poniedziałek, 17 sierpnia 2020

Od Yvara "Broń się" cz. 11


Grudzień 2025
Yvar był zły. Miał ochotę drapać pazurami po piasku, skórze, drzewach. Mięśnie kusiły, żeby przestał słuchać rodziców i zagłębił w zieloną dzicz dżungli. Mama co rusz wyciągała w jego stronę łapę, ale uciekał spod niej. Nie chciał magicznego uspokojenia. Był wściekły i miał zamiar rozkoszować się płynącymi w jego krwi uczuciami. Było to lepsze niż pustka, którą odczuwał, kiedy czekał aż ktoś przyjdzie powiedzieć jego rodzicom. Bo nie miał wątpliwości, że ktoś przyjdzie; przewrażliwiony ojciec Morgana nie puściłby mu tego płazem.
Próbował ignorować łagodne słowa mamy i cichą wściekłość ojca. Jednak nie potrafił tego znieść. Żadne z nich nie było sobą, a jakąś wypaczoną, odwróconą wersją swojego charakteru. Szczególnie zachowanie Asgrima go wstrząsnęło. Jednocześnie wprawiało w furię i poruszało jego serce.
Drżał przez całą rozmowę, a kiedy wszystko uległo zakończeniu, odszedł kawałek dalej z bólem w każdej swojej cząstce. Czekał na łzy, patrząc na zachodzące słońce, jednak te nie nadchodziły. Łapy nadal błagały go ucieczkę. Wiedział jednak, że nie byłby to najlepszy pomysł na świecie. Musiał być grzeczny. Nie mógł podpadać. Nie chciał widzieć zimnej burzy w szaroniebieskich oczach ojca. Nie był na to gotów. Jeszcze nie.
Yngvi próbowała do niego podejść i zapytać o wydarzenia tego popołudnia. Słyszał jej wesołą paplaninę i zmęczony głos Torance, gdy ta ją powstrzymała. Był jednocześnie wdzięczny i niezadowolony. Sam już nie wiedział, co czuł wyraźniej.
W końcu niebo pokryło się czernią, a skrząca droga gwiazd znalazła odbicie w jego oczach. Yvar zatracił się w tym widoku i gamie emocji, która wypełniła jego umysł. Stracił poczucie czasu; był tylko on, gwiazdy, uczucia i cichy oddech śpiącej kawałek dalej siostry. Nic więcej nie miało znaczenia.
***
Yvar siedział przed Adorą, zamiatając piasek ogonem. Yngvi już dawno odeszła, żeby porozmawiać z Silee. Oprócz nich była tylko Nikaella, ale ona trzymała się jak zwykle na uboczu. Yvar nawet ją lubił, chociaż nigdy nie zamienili nawet słowa. A może właśnie dlatego.
Oblizał nerwowo pysk, gdy jego myśli wróciły do wczorajszego starcia. 
Bał się spotkania z Morganem. 
Bał się szeptanych plotek i nieprzyjaznych spojrzeń innych.
Bał się pogardy, wściekłości i nienawiści.
Ale nie żałował. Nadal, pomimo tego wszystkiego, nie żałował tych kilku chwil satysfakcji, kiedy walczył z basiorkiem. Kiedy adrenalina wypełniła jego żyły. Kiedy górował i patrzył w przerażone brązowe ślepia. 
Adora patrzyła w niebo, a Yvar na jej ciemne futro. Piaszczysty brzeg zbyt przypominał sierść Morgana; kiedy na niego spoglądał, miał ochotę rzygać. Gwar szczenięcych rozmów narastał wraz z ilością uczniów. Obok niego wylądowało trochę śliny. Yv zignorował to oraz ostre słowa Kaiju. Jego serce biło jak szalone.
Nauczycielka przeszła do lekcji. Opowiadała coś o słońcu i planetach, czasem przerywając na mówienie wartościowych rzeczy lub milczenie. To ostatnie podobało się Yvarowi - i, jak przypuszczał, nie tylko jemu - najbardziej.
Adora mówiła coś o problemach związanych z wchodzeniem na nieznane terytorium. Ciągły monolog, którego nie zdołał przerwać żaden szczeniak; wilczyca ignorowała wszystkie pytania i kontynuowała monotonnym tonem, co jakiś czas porównując taką sytuację do kosmosu. Żaden szczeniak nie wiedział, o co chodzi, a ona nie tłumaczyła. Yvarowi ten układ wyjątkowo pasował. Wokół nauczycielki i ucznia rozchodziła się aura zrezygnowania i zmęczenia. Nikt jednak nie zapytał. Ani teraz, ani później.
Miał wrażenie, że nie istnieje. A jeśli już istniał, chciał przestać. Przynajmniej na chwilę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz