środa, 28 sierpnia 2019

Białe Królestwo: "Nigdy nie wiesz, co się wydarzy" cz. 7

Początek marca 2024 r.
Patrick zmierzał żwawo w kierunku areny. Willcan stąpał kilka kroków za nim. Nerwowo wyginał palce u dłoni, patrząc ukradkiem na umięśnione plecy blondyna. Niemal czuł, jak kropelki potu spływają po jego własnych plecach.
– Wybacz, że nie mieliśmy zajęć tyle czasu, jednak miałem dużo pracy na głowie... – zaczął jego nauczyciel – Nauczyłeś się może czegoś ciekawego w tym czasie?
Przystanął i stanął przodem do Willcana. Chwycił za jego nadgarstek i pociągnął w dół. Nie miał zamiaru nastawiać mu wyłamanych palców.
– Ja... – zająknął się chłopak – To ja rozpuściłem tę plotkę.
– Plotkę? – Patrick zmarszczył brwi.
– O... o zamachu. Ja... – głos mu się łamał. Znowu próbował zacząć wyginać palce, ale ponownie Patrick mu w tym przeszkodził.
– Powiedz to wprost – rozkazał lodowatym tonem.
– Sądzę, że... że coś widziałem. Ale nie jestem pewien. Chyba... to chyba była moja moc. Albo kolejne widzenia... – ostatnie słowa wymówił już przez łzy. Patrick tym razem go pocieszająco  nie uścisnął. Patrzył na księcia z niedowierzaniem.
– Widziałeś?
– Nie pamiętam twarzy... Pamiętam słowa... – próbował się tłumaczyć. Wstrząsnęły nim kolejne konwulsje, a łkanie zacieśniało gardło tylko mocniej, i mocniej.
– Jakie słowa?
– Że tutaj jest Białe Królestwo... że włada nad nim zły władca i trzeba go zniszczyć... Przejąć władzę, bo obecna jest zbyt okrutna...
Patrick położył dłoń na jego ramieniu. Zacisnął palce tak mocno, że chłopak aż krzyknął.
– A więc to ktoś z zewnątrz? – jego głos zabrzmiał aż boleśnie lodowato. Zniknęły w nim choćby resztki współczucia.
– Nie wiem... to może były tylko kolejne urojenia... – wykrztusił. Kolana mu się ugięły, ale nie mógł uciekać. Strach go już do reszty sparaliżował.
– Jak wyjaśnisz to, że Elvin Lestrange zaczął uciekać przed moimi ludźmi?
– N-nie wiem...
Patrick potrząsnął jego ramieniem. Willcan wydał z siebie żałosne piśnięcie. Bał się spojrzeć na twarz Patricka.
– Powiedz wszystko co wiesz. Wszystko.
– Słyszałem głosy mężczyzn... – Ponownie zaniósł się mocniejszym szlochem. Gdy nie odpowiadał, Patrick znowu wzmocnił uścisk. Palący ból dotarł aż do jego kości. Ręka zaczynała się robić nieco zimna i odrętwiała.
– Jakich mężczyzn?
– Jeden głos był niższy... Obaj musieli być dorośli... Nie wiem, czy był tam ktoś jeszcze... Siedzieli przy ognisku i rozmawiali... To tyle...
Patrick przeklął i puścił jego ramię.
– Dlaczego do kurwy nędzy nie mówiłeś o tym wcześniej?
Willcan się skulił, jakby przygotowywał się do przyjęcia ciosu.
– Dlaczego?!
– B-bałem się...
– Ale wszystkim innym powiedziałeś, tak? – Zrobił jeden krok w kierunku nastolatka. Willcan nawet z takiej odległości mógł czuć bijący od niego gniew.
– N-nie pamiętam tego, jak mówiłem... Chyba musiałem być znowu nieświadom...
Patrick uderzył go z otwartej dłoni w tył głowy. Willcan osunął się na ziemię, lecz bardziej z powodu przeszywającego strachu, niźli bólu. Patrick prychnął raz jeszcze i przeszedł się po arenie. Willcan pod zasłoną własnych ciemnych włosów widział wyłącznie jego ciężkie wojskowe buty.
– To pewnie znowu ci skurwiele... – mamrotał do siebie.
Willcan kuląc się jeszcze bardziej na ziemi, zatkał uszy. Znowu zaczął słyszeć głosy. Dochodziły ze wszystkich stron. Obraz zaczął migotać przed jego oczami. Przez ułamek sekundy widział jakąś bladą, strasznie wykrzywioną gębę. Zacisnął powieki, ale to tylko pogorszyło sprawę.
Nawet trącanie go w ramię przez Patricka nic nie dało. Stracił kontakt z rzeczywistością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz