami, cały czas zachowując stałe tempo i raz po raz niknąc nam z oczu. Parę młodych wilków szybko odpadło z nagonki. Ja nie radziłam sobie może najlepiej - parę razy nie wyrobiłam na zakręcie i wpadłam w poślizg; dopiero co padało - ale nie pozwoliłam sobie zgubić rogacza. Wiatr buchał mi w uszach, ziemia uciekała spod łap, ciepło jak smużki dymu ulatywało spod futra...
Koziołek bez zastanowienia wpadł na stromą skarpę i w paru susach znalazł na jej szczycie. Uformowałam skrzydła wiatru, odbiłam się od ziemi i ledwo nadążając z machnięciami, wylądowałam na górze. Pozostała część grupy szybko odpuściła próby wspinaczki i pobiegła poszukać innej drogi. Rogacz mignął mi kilkanaście metrów dalej i zniknął za skałą.
I więcej już nie uraczyłam jego widoku. Jeszcze przez jakiś czas biegłam jego domniemaną trasą (o dziwo nie pozostawiał żadnego oczywistego tropu), dopóki nie doszłam do wniosku, że pewnie po prostu skręcił gdzie indziej niż ja i teraz jest już daleko. Mogłam mieć co najwyżej nadzieję, że trafił na pozostałych łowczych, ale w obu wypadkach odpadałam z gry. Zwolniłam nieco, wzdychając z frustracją.
Postanowiłam nie szukać już reszty grupy z domniemaną zdobyczą albo jej brakiem. Zawróciłam. Przez jakiś czas kluczyłam górskimi ścieżkami, kierując się własnym tropem, pozostawszy sam na sam ze swoimi myślami. Biernie powróciłam do tematu podróży i domysłów co do terenów na których ostatecznie się zatrzymamy. Nie znałam się co prawda na kalendarzu, ale zaczęłam odnosić wrażenie, że wysoka temperatura utrzymuje się dziwnie długo. Nie świadczyło to dobrze, przynajmniej dla mnie. Co właściwie mogłabym zrobić, by uodpornić się na ciepły klimat? Kiedyś o uszy obiła mi się nazwa eliksiru który pozwalał odmienić swój wygląd (co mogło odnosić się też do długości futra), ale raczej nie zdecydowałabym się na tak drastyczny krok. Najprościej byłoby przyciąć futro, a ściślej regularnie przycinać. To można przemyśleć.

Co jeszcze miało wiązać się z dotarciem na miejsce? Przez cały czas trwania podróży dość rzadko widywałam się z Arkanem. Dlaczego tak było dowiedziałam się dopiero po paru tygodniach w drodze. Wyvern wolał co prawda unikać jakiejkolwiek konfrontacji ze swoim starym środowiskiem, ale zrobił jeden wyjątek - Inlustris. Oboje, pomimo niemal dojrzałego już wieku, byli zabawnie niewielcy przy reszcie smoków (z wyłączeniem rodziców Inlu) i czasami mam wrażenie, że to właśnie dzięki temu znaleźli wspólny język. Pytanie brzmi, co zdecyduje zrobić Arkan gdy przyjdzie im się rozstać? Jeśli zapragnąłby odejść, nie broniłabym mu tego, ale nie byłabym w stanie ukryć, że wolałabym gdyby tego nie zrobił...

Z chmury niezbyt radosnych myśli wyrwało mnie to, że za ostatnim zakrętem nie ukazała się skarpa, a górskie jezioro. Czysty, ciemny akwen, ze wszystkich stron otoczony przez potężne wzniesienia. Od jego brzegów odbiegała przeplatana gdzieniegdzie drobnym kwieciem, niska trawa. Darnina jak zielone macki wspinała się po zboczach, coraz bardziej niknąc w zasypie szarych skał. Sama tafla jarzyła się ostatnimi promieniami słońca, niknącego już za masywem granitowych skał. Rdzawe przebłyski na ciemnoniebieskim zwierciadle wyglądały jak płomienie na tle nocnego nieba...
Zaintrygowana tym widokiem na chwilę zapomniałam o tym, że zgubiłam drogę i zbiegłam ku wodzie. Korciło mnie, by skosztować trochę tego małego cudu, ale zaniechałam tego. Co prawda wyglądała na niemożliwie wręcz czystą, ale wolałam nie kusić losu. Tego tylko brakowało, bym pochorowała się po samowolnej wyprawie. Przejechałam łapą po przejrzystej powierzchni. W dodatku przyjemnie chłodna... Dno wyściełały drobne, gładkie kamyczki, które rozgarnęłam szybko zygzakowatym ruchem. Pod opuszkami poczułam coś większego, o nierównej fakturze. W ostrym, słonecznym promieniu zalśniło ogniście na brzegach. Odkopałam przedmiot, którym okazała się grudka jakiegoś metalu. Po chwili znalazłam jeszcze dwie kolejne. Miały charakterystyczną barwę, praktycznie niemożliwą do pomylenia. Nie wiem skąd mogło się tu wziąć, ale wygląda na to, że trafiłam na srebro. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Kątem oka dostrzegłam jakiś ruch, natychmiast zwróciłam się w tamtą stronę. Ku mojemu zdumieniu na przeciwległym brzegu stał ten sam biały rogacz, za którym zapędziłam się w to miejsce. Obwąchiwał coś zawzięcie, ale gdy tylko mnie dostrzegł, uciekł. Pogoń nie miała już najmniejszego sensu. Szybko zniknął na końcu tylko sobie znanej ścieżki.
Wiedziona rozbudzoną już ciekawością, poszłam zobaczyć co tak zainteresowało koziołka. Owalny przedmiot okazał się koszem, wyściełanym nadpalonym na brzegach kocem o sinoniebieskiej barwie. Pomiędzy ściankę kobiałki, a kłębowisko pledu wciśnięto pomięty papier. Zarówno koc, jak i łubianka nosiły na sobie kilka zapachów, jeden w miarę świeży, a pozostałe niemal niewyczuwalne. I nic więcej. Dziwne znalezisko, jakby ktoś to tutaj zgubił...
Koc się poruszył. Coś spod niego zakwiliło cicho.
Drgnęłam, gotowa odsunąć się o krok. Popiskiwanie powtórzyło się, przeciągłe i cichutkie. Ostrożnie powęszyłam nad koszem, a gdy trąciłam nosem koc, coś pod nim poruszyło się nerwowo i znowu zapłakało. Zawahałam się, dla pewności rozejrzałam się jeszcze za ewentualnym właścicielem. W okolicy żywej duszy. Delikatnie schwyciłam zębami materiał i uniosłam go.
W wyściełanej kobiałce leżało szare, co najwyżej dwutygodniowe szczenię. Waderka kręciła się niespokojnie, próbowała unieść na zdecydowanie za słabych na to łapkach. Co ona tu robi? Nie odrywając od niej wzroku, sięgnęłam po kartkę. Dalej niezaschniętą farbą niezgrabnie napisano niezrozumiałe dla mnie słowo - Sileenthar.
Ktoś zostawił tu małą Sileenthar. Może chciał, by ktoś od nas ją odnalazł? Przed oczami stanęło mi naraz wiele scenariuszy, jak mogło do tego dojść, a już parę pierwszych ścisnęło mi serce. Przemieniłam się w człowieka i podniosłam koszyk. Jedyna świeża woń, którą nosiła na sobie kobiałka, należała do waderki. Wcisnęłam papier na swoje miejsce, wpatrując się w zrozpaczonego malucha. Głucha, ślepa i całkiem sama pośrodku niczego. Jak długo mogła tu leżeć?
Zabrałam ją ze sobą. Bo co innego mogłam zrobić?
Uwagi: brak.