wtorek, 8 października 2019

Od Morgana "Życie kołem się toczy" cz. 6 (cd. Crane)

Listopad 2024
Otaczające mnie ze wszystkich stron ciepło znikło. Do moich uszek dotarł świst. Pierś niepewnie się podniosła. Poczułem gdzieś w środku coś chłodnego. Chciałem przestać to wdychać, jednak nie potrafiłem. Pisnąłem zdezorientowany.
Co się działo?
Jakaś mokra i wielka rzecz przejechała po moim łebku. Uniosłem główkę, nic z tego nie rozumiejąc. Rzecz odsunęła się, a ja ponownie pisnąłem. Chciałem, żeby wróciła. Była taka cieplutka!
Poruszyłem łapkami i chyba udało mi się przesunąć. Spróbowałem ponownie i faktycznie w podłożu zachodziły delikatnie zmiany. Byłem gotów wyruszyć na poszukiwania tej cieplutkiej i mokrej rzeczy.
Uderzyłem nosem w jakieś wąskie niteczki. Kichnąłem i potrząsnąłem łebkiem. Do nozdrzy dotarł przyjemny zapach. Kiedy tylko go wyczułem, coś zaczęło dziwnie ssać w moim brzuszku. Popiskując cichutko próbowałem odnaleźć źródło tej smakowitej woni.
W pewnej chwili wilgotne - ale nie mokre! - coś popchnęło mnie. Z mojego pyszczka wydobył się przerażony pisk, gdy upadłem. A już szło mi tak dobrze.
Nagle zauważyłem, że woń nabrała intensywności. Bez trudu znalazłem jej źródło i zacząłem ssać. Cieplutkie jedzonko było takie pyszne!
Kiedy już napełniłem swój brzuszek, poczułem prawdziwą błogość. Przymknąłem oczy i wtuliłem się w niteczki, od których biło przyjemne ciepło.

Grudzień 2024
Dzień, w którym otworzyłem oczka był... Dziwny. Światło natychmiastowo mnie poraziło, zmuszając do zaciśnięcia powiek. Minęło naprawdę wiele długich chwil nim zdołałem się do niego przyzwyczaić. Najtrudniejsze było powiązanie rzeczy, które poznałem z pomocą innych zmysłów do ich wyglądu. Nieustannie czułem na sobie badawcze spojrzenia jakichś wielkich stworzeń, które podobnie jak ja miały łapki, uszka, ogonki i... wszystko. Poza tym futerko postaci, która nigdy mnie nie zostawiała, było identyczne co moje. Kiedy się w nie wtulałem, miałem problem z odróżnieniem, gdzie kończyło się jej, a gdzie zaczynało moje. A przecież nie mogły się ze sobą łączyć w tych chwilach! To nie byłoby możliwe. Chyba...
Zauważyłem, że czasem wokół było ciemno, nawet jeśli miałem otwarte oczka. Za pierwszym razem wystraszony zapadającą ciemnością zacząłem skowyczeć. Nie chciałem stracić niedawno zdobytego zmysłu, a na to się zanosiło. Otwierałem mocno ślepia i szukałem pociechy w ciepłym futerku. Stworzenie, do którego ono należało, zaczęło coś mówić. Dziwne i skomplikowane wyrazy mieszały się ze sobą. Jedyne, co było w tym zrozumiałe to kojący głos. Odgonił przerażenie i dał poczucie, że jestem bezpieczny. Kochałem ten głos. Nawet jeśli nie zawsze był tak przyjazny.
Któregoś wieczora ciemniejsze stworzenie (ale bardziej puszyste i milutkie!) było dziwnie... Zdenerwowane. Skuliłem się i wtopiłem w ciało jaśniejszego. Czekałem na te dziwne dźwięki pocieszenia, jednak zamiast nich nadszedł skowyt bólu. Pisnąłem zdezorientowany i odskoczyłem. Nie wiedziałem, co się działo. Czemu wszyscy byli tak niespokojni?
Wycofałem się na drugi koniec posłania i z przerażeniem obserwowałem, co robiły wilki. Jasny cicho popiskiwał, jednocześnie próbując coś powiedzieć. Ciemny nachylał się nad tamtym. Z głosu dawało się wyczytać taki smutek, że aż zamilkłem skołowany. Nigdy nie słyszałem takiej rozpaczy...
Z moich oczu zaczęły płynąć łezki. Zamazywały i tak trudny do zrozumienia obraz. Jeden z wilków szamotał się z materiałową chustą. W serce uderzyła iskierka zazdrości. Ja nigdy nie mogłem się nią bawić...
Obserwowałem jak materiał upada. Czekałem na wznowienie zabawy, jednak ciemny stracił już nią zainteresowanie. Teraz bawił się tymi wisiorami o niedobrym, metalicznym smaku. Parsknąłem cicho na samo wspomnienie.
Trąc brzuchem o posłanie, ruszyłem w stronę chusty. Może w końcu uda mi się nią pobawić!
Niestety, nie udało mi się do niej zbytnio zbliżyć. Wilk zdjął jeden z ohydnych medalionów i zarzucił na szyję tamtego. Przyglądałem się im, szukając dobrego momentu, by wznowić moje próby, jednak ten nie nadchodził. Jasny co prawda się nie poruszał, ale ciemny (który był o wiele straszniejszy) wszystko utrudniał.
Minęło kilka niewyobrażalnie długich chwil. Z pyska właściciela chusty wydobył się głośny skowyt smutku. Nie wiedziałem, co było nie tak, ale podszedłem do jasnej postaci. Liczyłem, że zdoła ona pocieszyć zarówno mnie, jak i tamtego wilka. Kiedy jednak wtuliłem się w jej futerko cicho popiskując, ta nie zareagowała.
Spróbowałem jeszcze raz. Tym razem przycisnąłem łebek do miejsca, gdzie sierści było mniej. Zawsze było tym najcieplejszym ze wszystkich.
Ciemny nieustannie płakał. Chciałem go jakoś pocieszyć, ale bałem się podejść. Wobec tego po prostu leżałem, czekając na jakiś ruch jasnego. Jednak ten nie nadchodził. W końcu ciało wilka stało się nienaturalnie zimne... Było to tak dziwne, że również zacząłem płakać i piszczeć.
Co się działo...? 

<Crane?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz