poniedziałek, 14 września 2020

Od Sileenthar "A ja to tej pani nie lubię" cz. 13



Początek grudnia 2025 r.
Lekcja logiki była równie nudna co zwykle, a ostatnie wydarzenia tylko dodały punktów jej bezsensowi. Jeśli skala w ogóle zakładała taki przypadek. Jak nie, to przydałoby się specjalnie dla niego trochę ją rozszerzyć. Wypadek Lind i Tinga zmartwił Leah, ale nie chciała mi powiedzieć co miało miejsce. Że niby to nie wiedziała. Dorośli zawsze wiedzą takie rzeczy, tylko uważają, że to nie sprawy szczeniaków! Było jej głupio dlatego, że mnie okłamała!
Jakby tego było mało, to podobno nie był żaden pretekst dla którego miałabym przestać chodzić do szkoły. Też mi co! Każdy pretekst jest dobry, jeśli następnego dnia jest logika! Szkoda tylko, że Leah nie pomyślała tak samo. I że nie domyśliłam się jej wściekłości na sam pomysł ucieczki z tej lekcji. Jej zdaniem gdybym bardziej przyłożyła się do logiki to wiedziałabym, że chodzenie do szkoły jest jak najbardziej opłacalne i l o g i c z n e. Phi.
Całe szczęście do odebrania mi ostatnich wolnych godzin z planu lekcji przez wilczą historię brakowało jeszcze trochę czasu. Rano mogłam wstać wcześniej i zobaczyć jak miewa się Lind. Kiedy wracałam pędem, by zdążyć na nużący wykład Adory o układzie planet albo kolejną durną zagadkę, jednym uchem wpadł mi głos Arkana, całkiem niedaleko, od strony drzew. Zatrzymałam się i wsłuchałam, a po chwili dosłyszałam także Tinga. Rozmawiali. O dziwo całkiem spokojnie.
Siedziałam obok Yngvi, równie znudzonej, ale nie tak sennej jak ja. Szeptem wymieniła parę uwag ze swoim bratem. Yvar tylko jej odpowiadał. Lepiej udawał zainteresowanego lekcją, ale Adorze chyba i tak nie robiło to różnicy. Mówiła powoli, ciągle tym samym tonem, zupełnie ignorując całą naszą gromadkę. Od położenia głowy na łapach i zaśnięcia powstrzymywał mnie tylko jej wzrok. To całe patrzenie. Drzemki by mi nie odpuściła.
Dzisiejszy wykład należał do tych - moim zdaniem - najmniej wnoszących, ale w krótkich chwilach, zazwyczaj na samym początku, nawet ciekawych. Dziwne słowo na "a" miało oznaczać naukę o naszej przyszłości, którą jesteśmy w stanie wyczytać z gwiazd. I jak samo w sobie brzmiało to absurdalnie (szczeniak z mlekiem pod nosem wie, że przyszłość przewiduje wyrocznia!), tak gwiazdy - to dopiero coś!
Z początku nie bardzo rozumiałam, o co chodzi. Zniechęcona moją niepełnosprawnością (dziwaczne słowo) Adora zdołała wytłumaczyć mi, że gwiazdy można jedynie zobaczyć. Wtedy poderwał się Chase, wówczas jeszcze w naszej grupie, i powiedział, że słońce to przecież też gwiazda, a jego ciepło można poczuć na futrze. Nauczycielka nie była zbyt szczęśliwa, ale przyznała mu rację. Z jakiegoś powodu bardzo mnie to ucieszyło.
Dalej - gwiazdozbiory. O każdej porze roku miały pojawiać się inne, ale zawsze być takie same. Niezmienne. Wieczne. I na końcu - planety. Planety, nazwane imionami starożytnych ludzkich bogów, miały być niepojęcie ogromne, ale nie większe od gwiazd, kuliste i krążyć wokół Słońca. A wszystko razem - kosmos. Kosmos!
Podobno Adora ma futro w barwach kosmosu. Fioletowy i niebieski. Może dlatego tak go lubi? Chciałabym mieć takie futro... Ale za nic nie chciałabym być Adorą!
I na tym skończyła się ta ciekawa część. Nie mówiliśmy więcej o kosmosie, a każde moje pytanie na jego temat Adora ignorowała albo zbywała strzepnięciem ogona. Teraz znaczenie miało tylko to jak ustawienie planet ma mieć wpływ na nasze życie.
Do końca lekcji próbowałam nie usnąć, grzejąc się w promieniach naszej gwiazdy i wędrując myślami gdzieś daleko, daleko...

<C.D.N.> 

Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz