środa, 19 sierpnia 2020

Od Firii "Brakuje mi ciepła" cz. 7


Styczeń 2027
Lodowaty wicher zaszumiał. Mama od razu zareagowała i otuliła mnie mocniej tym fajnym, ciepłym materiałem. Pamiętała nawet żeby nakryć moje uszy. Mama jest najfajniejsza!
Nagle rozległ się inny szum; niepodobny do wspomnianego wcześniej. Najbardziej zaniepokoiło mnie to, że nie mogłam określić, skąd do nas docierał. Wybrzmiał z przodu, potem nagle z boku, a czasem nawet z góry! Zaczął cicho, pojedynczymi odgłosami, by wkrótce gęstnieć, huczeć coraz głośniej.
Wcale mi się to nie podobało; było dziwne, nienaturalne i w ogóle! Zgrzytało, uderzało, dudniło, sama nie wiem! Wiem tylko, że w życiu nie słyszałam niczego podobnego. Zaskamlałam i ukryłam nos w materiale, którym byłam owinięta. Poczułam, jak obejmuje mnie łapa mamy.
– Ma-ma! – zapiszczałam, szarpiąc za kolorowe frędzle.
– Spokojnie, kochanie. To tylko deszcz – usłyszałam mój ulubiony, miły głos. Jednak nie zdołał on odstraszyć tego dziwnego rzężenia. Rzężenia, które wciąż narastało!
Złapałam frędzle i zaczęłam je przeżuwać. Wtedy poczułam na odkrytym pyszczku, że zrobiło się jeszcze zimniej. Czyżby ten nowy szum kradł ciepło? Nie chce zamarznąć!
– Spokojnie, Firi – Niepewnie podniosłam łepek, słysząc swoje imię. – Jestem tutaj, nic się nie stanie.
Zdawało mi się, że góra wyglądała jakoś inaczej, niż zwykle. Spróbowałam odszukać to, co tam wisi i świeci, ale bez powodzenia. Wypatrzyłam tylko różne odcienie szarości, czasem nawet granatu. To znaczy, część widoku zasłaniał ten rozczapierzony zielony baldachim, pod który przyniosła mnie mama. A może właśnie on miał obronić nas przed rzężącym-szumem?
Pomimo uspokajającego tonu wilczycy, postanowiłam nie ruszać się z miejsca. Tu jest ciepło, a tam jest strasznie; decyzja zbyt prosta.
Wkrótce nabrałam przekonania, iż jestem bezpieczna. Porzuciłam jednak tę myśl, kiedy coś uderzyło w materiał leżący na mojej główce. Podskoczyłam. Atakują! MAMO! Zaczęłam głośno piszczeć. Miejsce na moim okryciu, które oberwało, zrobiło się ciężkie, zimne i klejące. Co ja teraz zrobię?
Zanim wydałam z siebie kolejny pisk, mama przybyła na ratunek. Ostrożnie zdjęła uszkodzony materiał z mojej główki. Przysunęła się bliżej i pochyliła nade mną.
– Ciii... to tylko woda.
Wyciągnęłam łapki do jej wielkiego pyszczka. Był taki fajny i ciepły i miły i fajny. Był najfajniejszy. Mama położyła głowę tuż obok mnie, więc wykorzystałam tę okazję, by wtulić się w jej sierść. Wkrótce byłam już całkiem spokojna. Cokolwiek tam szumi i atakuje, nie da sobie rady z mamą!

Koniec stycznia 2027
Znowu gdzieś mnie niosą. Nie zawsze było to takie fajne; nieraz kończyło się położeniem przed nowym, przerażającym przedmiotem. Miałam szczerą nadzieję, że dzisiaj nie będzie tak samo, chociaż mama naprawdę długo się nie zatrzymywała. Szła też dość szybko, to chyba oznaczało, że znała drogę.
Wlepiłam wzrok w to niebieskie coś przed nami. Było tam od zawsze, ale teraz zdawało się stawać coraz wyższe. Też jego własny szum był coraz głośniejszy. Hm... strasznie dużo szumów jest na tym świecie. Wiatr szumi, to niebieskie coś szumi, zielony baldachim szumi; można powiedzieć, że rzężące-dudniące coś też szumi. Wszystko szumi!
Dzięki dalszej obserwacji dowiedziałam się, że rosnące-niebieskie-coś, co jakiś czas przecinały białe pasy. Niektóre docierały do piasku, ale większość znikała zbyt szybko, by to osiągnąć.
A mama nadal się nie zatrzymywała, jedynie odrobinę zwolniła. Wtedy zauważyłam, że obserwowany obiekt zaczął zmieniać kolor. Stawał się szarawo-przezroczysty; zachował jednak ruchome, białe akcenty, o których wspomniałam wcześniej.
Mama położyła mnie z powrotem na piasku. Z jakiegoś powodu tutaj nie był ciepły i sypki; raczej zimny i klejący. Poderwałam łapki, by spróbować go strząsnąć. To naprawdę niefajna wersja piasku.
Wybrzmiał kolejny szum; znacznie bliższy, a przez to donośniejszy. Podskoczyłam. Albo mi się zdawało, albo to przezroczyste coś przed chwilą próbowało się do nas zbliżyć!
– Maamaaa! – Też to widziała? Nie wygląda na zaniepokojoną...
Kolejny szum. Wtedy wszystko się powtórzyło. To nie omamy! Mamo, zrób coś! Zapiszczałam i dopadłam nóg wspomnianej wilczycy.
– Nie ma się czego bać, Firi – usłyszałam jej ciepły głos.
Mama polizała mnie po główce. Niestety, nie uspokoiło mnie to na długo; przezroczyste coś po raz kolejny wyciągnęło się w naszą stronę. Mamo, musimy uciekać! Zaczęłam szarpać kolorowy puch, ale bez skutku.
– To woda, złotko. Patrz, niegroźna – Wilczyca wyciągnęła łapę w stronę tego dziwacznego zjawiska.
Struchlałam. Nie, nie rób tego!
Pisnęłam, kiedy jej łapa zetknęła się z przerażającym, szumiącym czymś. Wtem dostrzegłam, że nikomu nic się nie stało. Po futrze mamy spłynęło kilka połyskujących drobinek i to tyle.
Chwila... czy to może być to samo, co duzi noszą w tych okrągłych, drewnianych naczyniach? Nie pachnie tak samo; też wydaje znacznie więcej odgłosów... Ale te drobinki były uderzająco podobne.
Niepewnie wyciągnęłam łepek w stronę przezroczystego czegoś, którego przed chwilą dotknęła mama. Cofnęło się, jakbym teraz ja je przestraszyła. Chyba że po prostu chciało być złośliwe.
– Uwaga... fala zaraz wróci!
Odskoczyłam, ledwo ratując swoje łapy przed kolejną powtórką tego dziwacznego zjawiska. Mamie nie zrobiło krzywdy, ale bałam się, że ja nie będę mieć tyle szczęścia. A co jeśli to jest miłe tylko dla dużych wilków?!
Znów pociągnęłam za pióra na łapie mamy. Idziemy stąd! Chcę wracać! Tam piasek jest miły i nie ma tego przezroczystego-szarego-szumiącego-kto-wie-jeszcze-jakiego!
– No dobrze, nic na siłę – usłyszałam głos mamy. Zaraz po tym, znów byłam w powietrzu. Hura!

<C. D. N.>

Uwagi: Zgubiłaś kilka przecinków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz