wtorek, 16 kwietnia 2019

Od Dante "Pożegnania i powitania" cz. 1

Czerwiec 2023 r.
Przeprowadzka. Takie hasło zostało rzucone wcale nie aż tak dawno przez nasze Alfy. Zmieniamy tereny. To była dla mnie szokująca i jednocześnie naprawdę przykra wiadomość... Urodziłem się tutaj, spędziłem całe życie. Na dobrą sprawę nigdy nie byłem nigdzie indziej i jakoś nie odczuwałem większej potrzeby aby to kiedykolwiek zmieniać. Było mi tutaj dobrze. Czułem, że to miejsce ma dusze i historię. Bardzo się przywiązałem. Patriota mojej małej ojczyzny, można by rzec.
Z drugiej jednak strony widziałem, że zaczyna robić się niebezpiecznie, a takie przenosiny stały się właściwie niezbędne. Dla dobra wspólnego i każdej pojedynczej jednostki. Nikt nie wie co by się z nami stało, gdybyśmy zostali. Doszłoby do kolejnej powodzi? Wszystko zostałoby zrujnowane? A może wszyscy byśmy zmutowali? Doszły do mnie plotki o jakichś naroślach na zwierzynie łownej, ale nie wiem ile w tym prawdy. Właściwie to chyba nawet wolałem nie wiedzieć.
Chciałem się jeszcze ostatni raz przejść po terenach, ale nam zabroniono. Pozostało nam jedynie budować skrzynie i chłonąć widok Zielonego Lasu. Po przeniesieniu ich na Mniejszy Szczyt pakowaliśmy do środka nasz dobytek, który koniecznie chcieliśmy ze sobą zabrać. Wtedy również patrzyłem na naszą już nieco zniekształconą przez liczne opady dolinę. Ten dzień był wyjątkowo mało wietrzny, jak to ujęła Suzanna, jednak w oddali błyskało. Sytuację dało się określić jako niestabilną. Taka pora zaczęła się raptem dwie godziny temu. Tak przynajmniej mówił Joel, który nosił na ręce zegarek. Nie wiedzieliśmy dokładnie kiedy to się zmieni, dlatego zarządzono szybkie pakowanie. Należałem do tego grona szczęśliwców (albo i nie), którzy zostali przydzieleni również jako pomoc w pakowaniu się do skrzyń. O ile da się tak to nazwać. Zdecydowano, aby zajęli się tym członkowie stada płci męskiej ze zdolnościami zmiany ciała w człowieka, czy też wilki z przydatnymi do tego umiejętnościami. Nie wiem, czy moja córka sama się do tego zgłosiła, czy też był to w połowie przymus, ale układając cudze pakunki ciągle na nią zerkałem. Starałem się do niej uśmiechać kojąco, żeby nie czuła, że te zmiany to coś złego, ale nie odpowiadała tym samym. Nic nowego właściwie. Choć w sumie... sam nie wierzyłem w to, że to będzie dobra zmiana. Bałem się, jeśli mam być szczery. Może tymi uśmiechami chciałem dodać otuchy samemu sobie? Wszystko możliwe. Dopiero po czasie całkiem odpuściłem z uśmiechaniem się jak głupek i całkowicie poświęciłem się pracy. Dopilnowanie, aby nic się nie stłukło w trakcie podróży nie było wcale aż takie proste. Stale musiałem dopraszać się o wykładanie trawą pustych przestrzeni... W końcu znużony zleciłem to kilku i tak nudzącym się wilkom, którym to wszystko było na dobrą sprawę obojętne. Było to widać po wyrazach twarzy, czy też pyska. Większość jednak była bardzo przejęta, smętna lub całkiem płakała. To wszystko nie napawało mnie optymizmem, ale i tak starałem się im dodawać jakoś otuchy. Sam tego potrzebowałem...
Hitam i Suzanna uwijali się, badając czy wszystko działa jak należy. Regularnie też ktoś do nich podchodził i zadawał pytania. Sądząc po zniecierpliwionej Suzannie były to te same pytania. Poniekąd rozumiałem. Sam też bym się w końcu zirytował. Nie wspominając już o stresach, które towarzyszyły takim akcjom...
Sam miałem ochotę zapytać, czy istnieje możliwość powrotu tutaj, jeśli jednak sytuacja się poprawi. Stale miałem nadzieję na powrót Astrid... Odeszła tak nagle. Wciąż uważałem, że żyje i ma się dobrze, ale trochę się zagubiła, a póki nas odnajdzie może minąć trochę czasu. Nawet jeśli już i ja, i ona zdążyliśmy się zestarzeć, a Navri dorosnąć. Miałem nadzieję na ponowne spotkanie. Nawet jeżeli będzie mieć to miejsce "po tamtej stronie"...
– Nie myśl o niej tak intensywnie. To nie ma sensu – usłyszałem nagle. Zwróciłem głowę w kierunku głosu, a konkretniej w stronę wadery, która chwilę temu podała mi doniczkę z jakąś bliżej nieokreśloną rośliną z intensywnie różowymi płatkami.
– Proszę? – zapytałem zdziwiony.
– Czuję, że rozważasz o swojej ukochanej, której tutaj nie ma. Mam dostęp do powierzchownej warstwy aury i silniejszych myśli – objaśniła lekkim tonem wadera i wzruszyła ramionami. Patrzyłem na nią całkiem ogłupiały, wciąż trzymając w dłoniach glinianą doniczkę. Nie znałem tej wadery, to było pewne. Szaro-czarne futro przechodzące z tyłu w biel wskazywało na to, że to może być członkini tej części stada, która niegdyś była Watahą Czarnego Kruka... Znaki o tym również dawał kolor jej oczu, a dokładniej dzikie czerwone tęczówki. Coś zawsze było w tych wilkach takiego, co dawało jakieś trudne do określenia poczucie nieobliczalności. Ponadto musiała być niewiele młodsza ode mnie.
– Janey – przedstawiła się nagle. Dumnie uniosła podbródek, a ja mogłem dostrzec jej cienką bliznę przecinającą brodę. Wyglądała jak po jakimś starciu.
– Dante – odpowiedziałem, w końcu odkładając do skrzyni jej własność.
– Powinieneś się cieszyć dalej z życia, a nie myśleć o tym co było. Może spróbować miłości na nowo i przeżyć dobrze te ostatnie lata.
Uniosłem brwi z drobnym zaskoczeniem.
– Mówisz?
– Oczywiście – oznajmiła dobitnie – Co ma być po drugiej stronie, to będzie. Mnie zostały tylko dwa lata i nie mam zamiaru tego zmarnować. Nie wiem jak ty. Nie wyglądasz mi na wilka pierwszej młodości.
– Jestem młody duchem – odparłem udając oburzenie. Roześmiała się.
– W to nie wątpię.
Oparłem się łokciem o skrzynię. Smok, do którego została przymocowana zdawał się na to kompletnie nie zważać. Był zbyt przejęty zjadaniem przyniesionej przez ekipę polowań sarny. Tym razem nie zmutowanej.
– Jestem opiekunką smoków – dodała.
– Fajna profesja – skomentowałem. Zamrugała oczami, a po chwili namysłu wywróciła nimi.
– No, uznajmy. Póki nie marudzą jest nawet sympatycznie. Niektóre za to narzekają gorzej niż moja, świętej pamięci, babka.
Parsknąłem śmiechem.
– Zaczynam się cieszyć, że się nie zgłosiłem do tej roboty. Chyba bym tego nie zniósł.
– A ty? Czym się zajmujesz? – zapytała ze szczerym zaintrygowaniem.

<C.D.N.>

Uwagi: brak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz