czwartek, 12 września 2019

Od Crane'a "Czasem warto wyświadczyć komuś przysługę" cz. 1

Wrzesień 2024 
Spędzałem z Edel naprawdę dużo czasu. Za każdym razem, kiedy siedzieliśmy jedno obok drugiego, ogarniało mnie błogie poczucie spokoju. Poczucie, że dokładnie tu jest moje miejsce; z tą waderą. Mojej ukochanej nadal brakło sił, a objawy choroby robiły się coraz bardziej dokuczliwe, więc tym mocniej chciałem dotrzymywać jej towarzystwa. Postanowiłem być dla niej oparciem i służyć pomocą, ilekroć tego potrzebowała. Chociaż patrząc z boku, niewiele faktycznych korzyści z tego miałem.
Jednak w moim odczuciu każde słowo "dziękuję" wypływające z jej pyszczka czy słaby uśmiech były wystarczającą nagrodą. Ilekroć widziałem, że moja obecność i pomocna łapa sprawia, że E jest nieco lżej w chorobie, czułem ogromną satysfakcję. 
Przez większość dni spędzonych w podróży nie oddalałem się od mojej ukochanej na krok. Jednakże w pewnym momencie wadera zaczęła nalegać, żebym nie poświęcał całej doby na zajmowanie się nią. Mówiła, że wtedy czuje się, jakby była dla mnie ciężarem, chociaż wielokrotnie zapewniałem ją, że tak nie jest. Niemniej jednak wreszcie zdecydowałem, że przystanę na jej prośbę. Tak więc, chociaż nie zawsze miałem na to ochotę, codziennie znikałem jej z oczu na przynajmniej godzinę. 
W tym oknie czasowym, które sobie wyznaczyłem, zajmowałem się różnymi rzeczami. Czasem rozmawiałem z wilkami z mojego stada, które znają się na zaklęciach; w ten sposób przykładowo zdobywałem wiedzę, na co zwracać uwagę, jeśli mam do czynienia z silnym przeciwnikiem o magicznych zdolnościach. Innym razem po prostu krążyłem po obozowisku obu stad i przyglądałem się ich członkom z boku. Od czasu do czasu zaczepiała mnie Lind, Raura, albo inny, niezbyt rozgarnięty wilk, który uważał mnie za "przyjaciela", nawet jeśli niezbyt bliskiego. Wielu z nich pytało o Edel; jak się trzyma, czy jej stan się pogarsza i tak dalej. 
Raz na jakiś czas miałem okazję spotkać także Camusa. Tego samego Camusa, dzięki któremu zdobyłem deski drzewa Klisty. Odkąd przyniosłem mu tamte dwa zające, często prosił mnie o pomoc w polowaniu. Tak samo było i dzisiaj. 
- Czuję sarny, ale za każdym razem, jak jestem blisko, one znikają w gąszczu - pożalił się wilk. - Mógłbyś mi pomóc? Nie chcę umrzeć z głodu, zanim znajdę Srebrny Medalion.
- Dobrze, złapię dla ciebie jedną sarnę - oznajmiłem. - Umówmy się; będę ci regularnie pomagał w polowaniu, a ty będziesz mi pomagać w zbieraniu drewna i innych takich, co ty na to? 
- Niech będzie - Camus pokiwał energicznie głową. - To ty biegnij za sarną, a ja sprawdzę czy mój medalion nie jest schowany gdzieś tu w okolicy. 
Uśmiechnąłem się najprzyjaźniej, jak potrafiłem i poszedłem za wyraźnym śladem saren. Prawda, powtarzający się temat Camusa był nieco denerwujący, ale byłem w stanie to przeboleć. Myśl o korzyściach umowy z nim (której na pewno dotrzyma, jak poprzednim razem) dodawała mi cierpliwości. Te wszystkie przedmioty, które będę mógł w ten sposób zdobyć, z pewnością kiedyś mi się przydadzą. 
Wkrótce wyśledziłem stadko składające się z jednego kozła i trzech kóz. Podkradając się bliżej, szybko odnalazłem wzrokiem najsłabszego osobnika. Podesłałem temu konkretnemu zwierzęciu wizję wilka podchodzącego do grupy od drugiej strony. Miało to sprawić, że sarna pobiegnie w przeciwnym kierunku - prosto do mnie. 
Wszystko poszło zgodnie z planem; mój cel uciekł od stada i praktycznie sam wskoczył mi pod pazury. Szybko się rozprawiłem z tą kozą i zaciągnąłem ją tam, gdzie rozmawiałem z Camusem. Jak zawsze, wilk był przeszczęśliwy, że ma co jeść. 
Stanąłem z boku i poczekałem, aż mój znajomy napełni żołądek. Kiedy już skończył jeść, spytałem go, czy potrafi wyczuwać głęboko pod ziemią kamienie szlachetne. Camus dłuższą chwilę się zastanawiał, ale w końcu stwierdził, że spróbuje. Powęszył, potem zamknął oczy, stojąc nieruchomo. Nagle podniósł powieki i zakrzyknął:
- Znalazłem szafir! Jest w skale, głęboko pod ziemią. 
Udało się. Przypomniałem mu zdolność, o której zapomniał po ataku Bezumstvo. Ten czarny wilk jest najbardziej niebezpiecznym członkiem całego "łączonego" stada. Do dziś nie wiem, czemu jeszcze nie został wyrzucony, skoro rozpowszechnia chorobliwe szaleństwo. 
- Świetnie - pochwaliłem Camusa. - Dasz radę go wydobyć stamtąd? 
- Na pewno - odparł i znów skupił całą uwagę na swoim zadaniu. 
Rozejrzałem się, niepewny, gdzie tym razem ziemia zacznie pękać. Byłem gotów w każdej chwili uskoczyć. Po parunastu sekundach ciszy, parę metrów ode mnie, coś wystrzeliło z ziemi. Nie było to większe od łebka zająca. Potem z tego samego miejsca w powietrze wyleciała kolejna i kolejna gruda ziemi. 
- Zdobyłem! Zdobyłem! - cieszył się Camus i westchnął głośno. - Aż trzy kawałki szafiru! 
- Wspaniale.
Podszedłem kolejno do każdej z grud ziemi i wydobyłem z nich kanciaste kamienie szlachetne. Miały ciemnoniebieski kolor; trochę przypominały matowe szkło. Podziękowałem grzecznie Camusowi i poszedłem z powrotem w stronę obozowiska, niosąc swój nowy nabytek w pysku. Tymczasem mój znajomy poszedł dalej szukać Srebrnego Wisiorka. Cóż za niespodzianka. 
Po słońcu widziałem, że wcale nie odszedłem od Edel na długo. Dlatego szedłem powoli, rozglądając się uważnie na boki. Oczywiście nie miało to na celu podziwiania okolicy. Po prostu sprawdzałem, czy nikt nie planuje zaatakować mnie z zaskoczenia. Docierałem już na skraj lasu; drzewa rosły coraz rzadziej. Stąd byłem w stanie dostrzec połyskujące różnymi barwami łuski naszych smoków. Najpierw rzuciły mi się w oczy największe gady; na przykład Nobilium, czy Preacipitem. Kiedy już wyszedłem na otwarty teren, odnalazłem wzrokiem również Diligitis. Smoczyca leżała na ziemi. Niewykluczone, że spała. Kawałek dalej, oparta o kamień, siedziała E. Akurat rozmawiała z Asgrimem. Jak można było się spodziewać, Torance także była w pobliżu. Stała nieco dalej; akurat próbowała odciągnąć Rediana od Eleny. Wyglądało na to, że jeden kot solidnie nadepnął drugiemu na odcisk. 
Chwilę przyglądałem się z daleka tej scenie, po czym zakręciłem, by iść jeszcze kawałek wzdłuż lasu. Wtem dostrzegłem na ziemi coś błyszczącego. Przystanąłem i odgarnąłem częściowo przysłaniające przedmiot liście. Zdaje się, że trafiłem na jakiś naszyjnik. Nie, nie na byle jaki naszyjnik. To był Amulet Przyjaźni. Co za szczęście! Podniosłem swoje znalezisko i założyłem sobie na szyję; tym razem nad szalik. Nikt w watasze, kto nosił taki wisiorek, nie wstydził się go. Nie widziałem więc powodu, dla którego miałbym postąpić inaczej. 
Jeszcze chwilę poszwendałem się po okolicy, po czym wreszcie zawróciłem z powrotem do miejsca, gdzie odpoczywała moja partnerka. Przypomniawszy sobie, że siedziała oparta o skałę, nagle pomyślałem, iż mógłbym spróbować ją po cichu podejść i zaskoczyć. 
Dziwny pomysł. Taki dziecinny. Niepoważny. Niemniej jednak nagle przywiązałem się do niego. Postanowiłem, że to zrobię, chociaż uznałem to za głupie. Widać znajomość z Edel nadal wywołuje u mnie nietypowe zachowania. 
Okrążyłem Diligitis i Edel szerokim łukiem. Kiedy już znalazłem się po odpowiedniej stronie, cicho podbiegłem do wspomnianej skały. Odłożyłem szafiry na bok i nadal zachowując absolutną ciszę, wdrapałem się na głaz. Następnie przykucnąłem i szybkim ruchem położyłem obie łapy na głowie E. 
- Ha! - krzyknąłem. 
Wadera drgnęła i natychmiast podniosła pyszczek ku górze. Kiedy zobaczyła nad sobą mój głupio wyszczerzony pysk (nawet nie wiem kiedy ten wyraz się pojawił), opuściła brwi i wygięła kąciki ust w uśmiechu. 
- Co ty robisz, Crane? - Edel rzuciła we mnie garścią opadłych liści. - W życiu bym się tego po tobie nie spodziewała. 
- O to chyba chodziło.
Zeskoczyłem ze skały, zebrałem swoje szafiry i usiadłem obok E. Wilczyca oparła głowę na moim ramieniu. 
- Co robiłeś dzisiaj? - spytała. 
- Zbierałem kamienie szlachetne - Pokazałem jej nowy nabytek. 
- Czy to są... szafiry? 
- Dokładnie tak - Skinąłem głową. - Kto wie, może kiedyś się do czegoś przydadzą. 
- Yhym... Wadera jeszcze raz rzuciła okiem na kanciaste kamienie. 
Po chwili zauważyła także nowy wisiorek na mojej szyi. 
- To też zdobyłeś dzisiaj? - spytała, trącając go łapą. 
- Zgadza się. Miałem dziś dużo szczęścia - oznajmiłem. - To Amulet Przyjaźni. Wiesz, jak działa? 
- Tak, chyba tak - mruknęła E. 
- Myślisz, że Torance będzie w stanie mnie teraz polubić? 
Edel zmarszczyła czoło i przez parę sekund nic nie mówiła. 
- W jej przypadku... Chyba to już nic nie da - westchnęła.

<C.D.N.>

Uwagi: "Niemniej jednak" - to już chyba wystarczy, nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz