poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Od Lind "Znajdziemy gryfa. Co dalej?" cz. 2

Listopad 2023
Stwierdzenie, że jesteśmy na ulicy wcześniej przemierzonej przez Profogusa, nie było szczególnie trudne. Nigdzie żywej duszy, a wszelkie kamienice po obu naszych stronach zostały uprzednio pozbawione okien, drzwi i dużych partii ścian. Wnętrze każdego mijanego lokalu wyglądało mniej więcej tak samo; zasypane gruzem i pozostałościami po meblach, czy przechowywanych tutaj kiedyś towarach. W powietrzu unosił się świeży zapach dużego zwierzęcia. Nie musiałam też długo czekać, aż moich uszu sięgnie wściekłe dyszenie i odgłosy niszczonego drewna. Dzięki tym wskazówkom byłam w stanie wskazać właściwą drogę do naszego celu, kiedy trafiliśmy na rozwidlenie zdewastowanych ulic.
Dźwięki wskazujące bliską obecność gryfa były już naprawdę wyraźne. Wtem Torance oznajmiła, że jeszcze możemy wykorzystać efekt zaskoczenia. Idąc za jej radą, od tej pory unikaliśmy głośniejszych rozmów. Chciałam użyć swojej mocy, by tłumić generowane przez nas odgłosy, ale przyjaciele wybili mi to z głowy. Twierdzili, że byłaby to zbędna strata energii, której będę potrzebować później. 
Przy każdym zakręcie któreś z nas najpierw sprawdzało, czy już tam za rogiem nie czeka nasz przeciwnik. Wkrótce padło na Asgrima. Basior po wysunięciu się odrobinę za narożnik budynku, natychmiast cofnął głowę i przywarł do ściany. 
- Jest - szepnął. Na jego pysku pojawił się lekki uśmiech, zapewne na myśl, że lada chwila będzie dziać się coś ciekawego. 
- To zaczynamy - Wstałam z miejsca; gotowa podbiec do przeciwnika i zaatakować. Wtem jednak zostałam pociągnięta za ogon. Odruchowo przycupnęłam z powrotem. 
- Aż tak ci się spieszy, Lind? - rzuciła półgłosem Torance. - Może najpierw powinniśmy ustalić jak konkretnie się to wszystko odbędzie? 
- Co tu jeszcze do planowania? Ja wiem co mam zrobić, wy tak samo. Musicie tylko czekać na odpowiedni moment - Poruszyłam niespokojnie ogonem. 
- Ale zagonisz go do nas, czy mamy się gdzieś ustawić? - wtrącił As. Popierał zdanie swojej partnerki. 
- Dobra, spróbuję go zwabić bliżej was, może być? - westchnęłam. - Potem go przytrzymam wiatrem, by Tori mogła użyć swojej mocy i go uspokoić. 
- To już brzmi znacznie le... uwaga! - Ryknął Asgrim, skacząc w moją stronę. 
Odrzucił mnie dobre parę metrów, sam ledwo unikając wielkiej łapy, która leciała w moją stronę. Źle zrobiłam, zatrzymując się tak blisko narożnika. 
Oczywiście właścicielem wyposażonej w pazury kończyny był gryf. Piękny, potężny i przede wszystkim ogromny osobnik. Okazało się, że to odmiana, której wszystkie cztery łapy pochodzą od lwa, a od orła tylko głowa i skrzydła. Posiadał też charakterystyczne dla wielu jego pobratymców "uszy" i wachlarz piór na końcu długiego ogona. 
Profogus bynajmniej nie zamierzał długo zwlekać i po pierwszym nieudanym ataku, ruszył znów w kierunku małych wilczków, wysuwając pazury. Nie mieliśmy wielu lepszych opcji, także pobiegliśmy w przeciwnym kierunku. 
- Wiesz, Lind - zagadnął As w biegu. - Myślę, że to dobry moment, żeby zacząć działać.
- Racja, racja - odparłam i zaczęłam przywoływać wiatr. 
Odwróciłam głowę i wymierzyłam cios wichrem w dziób gryfa. Miało to przede wszystkim na celu zdezorientowanie go. Jednakże żadne z kolejnych uderzeń nie zrobiło na nim wrażenia. Były zwyczajnie zbyt słabe. Nie zdołałam się dostatecznie skupić. 
- Lind? - odezwał się znów Asgrim.
- Rozpraszasz mnie! - rzuciłam w odpowiedzi, po czym zderzyłam się ze ścianą budynku. Dziwne, że stało się to dopiero teraz, skoro długo już nie patrzyłam, dokąd biegnę. 
Wtem poczułam, że ktoś (mianowicie As) łapie mnie za kark i ciągnie ze sobą gdzieś w bok. Zmuszona stanąć z powrotem na nogi, ruszyłam w nowo obranym kierunku. Torance prowadziła nas do jednej z już zdemolowanych przez gryfa kamienic. Zwinnie przeskakując kolejne przeszkody, biegła ku ciasnym, dalej położonym pomieszczeniom, których wyjątkowo grube ściany trzymały się w jednym kawałku. Niewykluczone, że nawet tak duży gryf nie dałby rady ich zbyt łatwo zburzyć. 
Wspomniany stwór nie był daleko za nami. Przynajmniej do czasu. Obniżający się strop wkrótce znacznie go spowolnił. Tymczasem my przedostaliśmy się do ostatniego pomieszczenia i dotarliśmy do ściany kończącej budynek. Gryf przeciskał się dalej w naszą stronę; był coraz bliżej, a my nie mieliśmy gdzie już uciec. Jednakże ja nie widziałam tego jako szczególnie niekorzystną sytuację. 
- Tori, przygotuj się - kazałam i przywołałam znów wiatr. 
Kiedy zakrzywiony dziób Profogusa był już parę metrów od nas, użyłam wszystkich dostępnych sił, by zatrzymać go w miejscu. Schwyciłam żywiołem też jego łeb i nie pozwoliłam mu ruszyć ani do przodu, ani do tyłu. 
Wtedy moja przyjaciółka podbiegła do stwora i położyła łapę na jego skrzeczącym dziobie. Zacisnęła oczy w skupieniu. Już po paru chwilach czułam znacznie mniejszy opór ze strony gryfa. Jego ruchy stopniowo robiły się coraz mniej agresywne, by wreszcie całe jego ciało przeszło w stan spoczynku. Profogus rozluźnił się zupełnie, jego głowa opadła na ziemię, a oczy ukryły się częściowo pod górnymi powiekami. 
- As, rozmawiasz z nim? - spytałam, niepewna, czy mogę już rozgonić wiatr. 
- Próbuję - oznajmił basior. - Ale jego aura jest zupełnie inna niż te, z którymi miałem do czynienia do tej pory. 
Pokiwałam głową, udając, że rozumiem, co to znaczy. Pewnie jakieś profesjonalne nazewnictwo magii związanej z umysłem. Może kiedyś poproszę Tinga, żeby mi to wytłumaczył. Kiedyś. 
Torance sapnęła głośno i odsunęła się na bezpieczniejszą odległość. Spojrzałam na zupełnie spokojnego, niemalże śpiącego gryfa i rozgoniłam wicher. 
- On krzyczy - mruknął As. Na jego pysku widniała konsternacja. - Jakby powtarzał jakąś frazę. Tylko tyle jestem w stanie odczytać... 
- Na nic nie odpowiada? - dopytała Tori. 
- Jakby zupełnie nie było mnie w jego umyśle - odparł basior, mrużąc oczy. 
- Może w takim razie to... - wadera nie mogła jednak dokończyć zdania, bo w tym momencie przerwał jej ryk gryfa. 
Profogus ocknął się z wywołanego przez Torance stanu i był znów gotów atakować. Oczywistym było, że nie mogliśmy dłużej zostać w tym budynku. Na szczęście dookoła gryfa było wystarczająco dużo miejsca, by przejść. W tej sytuacji schwyciłam wiatrem jego dwie prawe łapy i kazałam moim przyjaciołom wyminąć go z tamtej strony. Nie trzeba było im dwa razy powtarzać. Pobiegłam za nimi, po czym wyswobodziłam gryfa z uścisku wichru. Pewnie i tak będzie potrzebował chwili by się stąd wyczołgać, albo chociaż obrócić. 
Wybiegliśmy z powrotem na ulicę. Zaczęłam się rozglądać, ale nie miałam zbytnio pomysłu, co powinniśmy teraz zrobić, ani gdzie się udać. Wtedy po raz kolejny Torance przejęła dowodzenie w tej kwestii. Kazała mi użyć wiatru; podsadzić ją i Asa, by mogli wspiąć się na dach jednej z niższych kamienic. Co jak co, ale tam raczej gryf nie będzie nas szukał. Nie od razu.
Zrobiłam tak, jak powiedziała moja przyjaciółka, po czym sama uniosłam się w powietrze i wylądowałam obok pozostałych uczestników przedsięwzięcia. Wszyscy położyliśmy się, by czasem ta wysoka bestia nie wypatrzyła nas od razu. 
- Co teraz? Ktoś ma jakieś propozycje? - mruknęłam cicho. 
- Daj mi chwilę, może ja coś wymyślę - odparł Asgrim. - Chyba, że decydujemy się na otwartą walkę. 
- Szkoda tego gryfa - wtrąciła Tori. - Podejrzewam, że to co się dzieje, to nie jego wina. 

<C.D.N.>

Uwagi: brak.