niedziela, 23 sierpnia 2020

Od Crane'a "Nasza przeszłość, nasze sekrety i lęki" cz. 7



Luty 2026
Szedłem z Lind po plaży; bez celu, za sprawą inicjatywy obu stron. I powiem... było miło. Bardzo miło. Naprawdę polubiłem spędzać więcej czasu z Lind sam na sam. Oczywiście, nie mówię, że obecność Morgana jakkolwiek pogarszała sytuację; nic z tych rzeczy. Jednak czas spędzony tylko z tą waderą był całkiem odmienny. Inaczej rozmawialiśmy, czas też jakby płynął inaczej.
Lind zwykle mówiła o wiele więcej, niż ja. Kiedy pojawiała się okazja, żebym poprowadził własny wątek, jakoś zbyt szybko wyczerpywałem temat. Wkrótce zrozumiałem, iż brało się to z tego, że nie sięgałem już po niezliczone, zmyślone historie. Postanowiłem więc ją o to spytać.
– Nie, jest w porządku – odparła. – Wystarczy mi, że jesteś dobrym słuchaczem... Są rzeczy, o których rzadko mam możliwość mówić.
– Naprawdę? Dlaczego?
– Ting już o wszystkim wie, więc nie chcę się powtarzać... – westchnęła. – Z Baldorem nie zaczynam wielu tematów, bo wiem, że go nie zainteresują.
– To twoi towarzysze... A co z twoimi przyjaciółmi?
Wilczyca odgarnęła na bok potarganą grzywkę. Chwilę myślała, zanim udzieliła mi odpowiedzi.
– Z Torance i Asgrimem rozmawiam ostatnio coraz rzadziej. A jak już trafimy na siebie w ciągu dnia, to tylko na krótką chwilę. Z Leah i Arkanem też tak jakoś... Oddaliliśmy się.
– Aha... – mruknąłem.
– A z Magnusem zwykle rozmawiamy tylko o żywiołach i... fi.. fizyce – z trudem przytoczyła to trudne określenie.
– Hm, wilkołaki z naszych watah bardzo lubią te słowo – zauważyłem.
– Co nie? "Fizyka to, fizyka tamto"...
– Chwila, jak on to powiedział... "To przeczy prawom fizyki" – przytoczyłem inny iście wilkołaczy tekst.
Lind zaśmiała się cicho. Nie przypominało to jej głośnego chichotu sprzed lat, ale zachowało dawne znaczenie. Lubiłem być przyczyną takich reakcji z jej strony.  Nie sądziłem, że będzie to znów możliwe.
– Wiesz, że wychowywałam się w rodzinie wilkołaków, nie?
– Mhm.
– Jak byłam mała, jeden z naszych sąsiadów zmienił formę, żeby ściągnąć mnie z drzewa – kontynuowała Lind. – O mało nie umarłam ze strachu; nigdy wcześniej nie widziałam człowieka.
– Ojej... To niezły początek znajomości z rasą ludzką – Przed moimi oczami stanęła opisywana scena.
– Babcia biegała potem po okolicznych norach i przypominała wszystkim, że mają mi się nie pokazywać jako ludzie...
– Hm... Mówiłem ci kiedyś, że też potrafię zmieniać formę na ludzką?
Lind przystanęła.
– Nie... Kiedy się nauczyłeś?
– Dawno temu... Miałem... – wysiliłem umysł, żeby dobrze oszacować czas. – Dwa, trzy lata.
– Czemu nigdy nie powiedziałeś? – Zdziwiła się wadera. – Chodziłeś do pracy w mieście, jak inni?
– Właśnie... ukryłem to, żeby nie musieć tam iść. – Spojrzałem na waderę, żeby upewnić się, że jest zainteresowana tematem. – Trochę odwiedzałem miasto samopas i... narobiłem sobie kłopotów.
– Jak to było?
Zmarszczyłem czoło. Nie wiedziałem, jak mogę to opisać, żeby uniknąć wspominania niektórych naprawdę głupich błędów z mojej strony. A zamierzałem dotrzymać obietnicy danej Lind, więc kłamstwo nie wchodziło w grę.
– Chyba że... nie chcesz zdradzać szczegółów – dodała wadera.
Spojrzałem znów na nią. Z tego wszystkiego zapomniałem, że to również była opcja. Skinąłem głową.
–Tak więc... – chrząknąłem. –  Jak Alfy zadecydowały o obowiązku podjęcia pracy przez wszystkich, którzy mogą stawać się ludźmi, nie przyznałem się do niczego. Wiem, było to samolubne...
– Chyba jestem w stanie zrozumieć – odparła Lind. – Po prostu chciałeś uniknąć kłopotów – Posłała mi pokrzepiający uśmiech.
Pokiwałem głową i odpowiedziałem jej tym samym. Poczułem prawdziwą ulgę widząc, że nie zniechęciła jej do mnie ta opowiastka.
– A ty... umiesz zmieniać formę? – ośmieliłem się spytać.
– Tak... Ale nie robię tego – Lind opuściła nieznacznie uszy. – Nawet pomimo Medalionu Nieśmiertelności towarzyszy temu straszny ból. Mówili mi, że to z czasem przechodzi, ale przy kolejnych próbach nie było różnicy.
– Och... przykro mi.
Wadera odwróciła wzrok. Wyciągnąłem łapę i położyłem na  jej ramieniu. Lind drgnęła i spojrzała znów w moja stronę. Odpowiedziała kolejnym ciepłym uśmiechem. Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo cieszyłem się, że nie odtrąciła mnie.
Nawet nie wiem, czemu było to tak dla mnie ważne.

<C. D. N.>

Uwagi: brak.

>> Następna część >>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz