środa, 24 kwietnia 2019

Od Lind "Poszukiwań ciąg dalszy" cz. 2

lipiec 2023
Wyglądało na to, że jesteśmy tutaj sami. Nie znalazłam żadnego zapachu, ani tym bardziej śladów łap. Jedyne, co wywęszyłam, to kolejne, kolorowe jajko. Wyprostowałam się i spojrzałam na mojego towarzysza. Siedział na ziemi; czekał, aż ja pierwsza zrobię cokolwiek w temacie nietopniejących sopli lodu, na które trafiliśmy. Stanęłam pod drzewem, na którym wisiały. Z bliska wyglądały całkiem zwyczajnie. Postanowiłam nie czekać już dłużej i zbadać to zjawisko. Podskoczyłam i złapałam jeden z sopli w zęby, żeby go odłamać. Kiedy wylądowałam z powrotem na ziemi dostrzegłam, że oderwałam go od drzewa razem z fragmentem gałęzi, więc i z drugim przymarzniętym do niej lodowym szpikulcem. Czułam bijące od nich zimno. Rzuciłam to na ziemię. 
- Nadal nie topnieją... - mruknął Ting, podchodząc do gałęzi z soplami. Wyciągnął w ich stronę łapę, ale gwałtownie ją cofnął, kiedy była blisko. 
- Też mam oczy i też to widzę - odparłam. - Lepiej pomyśl, czy mamy w watasze kogoś, kto mógłby być odpowiedzialny za ich powstanie. Jeśli nie, oznaczałoby to...
- Czekaj chwilę - uciszył mnie gestem.
- O co ci chodzi? - zdziwiłam się. 
Nie odpowiedział.
- Halo! 
- Cicho, Pierzasta! - warknął. 
- Powiedz mi tylko... 
W tym momencie Ting objął mój pyszczek swoimi chudymi łapami i zamknął go. Zamruczałam niezadowolona i natychmiast się mu wyrwałam. Nie było to takie trudne. Spojrzałam na niego, oczekując natychmiastowych wyjaśnień, ale Odmieniec już nawet na mnie nie patrzył. Wrócił do kontemplacji nad soplami z nietopniejącego lodu. Poddałam się i postanowiłam zaczekać, aż coś wymyśli i sam mi o tym opowie. W międzyczasie sprawdziłam jeszcze raz, czy nie przegapiłam tutaj w okolicy żadnej zguby, która powinna wrócić do torby Aratrisa. Znalazłam jeszcze jedno jajko pośród paproci, akurat, kiedy mój towarzysz rozpoczął na nowo rozmowę:
- Ja widziałem już takie zjawisko. To na pewno nie jest robota nikogo z watahy.
- Skąd wiesz? - spytałam. 
- Mam takie przeczucie.
- Szósty zmysł? - zażartowałam i uśmiechnęłam się pod nosem. 
- Raczej ślad po mojej pamięci - odparł z grobową powagą Ting. 
Skierowałam wzrok na sople.
Jak to ma działać? Przecież... wyglądają tak samo, jak każde inne. 
Niemniej jednak to, co powiedział Odmieniec, zaintrygowało mnie. Żadne z nas przecież nie znało szczegółów jego przeszłości, a teraz znikąd pojawia się coś, co może być... poszlaką? Czy to na pewno dobre słowo?
- Zabieramy to ze sobą?
- Jeśli bardzo chcesz, możesz je zabrać, Pierzasta - mruknął Ting i spojrzał na mnie. 
- A ty nie chcesz? - przechyliłam nieznacznie głowę na bok, zmieszana. 
- Co miały mi przypomnieć, przypomniały. Więcej już się od nich nie dowiem - westchnął mój towarzysz i ruszył dalej wzdłuż brzegu stawu. 
Odłamawszy od sopli nadmiar drewna w postaci gałęzi, zapakowałam je do torby, po czym poszłam za Strażnikiem Wichury.
- Więc... powiesz mi co konkretnie ci przypomniały?
- Um... trochę zbyt wiele ode mnie oczekujesz, Pierzasta... Nie potrafię opisać tych wspomnień. Są to jakieś urywki, zupełnie wyrwane z kontekstu - pomachał niedbale łapą. - To jakbym próbował opisać świetlika, widząc z daleka tylko jego wątły blask. Z tej perspektywy nie powiem ci ile ma nóg, jaki kształt oczu... 
- A... rozumiem... - spuściłam wzrok zawiedziona. 
Na tym skończyła się nasza konwersacja. Chociaż nadal szukaliśmy wspólnie zaginionych jajek, od teraz każdy był sam na sam ze swoimi myślami. Ciszę przerywał tylko raz na jakiś czas komunikat, o znalezieniu jeszcze jednej barwnej zguby. Kiedy już oddaliliśmy się od stawu, mojego nosa dobiegł znajomy, słodki zapach. Bez namysłu podążyłam za nim, by szybko dotrzeć do krzaczków, uginających się pod ciężarem małych, granatowych owoców. Jagody!
- Ting! Chodź tu szybko! - zawołałam.
- Co tam masz, Pierzasta? 
- Znalazłam jagody - oznajmiłam z uśmiechem. - Masz coś, w co możemy ich nazbierać? Luzem w torbie z pewnością zamienią się w dżem. 
Odmieniec zdjął plecak i zaczął przeglądać jego zawartość. Skorzystałam z okazji, by podejrzeć, co jeszcze tam ma, ale nie wypatrzyłam zbyt wiele nowych nabytków w jego kolekcji. Wyłączając garść kolorowych jajek oczywiście. Po chwili mój towarzysz wydobył spośród swoich śmieci mały, szklany słoiczek. 
- Wystarczy? 
- Powinien - skinęłam głową i zabrałam się za zbieranie jagód. 
Kiedy już prawie napełniłam naczynko, Ting spytał:
- Co to jest dżem?
- Robi się to z owoców, żeby dłużej zachowały świeżość. Konserwuje je się dodając cukru - wyjaśniłam. 
- Hm... Więc co ma wspólnego robienie dżemu z przechowywaniem owoców w torbie? 
Zaśmiałam się.
- Żeby cukier zakonserwował owoce, trzeba je najpierw rozdrobnić albo zmiażdżyć. Teraz rozumiesz? 
- Teraz to, co powiedziałaś, ma więcej sensu - padła odpowiedź. 
- I dobrze - mruknęłam. - Idziemy dalej - zakręciłam słoiczek i schowałam go do torby. Zanim zamknęłam klapę, zerknęłam na sople, które wcześniej zabrałam ze sobą. Nic się nie zmieniło, nadal nie topniały. 
Miałam nadzieję, że szybko się dowiem, jaki jest ich związek z historią Tinga. Albo chociaż dlaczego wisiały samotnie w tym lesie. Jednakże, zamiast otrzymać odpowiedzi na którąkolwiek z tych zagadek, wkrótce mieliśmy natrafić na kolejne niecodzienne zjawisko, ewidentnie powiązane z poprzednim. 


<C.D.N.>



Wygrana: 6 jaj



Uwagi: brak daty! W wyrażeniu "niemniej jednak" słowo "niemniej" piszemy łącznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz