środa, 18 września 2019

Od Crane'a „Życie kołem się toczy” cz. 2 (cd. Edel)

Lipiec 2024
Słyszałem, co powiedział medyk. Każde słowo. Stałem z boku i nawet nie drgnąłem. Wiedziałem jednak, że wolałbym nie słyszeć tej diagnozy. Już dużo wcześniej zdawałem sobie sprawę, że Edel niedługo umrze, ale odkąd zostaliśmy parą... Nie wróciłem myślami do tematu nawet raz. Zamiast tego chłonąłem każdą chwilę, w której byliśmy razem. Tak skupiałem się na teraźniejszości, że wszelkie rozważania o przyszłości nie dawały nawet o sobie znać. Dziś jednak świadomość, że E umrze wcześniej, niż ja, wróciła. Nie wiedziałem, jak mam zareagować. Mam mówić, że jest mi przykro? Rozpłakać się? Kazać Edel przerwać ciążę? Każda opcja wyglądała na równie bezcelową. Nieważne co bym zrobił, moja partnerka umrze. Umrze.
Nigdy dotąd to słowo nie uderzyło mnie tak mocno. Śmiertelność w mojej watasze była co roku stosunkowo duża, więc przyzwyczaiłem się do tego określenia. Wilki umierają cały czas. Każda wieść tego typu, nawet ta dotycząca Fermitate'a, spływała po mnie. Nigdy nie zostawiła żadnego trwałego efektu. Jedynie wraz z innymi machinalnie spuszczałem głowę nad grobem. Udawałem, że i ja jestem w żałobie, bo umarł członek watahy. Tymczasem tak naprawdę żaden z nich nic dla mnie nie znaczył. Byli to tylko kolejni potencjalni wrogowie, którzy sami posłusznie usunęli się w cień i nie wrócili.
Teraz na szali było życie Edel. Powtórzę; Edel. Jedynej osoby, o której dobro kiedykolwiek się martwiłem. (Do dzisiaj nie wiem skąd to się tak naprawdę brało.) Chciałem zachować ją przy sobie na zawsze. Niestety to wszystko, co usłyszeliśmy, było prawdą. Miała odejść. Prawdopodobnie maksymalnie za parę miesięcy. To nie jest wcale dużo. Ten czas przeleci, zanim zdążę powiedzieć „Smocza Róża”. 
Volga pożegnał nas i opuścił pokój. Dalej stałem jak słup soli w tym samym miejscu, obserwując jak basior powoli zamyka za sobą drzwi. Miałem nieuzasadnioną ochotę coś rozszarpać. Przynajmniej do czasu, aż Edel szepnęła:
– Jesteś zły..?
– Nie wiem – odparłem. - Wiem, że nie na ciebie - Podszedłem do posłania i położyłem się obok niej na brzuchu. Położyłem pysk na poduszce i zająłem obserwowaniem ściany.
– Co teraz zrobimy?
– Tego też nie wiem – mruknąłem. 
– Crane, ja... – zaczęła, ale przerwałem jej gestem.
– Jeśli chcesz przepraszać, przestań – mruknąłem.
Znów to zrobiłem; pozwoliłem, by odezwały się we mnie skrajne emocje. Tym razem; wściekłość i smutek. To drugie zdecydowanie przeważało. Nie potrafiłem za nic zdusić uczuć. Nie miałem już siły z nimi walczyć. 
Co będzie z tym szczenięciem? Jest moje, ale nie czułem się jak rodzic. Malec pojawił się z próżni tak nagle. Jak duże były szanse, że chora matka zdoła go donosić? Jakie były szanse, że istotnie będzie zdrowy? Że sam nie padnie kilka dni po porodzie?
Jedno było pewne; nie mogę go winić za rychłą śmierć E. „Ona i tak umrze”...
Przekręciłem się na bok. Poczułem, jak Medalion Nieśmiertelności opierał się o moją szyję. W teorii... on mógłby rozwiązać ten problem. Niestety teraz przeszkodą byłoby nastawienie Edel. Znam już bardzo dobrze jej nastawienie do kwestii nieśmiertelności: Prędzej sama odgryzłaby sobie uszy, niż zgodziła się osobiście nosić ten wisiorek. Skoro już teraz znam jej odpowiedź, nadal zachowam go w tajemnicy.
Ach, Edel... Czemu jesteś taka głupia?
A może to ja jestem tym głupim, bo przywiązałem się do ciebie? Teraz już nie zdołam się wycofać. Pragnienie twojej obecności obok jest zbyt mocne. A pewnego dnia się obudzę, a ciebie tutaj nie będzie.
Co wtedy?
CO WTEDY?!
Nie chcę myśleć o tym, że ona ma odejść. Nie mam żadnego planu, co wtedy zrobię.

<Edel?>

Uwagi: brak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz