czwartek, 18 kwietnia 2019

Od Torance "Szukaj, a znajdziesz" cz. 1 (cd. Asgrim)

Lipiec 2023
Ciężko było mi opuścić tereny, na których tak naprawdę się wychowałam i spędziłam ponad połowę mojego życia. Każdy kamień, każde drzewo, każde stworzenie było mi w pewnym sensie bliskie i nie mogłam powstrzymać dziwnego i przejmującego smutku, na myśl, że zostawiliśmy to wszystko za sobą jak gdyby nigdy nic. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać sobie, co musieli przeżywać starsi członkowie. 
Z pewnością naszej Alfie ciężko było podjąć taką a nie inną decyzję. A jednak zdecydowała się nie narażać watahy dla zwykłego przywiązania. Podziwiałam jej za to opanowanie. Wątpiłam, bym ja kiedykolwiek znalazła odwagę na podjęcie takiego kroku, zwłaszcza na jej miejscu. Jakby nie było wilczyca urodziła się tutaj, właśnie na tych terenach. Z tego co wiedziałam, na Cmentarzu był pochowany jej brat. Musiała go opuścić, tak jak wszystko inne.
Sama podróż była niesamowita. Choć strasznie bałam się wysokości, a wycie Asa w duecie z Passerem i to w dodatku przy dźwiękach banjo Tinga nie było najlepszym, co mnie w życiu spotkało, to jednak nie mogłam nie docenić widoków, które się roztaczały wokół. Nad nami wisiały czarne chmury, burza nadal otaczała nas z każdej strony, napierała, nieraz próbując strącić nas z cielsk smoków. Świat pod nami był jednym wielkim bałaganem; niektóre drzewa przewrócone, a nienaturalnie wielkie rośliny były pokryte tym dziwacznym osadem. Niemniej w tym wszystkim tkwiło jakieś dziwaczne i zarazem fascynujące piękno.
Świat wyglądał magicznie.
Pogoda jednak nas nie rozpieszczała. Któregoś dnia, gdy burza rozpętała się na dobre, Alfy zarządziły kilkudniowy postój. Mieliśmy zostać pod osłoną wysokich drzew, tworzących rozległy las. Zielone liście chroniły nas przed błękitnymi kroplami, a spomiędzy traw świeciły jakieś dziwne rośliny, sprawiając, że wszystko przybierało ładną, niebieskawą barwę.
Ten las potrafił fascynować, zwłaszcza gdy po watasze rozniosła się wiadomość o przerośniętym króliku-opiekunce kolorowych jaj oraz artefakcie, który jest gotowy przekazać nam w ramach podziękowania za pomoc. Niestety, nagroda była jedna, a chętnych do pomocy - czy też wygrania nagrody - wielu. Między innymi to właśnie As, miał wielką nadzieję, że uda mu się wygrać. Oczywiście, by pomóc temu kicajowi, jednocześnie świetnie się bawiąc, rywalizując z innymi - jak powiedział.
Ledwo pozwoliły nam na to obowiązki, zagłębiliśmy się w wysoką trawę, w poszukiwaniu jaj. Gdzieś obok nas krążyły inne wilki ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Słyszałam, jak się poruszają, jednak nie widziałam ich wystających ponad trawę pysków - musiałam iść schylona, by zielsko nie wpadało mi do oczu, na których poziomie się kończyło. Było to o tyle przydatne, że nie musiałam chodzić aż tak zgarbiona, jak na przykład mój partner.
W pewnym momencie zauważyłam jedno z jajek. Podbiegłam czym prędzej w jego stronę, jednocześnie uważnie patrząc pod łapy. Może w pobliżu będzie jeszcze jakieś?
Gdy tylko do niego dotarłam, nie mogłam powstrzymać zachwytu. Było śliczne. Aratris miał niesamowity talent plastyczny, o czym świadczyły wymyślne wzorki na skorupce. Niebieskie i czerwone linie splatały się ze sobą, tworząc piękny malunek dwóch ptaszków, lecących po białym niebie. Podejrzewałam, że właśnie tego koloru była cała skorupka przed pomalowaniem, ale równie dobrze mogły wyjść spod pędzla królika. Sam widok ptaków stworzonych z wielu fikuśnych linii, dawał mi pewne wyobrażenie odnośnie jego umiejętności.
Pogładziłam niepewnie gładką powierzchnię jaja i czym prędzej powiadomiłam Asa o moim znalezisku.
Już idę - odpowiedział w moim umyśle.
Wypatruj po drodze kolejnych - poleciłam.
Robi się - Wilk przesłał mi obraz siebie, kiwającego głową.
Uśmiechnęłam się delikatnie do samej siebie. Zapomniałam, jak wygodne było rozmawianie z pomocą tego całego łącza międzyumysłowego. Zwłaszcza, gdy wokół było pełno wilków, które z chęcią poznałyby miejsce, w którym znalazłam jajo. Tak, rozmowa z pomocą myśli była cicha, szybka i niedostępna dla większości wilków. Jednym słowem - idealna.
As pojawił się dosłownie w kilka chwil i niemal od razu rzucił w stronę jajka, posyłając mi w biegu uśmiech i gratulując owocnego poszukiwania.
- Rzeczywiście kolorowe - stwierdził.
Pokiwałam łbem.
- I jakie ładne - dodałam z uśmiechem.
Basior krótko przytaknął i zmieniwszy się w człowieka, ostrożnie schował je do kieszeni swojej bluzy.
Jedno z głowy, czas poszukać reszty.
To na co czekasz? Te tereny są moje, idź szukać gdzie indziej - roześmiałam się cicho. As w odpowiedzi coś parsknął i odszedł gdzieś na lewo. Krok w krok podążała za nim nasza kotka, Elena.

<As, As, czy coś masz?>

Wygrana: 5 jaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz