poniedziałek, 14 października 2019

Od Asgrima "Czasem cuda się zdarzają" cz. 3

Listopad 2024
Szumiało mi w głowie. Wieści spadły na mnie nieoczekiwanie i nie miałem pojęcia, co powinienem z nimi zrobić. Torance była w ciąży, a ja nie mogłem być ojcem jej szczeniaka. Wiele można było powiedzieć o Zakonie, ale nauka oraz medycyna nie były na najniższym poziomie. Owszem, zdarzało im się mylić, a Edel była tego dowodem; przeżyła w końcu znacznie dłużej, niż zapowiadali kapłani. Ale... Bezpłodność to było całkiem co innego. Pogodziłem się z myślą, że nigdy nie wychowam własnych szczeniaków, a teraz ona próbowała mi wmówić, że...
Potrząsnąłem łbem tak gwałtownie, że straciłem równowagę. Upadłem pyskiem w jakąś kolczastą roślinę. Syknąłem z bólu, a łzy poleciały jeszcze mocniej.
Nie powinienem płakać. Byłem silnym wilkiem. A Torance nigdy by mnie zdradziła. Gdzie w końcu znalazłaby równie wspaniałego...
- Przestań. Kogo ty oszukujesz? - wyszeptałem.
W rzeczywistości byłem niczym. Wmówiłem sobie pewność siebie. Wygodniej było myśleć o sobie jako o tym wspaniałych, idealnym, najlepszym pod każdym względem. Jednak tak naprawdę... Nie nadawałem się do niczego. Nie potrafiłem polować. Nadal nie nauczyłem się liczyć. Byłem irytujący i arogancki. Moje żarty nie były ani trochę zabawne. Nic dziwnego, że Tori miała mnie dość i...
Nie. Ona nie była taka. Kochała mnie. Zawsze była obok, wspierała mnie w najgorszych momentach. Nie potrafiłem uwierzyć, że zrobiłaby coś takiego. Ale fakt pozostawał faktem.
Leżałem z nosem wśród kolców. Przed oczami miałem rozmazaną plamę, a w głowie mętlik. Jedno było jednak pewne. Nie mogłem zostawić Tori. Nawet jeśli mnie zdradziła. 

Styczeń 2025
Pomimo moich wielkich postanowień, ciężko mi było przejść do porządku dziennego. Zwłaszcza, że brzuch mojej partnerki zdawał się rosnąć z każdym kolejnym dniem. 
Dalej ciężko mi było w to wszystko uwierzyć, jednak z czasem, gdy emocje opadły, jeszcze trudniejsze okazało się myślenie, że mogłaby przespać się z kimś innym. Byliśmy na tyle blisko, a podróż zmuszała nas do praktycznie nieustannego kontaktu z towarzyszami podróży, że nawet nie miałaby kiedy. Pewnie inaczej by wyglądała sprawa, gdyby powiedziała mi to po rozpoczęciu zwiadów. Jakby nie było wstępnie przydzielono nas do różnych grup... Chociaż ze względu na to, że zbliżał się termin porodu, Torance została zwolniona ze swoich zajęć. Wymagałyby od niej zbyt wielkiego wysiłku, a nie powinna się teraz przemęczać.
Nie chciałem zostawić wilczycy samej ani na moment. Obawiałem się, że gdy tylko spuszczę ją z oczu, szczeniak stwierdzi, że to odpowiedni czas na zobaczenie świata. Samica miała mnie aż dość, jednak nie zamierzałem odpuścić. No bo jak nie ja, to kto by się nią zajął?
W końcu, któregoś wyjątkowo ciepłego wieczora (tutejszy klimat był naprawdę dziwaczny; w końcu powinien był środek zimy) nadszedł ten moment. Z pyska Tori wydobył się krzyk. Przerażony dopadłem do niej i niewiele myśląc zmieniłem postać. Wziąłem ją w ręce i pobiegłem na poszukiwania medyka. Sam nie dałbym rady odebrać porodu. Nigdy w życiu.
Wilki schodziły mi z drogi. Ktoś pytał, czy wszystko w porządku. Nie zwracałem na nich najmniejszej uwagi. Wzrokiem szukałem lekarza, a dłońmi pocieszająco gładziłem futro mojej ukochanej.
W końcu zauważyłem Ellamarię. Wilczyca od razu mnie zmieniła. Chciała, żebym odstąpił od Torance, jednak ja nie miałem takiego zamiaru. Po krótkiej wymianie zdań, westchnęła i wyraziła zgodę, bym został. Przez cały poród głaskałem grzbiet partnerki. Z moich ust (nadal byłem w ludzkiej formie) wylatywały nic nieznaczące słowa. Mówiłem cokolwiek. Miałem wrażenie, że jeśli zamilknę, zdarzy się coś nieprzyjemnego.
Po jakimś czasie przywitałem na tym świecie szczeniaka. Od razu zauważyłem, że jego sierść była jakby odwróceniem mojej. Miał orzechowe futro z cynamonowymi wstawkami. Jednak najbardziej poruszyły mnie drobne łatki pod oczami. Oprócz mnie i mojego ojca nigdy nie widziałem ich u żadnego wilka... Szczeniak musiał naprawdę być moim synem...
Kiedy okazało się, że to nie koniec i mam jeszcze córkę, nie dałem rady. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy szczęścia.
Byłem ojcem. Zdarzył się najprawdziwszy cud. Miałem dwa piękne szczeniaki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz