piątek, 2 października 2020

Od Gavriela "Terapia szokowa" cz. 4

Październik 2026 r.
Gavriel wciąż się uśmiechał.
– Gratuluję. Udało ci się. Co prawda większe show robił twój wokal, ale było dobrze.
– I? Teraz chyba twoja kolej, co nie? – zapytał Morti ostro. Nadal czuł do niego złośc, ale nie tak silną, jak jeszcze kilka minut temu. Szarpanie strun nieco go… uspokoiło.
Grupa zgodnie zamilkła. Teraz wszyscy wyczekująco wbili spojrzenia w drobną postać Gavriela. W formie ludzkiej był o całe pół głowy niższy od Mortimera. Wzruszył więc ramionami i przyjął gitarę. 
– Niech będzie. 
Najpierw upewnił się, czy była nastrojona. Morti w tym czasie obserwował to z dłońmi ułożonymi na biodrach. Tata stroił ją rano. Musiała być w dobrej formie. Gavriel – tak jak podejrzewał Morti – nie znalazł żadnych uchybień, więc ostrożnie zaczął grać swoją melodię. Z czasem nabrał nieco więcej pewności. Była żwawsza i dużo bardziej chwytliwa. Nie miała słów. Morti obserwował to spod zmrużonych powiek. Gavriel starał się nie dać po sobie poznać, że się stresuje. Palce omsknęły mu się dobre kilka razy, ale dzielnie kontynuował. Kątem oka widział, że nauczyciel kilkakrotnie zastanawiał się nad próbą przerwania mu w trakcie, ale ostatecznie zrezygnował. Przy drugiej takiej próbie, Gavriel przygryzł wargę. Mylił się coraz częściej. Było to trudne do usłyszenia, ale on wiedział. I Mortimer również. 
Kiedy skończył, odrzucił swoją ciemną lokowaną grzywkę do tyłu. Lekkim ruchem zdjął z siebie gitarę i odczekał, aż oklaski ustaną. Dopiero wtedy zwrócił twarz ku mierzącego go wzrokiem Mortiego. Po chwili namysłu wyższy chłopiec oznajmił:
– Myliłeś się. Co najmniej kilkukrotnie. Do tego grałeś za szybko. Stresowałeś się, prawda? 
Gavriel uśmiechnął się. Tym razem nie był to ironiczny uśmiech. 
– I? Co jeszcze? 
Morti na widok jego wyrazu twarzy trochę stracił na pewności. Kontynuował jednak: 
– Za słabo dociskałeś struny i tempo było nierównomierne. Nikt cię tego nie uczył? 
Gavriel patrzył na niego przez chwilę w milczeniu. Uśmiech nadal nie schodził z jego twarzy. Dopiero potem uniósł lekko brodę i zawyrokował: 
– A czy ty chciałbyś nauczyć mnie jak korygować błędy, które popełniam? 
Szczeniaki wydały z siebie ciche okrzyki zdziwienia. 
– Ja? Przecież sam nawet do końca nie umiem… – urwał. Wpatrywał się badawczo w Gavriela.
– Naucz się i wtedy przekaż do mnie. 
– Możesz zapytać mojego taty… 
– Radzisz sobie, Morti. – Gavriel klepnął go w ramię. – Naucz się na tyle, abyś mógł nauczyć i mnie. Ciebie uczył tata, i mnie mój również. Ciebie jednak najwyraźniej uczył skuteczniej. Możesz go ode mnie pozdrowić. 
Morti nie wiedział co powiedzieć. Obserwował rozbawioną fizjonomię Gavriela z odrobinę rozchylonymi wargami. Zupełnie nie rozumiał, czy ten sobie z niego żartował, czy też nie. Wyczuwał postęp, ale z minuty na minutę był co do niego mniej pewny.
– I gratuluję, ta dyskusja to pierwszy krok do nauczenia się asertywności. Tak trzymaj – oświadczył Gavriel dumnie. Nim jednak Morti zdołał się odezwać choćby słówkiem, Gavriel odsunął się i zmierzył znowu do krzaków, aby odłożyć gitarę do pokrowca. Po drodze jeszcze skrzyżował spojrzenia z Morgenem, który wciąż obserwował go nieufnie. Kiedy wracał, jasny basiorek był już wyłącznie skupiony na swoich pazurkach.

<C.D.N.>