niedziela, 29 września 2019

Od Crane'a "Życie kołem się toczy” cz. 5 (cd. Edel)

Listopad 2024
Kiedy zbliżał się czas oszacowany na koniec ciąży mojej partnerki, odkryłem w sobie dziwną sprzeczność. Nigdy nie odczuwam faktycznego strachu, ale chyba mogę powiedzieć, iż obawiałem się dnia, w którym Edel urodzi. Po prostu z całych sił nie chciałem, żeby nadszedł. Na samą myśl o nim, niemal coś bolało mnie w trzewiach. Byłem prawie pewien, iż przyjście na świat szczenięcia będzie równoznaczne ze śmiercią E. Ten scenariusz wydawał się być aż nazbyt prawdopodobny. 
Tym bardziej trudne było utrzymywanie postanowienia, że codziennie zostawię Edel na przynajmniej godzinę, by jej nie martwić. W chwilach, kiedy byliśmy razem, mogłem skupić się na teraźniejszości i autentycznie uśmiechać, ale zostając sam, czułem, jakby pożerały mnie moje własne myśli. Posiadając Naszyjnik Pożywienia nie musiałem polować, ale na każdym przystanku i tak to robiłem; w nadziei, że konkretne zajęcie pomoże mi nie myśleć o nieuniknionym. Efekt jednak nie był do końca zadowalający. Dopóki nie wracałem do nadal żywej E, "ból" nie ustępował. Nie mówiłem oczywiście mojej partnerce o tym wszystkim. I tak pewnie już miała dość własnych zmartwień. 
Wreszcie nadszedł ten moment. Edel obudziła mnie w nocy, kiedy wszystko się zaczęło. Od tego momentu cały czas czułem, jakbym zaraz sam miał zdechnąć. Chwila, o której nie chciałem myśleć, stała teraz przed moimi oczami. Nie miałem pojęcia co robić. E w przeciwieństwie do mnie zachowała trzeźwość umysłu do momentu ukazania się malucha. Jednak po fakcie wyglądała jak cień istoty fizycznej. Miałem wrażenie, że lekki podmuch wiatru wystarczy, by złamać ją na pół. Jednak nie opuszczała głowy. Nie zamykała oczu. Nadal żyła. Wyczyściła językiem nowo narodzone szczenię, a potem przysunęła je nosem do swojego brzucha, by szybciej znalazło mleko. 
Tymczasem ja stałem obok, nie mogąc uwierzyć, że to co widzę, jest jawą, a nie pięknym snem. Scena, w której żywa, uśmiechnięta E karmiła naszego szczeniaka, była czymś tak odrealnionym. Podszedłem bliżej i położyłem się naprzeciwko niej. Wątpliwości, czy to co oglądam jest prawdą, w jednej chwili zastąpiło szczęście. Wadera podniosła wzrok na mnie. Wyglądała, jakby czegoś nie rozumiała. 
Drgnąłem. Dopiero wtedy zauważyłem, że w moich oczach stały łzy. To one zdziwiły moją partnerkę. Ale skąd się tam wzięły? Przecież nie byłem smutny; wszyscy przeżyli. Nie rozumiałem swojej własnej reakcji, lecz nie rozmyślałem nad nią zbyt długo. Ważniejsza była Edel i nowy członek... rodziny. To ostatnie słowo wybrzmiało w mojej głowie. Dawno go nie używałem. 
Ucałowałem E w czoło. Wadera uśmiechnęła się jeszcze szerzej i oparła głowę na mojej piersi. Razem spoglądaliśmy teraz na tę przebierającą łapkami, maleńką kuleczkę. Szczenię miało różowy pyszczek, zaciśnięte oczka i oklapnięte uszy. Minie trochę czasu, zanim będzie mogło poznawać świat, samodzielnie chodzić czy też mówić. W tej chwili malec był zupełnie bezbronny. Polegał na starszych wilkach; głównie na swoich rodzicach. Nie wiedzieć czemu, jak dotąd troszczyłem się tylko o E, teraz nagle poczułem potrzebę zaopiekowania się także tą małą istotką. 
Nigdy nie planowałem mieć szczeniąt. Nie widziałem sensu w zakładaniu rodziny. Kiedyś myślałem o ewentualnym małżeństwie tylko w jednej kategorii - zdobycia ważnej pozycji w stadzie. Potem jednak poznałem E. Choć nie miała wówczas wysokiej rangi, coś sprawiło, że chciałem być przy niej. I tak to wszystko sprowadziło się do chwili obecnej; kiedy leżę obok Edel karmiącej nasze szczenię. Bezmiar szczęścia, który czułem, poczucie bezpieczeństwa i dziwne ciepło, rozchodzące się po moim ciele, były nie do opisania. Wszelkie moje obawy zniknęły. 
Po co mi były te wszystkie plany na przyszłość? Żaden z nich nigdy nie uczynił mnie szczęśliwym. To osiągnąłem dopiero z Edel.

<Edel?>

Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz