piątek, 25 października 2019

Od Lind „Jak można spędzać czas na plaży” cz. 3

Luty 2025
Ktokolwiek czytał poprzednią część tej serii, zapewne już wie, że zbieranie kokosów nie pozwoliło Lind zaspokoić głodu. Tak więc, zdecydowała poszukać lepszego źródła pożywienia nad wodą. Ting już wiele razy dawał jej do zrozumienia, że nie podejdzie do brzegu, więc w tym momencie się rozdzielili. Odmieniec zabrał ze sobą oba kokosy (jednego całego i jednego w kawałkach), po czym poszedł odszukać Baldora. Zapewne nie sprawiło mu to problemów, skoro jego „kuzyn” nie miał w zwyczaju często włóczyć się po okolicy.
W tak zwanym międzyczasie, Lind wybrała sobie miejsce, gdzie zacznie połów ryb. Przejrzystość wody po raz kolejny pozwoliła wilczycy szybko namierzyć wzrokiem kilku przedstawicieli tego gatunku. Próbowała się zbliżyć, ale fale powstałe z każdego kolejnego kroku, skutecznie odstraszały łuskowate stworzenia. Za każdym razem instynkt podpowiadał rybom ucieczkę, zanim Lind znalazła się dostatecznie blisko, by faktycznie zaatakować.
Wadera zatrzymała się, kiedy woda sięgnęła jej brzucha. Po raz kolejny nie wiedziała, jak powinna wyglądać jej strategia. Największe doświadczenie miała w łapaniu ryb w potokach. Warto jednak wspomnieć, że wówczas siedziała na brzegu. Nie pamiętała, kiedy ostatnio próbowała podejść zdobycz w wodzie. Podawała w wątpliwość, czy kiedykolwiek miało to w ogóle miejsce.
Mam tutaj stać aż ryba sama do mnie podpłynie? - pomyślała Lind.
Nie można powiedzieć, że wilczycy bardzo podobała się taka perspektywa. Jednak po krótkim namyśle, uznała, że na razie to jedyna opcja. Westchnęła i postawiła jeszcze kilka kroków ku głębszej wodzie. Odczekała jedną minutę, potem drugą. Wreszcie dostrzegła parę metrów od siebie kilka większych ryb. Zaczęła prosić je w myślach, by podpłynęły nieco bliżej. Łuskowate stworzenia nie paliły się jednak do spełniania żądań Lind. Przynajmniej nie od razu. Tymczasem wadera czuła, jak jej żołądek coraz bardziej uciążliwie domagał się pożywienia.
Wilczyca czekała kolejne minuty. Nareszcie jedna ryba popłynęła w tę stronę. Lind miała już absolutną pewność, że lada chwila będzie mogła zaatakować.
Wtem czułych uszu wadery dobiegły miarowe pluśnięcia. Ich właścicielka ze zgrozą zauważyła, że kolejne uderzenia o taflę były coraz głośniejsze. Chwilę później, pod wodą niedaleko od Lind śmignęła Cess. Pół-wilk z szerokim uśmiechem raz po raz wynurzał się, po czym nurkował z powrotem. Sama obecność tej wadery nie byłaby wielkim problemem. To znaczy, nie byłaby, gdyby każde wystawienie rogatej głowy nad wzburzoną taflę, nie skutkowało rozchlapywaniem wody na wszystkie strony. To zamieszanie ostatecznie wypłoszyło z okolicy wszystkie ryby, które chciała upolować Lind.
Opierzona wadera myślała, że zaraz wybuchnie ze złości. Zaszurała zębami i zawróciła w kierunku brzegu. Chociaż nie miała tego w zwyczaju; odpuściła. Tę sytuację uznała za wystarczający wyjątek. Była zbyt głodna, by tracić kolejne minuty na wyczekiwanie w wodzie. Zdecydowała poszukać czegoś innego do zaspokojenia głodu.
Zobaczyła, jak dwie grupki szczeniąt ganiały coś po plaży. Dostrzegła, że w obu przypadkach maluchy próbowały schwytać stworzenie, które wyglądało, jak jakiś czerwonawy owad. Lind przez chwilę pomyślała o poszukaniu innego osobnika tego dziwnego gatunku. Potem jednak uznała, że nie jest na tyle zdesperowana. Sam wygląd stworzenia dostatecznie ją odpychał.
Wilczyca skierowała wzrok na pogranicze plaży z lasem. Dokładnie naprzeciwko niej, wyrastały inne odmiany „plam” (tak Lind zapamiętała podaną przez Tinga nazwę); nie-kokosowe.
Co ciekawsze, przy jednym z tych drzew, wadera wypatrzyła Magnusa w formie ludzkiej. Wilkołak akurat sięgał do jednej z niżej zawieszonych, żółtych kiści owoców. Lind rozpoznała, że jej kolega zbierał te żółte, zakrzywione przedmioty; one również zaliczały się do przysmaków, które ekipa polowań zaserwowała watasze pierwszego dnia. Wilczyca podbiegła bliżej.
– Cześć Magnus – zaczęła. – Czy to są te... te jadalne? – nieudolnie ułożyła pytanie odnośnie interesującego jej pożywienia. Zbyt cieszyła się wizją zaspokojenia tego długotrwałego głodu, by skupić myśli.
Wilkołak spojrzał na znajomą wilczycę. Potem, zerknął na trzymany w dłoni owoc, następnie znów na koleżankę.
– Masz na myśli banany, tak...?
– Um... tak myślę – odparła Lind. – To jest to samo, co przyniosła nam niegdyś ekipa polowań, tak? – powtórzyła pytanie, licząc, że tym razem zabrzmiało zrozumiale.
– Mhm – przytaknął Magnus. Złapał długimi palcami czubek banana i zaczął obierać go ze skórki.
W międzyczasie Lind wspięła się na tylne łapy i spróbowała dosięgnąć owoców. Niestety w formie wilczej była na to za niska. Opadła z powrotem na cztery nogi, po czym odsunęła się odrobinę od pnia. Następnie, podskoczyła, pomagając sobie wichrem. W ten sposób zdołała złapać w zęby jeden owoc i oderwać go od kiści. Rzuciła zdobycz na ziemię i spróbowała rozerwać zębami. Udała jej się ta sztuka, chociaż efektem ubocznym takiej taktyki, było zmiażdżenie większości słodkiego wnętrza na papkę. Lind jednak nie zraziła się tym i zaczęła jeść.
Magnus przyglądał się wszystkiemu z boku. Po chwili mruknął:
– Byłoby ci łatwiej, gdybyś zmieniła formę na ludzką. Słyszałem, że to potrafisz.
Lind zastygła w bezruchu. Miesiącami nie wykorzystywała tej umiejętności. Pamiętając, jak straszny ból jej to sprawiało, po prostu zrezygnowała. Co więcej, nie myślała już nawet o wykorzystaniu owej zdolności. To jest, do teraz.
– Lind? – odezwał się znów Magnus, widząc, że jego koleżanka nie odpowiada.
– Bardzo to smaczne... – oznajmiła, kiwając na skórkę po bananie.
– Coś nie tak? – spytał wilkołak.
– Nie, skądże. Co mogłoby być nie tak? – mruknęła wadera.
Po tych słowach, zerwała w ten sam sposób, jak poprzednio, kolejny owoc. Powtórzyła to jeszcze parę razy, dopóki nie poczuła, że w miarę zaspokoiła dokuczający jej od jakiegoś czasu głód.

<C. D. N.>

Uwagi: brak.