niedziela, 25 sierpnia 2019

Białe Królestwo: "Nigdy nie wiesz, co się wydarzy" cz. 4

Koniec grudnia 2023 r.
Hitam zaczął zwalniać.
– Co tak wolno?! Nie masz już siły?! – krzyknął roześmiany Theodore.
Hitam zwiesił głowę.
– Nie, nie o to chodzi. Po prostu... Przepraszam, ale mam trudniejszy okres.
– Co się stało? – Theo nieco zmartwiony podszedł bliżej Alfy.
– Nic takiego... sprawy dorosłych. Nie jestem pewien, co powinienem zrobić w takiej sytuacji.
Maluch przekręcił głowę.
– Jakiej sytuacji?
Hitam spojrzał na niego przelotnie, a później zawrócił.
– Wiesz co? Odprowadzę cię do mamy. To był kiepski pomysł, abym miał się tobą teraz zajmować. Mam inne rzeczy do roboty...
Theo prychnął. Hitam udał, że tego nie usłyszał.
– Mamie też tak będziesz mówić? Żeby się nie wtrącała?
– Od kiedy jesteś taki mądry?
– Od zawsze! – krzyknął maluch, przyspieszając kroku. Znowu biegł. Hitam pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
– Wiesz, że Suzanna trafiła do więzienia?
– Wiem! – odkrzyknął Theo, łapiąc tępymi ząbkami za jakąś wyschniętą gałąź. Wystawała z donicy na schodach czyjegoś domu. Nim zdążył szarpnąć za nią po raz drugi, Hitam chwycił go za skórę na karku i przeniósł o kilka metrów. Maluch westchnął z niezadowoleniem.
– No, Suzanna jest w więzieniu. I co dalej?
– To, że mam wyrzuty sumienia, że kazała mi zostać na wolności. Mamy zakaz spotkań, wobec czego nie wiem, czy powinienem wyprowadzić stąd watahę, czy może jeszcze zostać.
– Mnie się tutaj podoba – odpowiedział dumnie Theo.
– Naprawdę?
– Naprawdę!
Hitam pogrążył się w myślach..
– A mamie i tacie się podoba?
– Chyba tak – Szczeniak wzruszył ramionami.
– A innym członkom watahy?
– Chyba też.
***
Hitam siedział na stołku przy barze, obserwując jak Elvin uwija się nad przygotowywaniem posiłku. Zwieńczając swoje dzieło, zerwał listek bazylii z doniczki i dorzucił na sam czubek kupki ryżu z warzywami. Zaraz potem odstawił talerz tuż przed Hitama. Pachniało nieziemsko. Ochoczo wziął do ręki nóż i widelec.
– Smacznego – rzucił Elvin. Zatoczył koło palcem w powietrzu, a woda prysnęła z kranu za jego plecami, pieniąc się i pryskając we wszystkie strony, jednak nie przekraczając granicy zlewu. Talerze i kubki, wesoło szczękając, podnosiły się i opadały. Plamy brudu i zaschnięte resztki jedzenia schodziły z nich z zaskakującą łatwością.
Hitam patrzył na to jak zaczarowany tylko przez moment, ale zaraz potem zapach ryżu przypomniał mu o obiedzie. Zaczął jeść. Wciąż jednak pobieżnie obserwował zapracowanego karczmarza, który wyglądał, jakby nie zaprzątał sobie głowy niczym, prócz pracy. Hitam nabrał wątpliwości, czy warto mu przeszkadzać.
– Wszystko w porządku? – zapytał nagle Elvin. Hitam uświadomił sobie, że od dłuższej chwili lustruje go dość niepokojącym spojrzeniem.
– Tak, tak... Jest dobrze – Wbił widelec w kawałek gotowanej marchewki. – Tak sobie tylko myślałem... chyba masz wprawę w doradzaniu innym, prawda?
– Tak... sądzę, że tak – Elvin zaśmiał się krótko, nie przestając wycierać szklanego kufla – Choć też zależy o co chodzi.
– Gdybyś był Alfą watahy... Mojej watahy. Chyba ją znasz.
Elvin mu potaknął.
– Co byś zrobił, gdyby aresztowano twoją partnerkę? I nie patrząc na nią kazała ci odlecieć po zakończeniu zimy.
Elvin wypuścił z sykiem powietrze. Odstawił kufel.
– Trudna sytuacja – skomentował karczmarz. Hitam skinął głową, czekając na dalszy werdykt. – Sądzę, że powinno o tym zadecydować stado.
– Stado... – powtórzył pod nosem Alfa.
– Jeśli jednak dostała się na mniej niż rok, moglibyście poczekać.
Hitam potrząsnął głową. Zalała go kolejna fala rezygnacji. 
– Dziesięć lat.
Elvin otworzył usta w zdumieniu.
– Co jest, miśki? – wtrącił nagle jakiś żeński głos. Hitam obrócił w tamtą stronę głowę, poznając w kobiecie Florę.
– Jego żona dostała się na dziesięć lat do więzienia.
– Dziesięć? – powtórzyła Flora, unosząc brwi – Co ona zrobiła? Okradła jakiegoś magnata?
– Trochę spóźniła się z zarejestrowaniem watahy – objaśnił Alfa.
– Ach. No tak. Mają na tym punkcie bzika – zaśmiała się nerwowo księżniczka.
– Można chyba zapłacić jakiś wykup skracający odsiadkę – dorzucił Elvin.
– Można, można – potaknęła Flora, patrząc wyczekująco na Hitama. Przeszły go dreszcze.
– Nie mamy tyle Bellos.
Flora wyglądała na rozczarowaną.
– Może moglibyśmy się dorzucić? – wtrącił Elvin, cały czas obserwując księżniczkę.
– Nie, nie trzeba... – zaczął Hitam, ale Flora mu przerwała:
– Trzeba, trzeba. Słyszałam, że jakaś wasza koleżanka też ma odsiadkę.
– Lind – potwierdził Hitam jeszcze bardziej skwaszony.
– Same z wami kłopoty – Wywróciła oczami rozbawiona Flora – O tej rozróbie chyba słyszało całe miasto.
– Ja nie słyszałem – dorzucił Elvin.
– No to wszyscy, prócz ciebie – Wyszczerzyła się – Co powiesz na pięćset Bellos na wykup Lind i tej twojej żony?
– I drugie pięćset ode mnie – dorzucił karczmarz.
Hitam zbity z tropu spojrzał to na nią, to na niego.
– Naprawdę?
– Nie, na niby – zażartowała Flora. Odpięła brzęczącą sakwę zza pasa i położyła tuż przed Hitamem. – Później doniosę ci więcej. Tylko nie przewal na głupoty. – Mrugnęła do niego okiem.
– Głupio mi...
– Chcesz pozwolić, aby za takie bzdury kisiły się w więzieniu latami? – zapytał Elvin. Hitam potrząsnął głową. – W takim razie zaufaj nam, że to najlepsze wyjście.
– Dziękuję... – powiedział słabo Hitam. Ledwo widział przez napływające mu do oczu łzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz