środa, 17 kwietnia 2019

Od Joela "Dwie niespodzianki w jeden dzień"

Maj 2023 r.
Jestem z Yuki już od... dłuższego czasu. To pewnie już ponad pół roku. Pamiętałem tylko tyle, że to wszystko zaczęło się jakoś na jesień. Od tego czasu jesteśmy zakochani w sobie na zabój, nawet jeśli to wina eliksiru. Yuki ostatecznie nie miała nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Stwierdziła, że i tak to jest dobra pora na założenie rodziny. Przyznałem jej rację. Ja również miałem swoje lata i nie chciałbym zostać ojcem w wieku, w którym mógłbym mieć już wnuczki. Kiedy będziemy mieć dzieci (czy raczej szczeniaki, jak wydedukowała Yuki) - tego nie wiadomo. Na dobrą sprawę nie myśleliśmy o tym wiele. Skupiliśmy się jednak na planowaniu naszego wymarzonego wesela. Niby byliśmy już oficjalnie parą, ale Yuki wymarzyła sobie przyjęcie. Zostało ono uniemożliwione jednak przez deszcz... Zastanawialiśmy się, czy nie wybłagać u Alf, aby to u nich je wyprawić, bo to ich jaskinia była największa. Pozostawał jednak jeden problem - wciąż nie ma szans, aby pomieścić tam wszystkich gości. Zmieściłoby się maksymalnie dwadzieścia wilków i ledwo byłoby przejście. Chcieliśmy coś hucznego, aby pojawili się wszyscy lub prawie wszyscy. Mieliśmy nadzieję, że któregoś dnia uda nam się to zrealizować. Yuki umiała mi z detalami opowiedzieć o jej wymarzonym przyjęciu, więc wiedziałem jak bardzo jej na tym zależy.
W ostatnich dniach mieliśmy nieco więcej czasu na rozmowę na ten temat. Yuki praktycznie w ogóle nie ruszała się z miejsca z powodu silnych nudności. Siedziałem z nią i zagadywałem dla towarzystwa i wypełnienia jakoś czasu. Aby poprawić sobie humor zazwyczaj padało akurat na ten temat. Tego dnia miałem iść ponownie do jaskini szpitalnej, bo lekarze polecili mi, abym poczekał kilka dni i podawał jej w tym czasie jakiś syrop, a gdy bóle nie ustaną wezwać ich ponownie, lecz wadera nieco mnie zaskoczyła. Wstała i oznajmiła, że idzie na spacer. Akurat nie padało, więc nic nie stało na przeszkodzie. Zabroniła mi jednak by iść z nią, bo - jak to sama powiedziała - "ma już dosyć mojego towarzystwa". Nie mówiła tego zupełnie poważnie, ale i tak jej usłuchałem. Po prostu potrzebowała chwili samotności, której nie miała w ostatnich dniach. Ja w tym czasie postanowiłem zająć się generalnymi porządkami. Może kiepski pomysł jak na tak dobrą pogodę, ale i tak nic lepszego nie przyszło mi do głowy. W pewnym momencie uznałem, że może pójdę po Magnusa. Dawno się nie widzieliśmy. Może zechciałby mi potowarzyszyć lub nawet pomóc? Ewentualnie odciągnąć od porządków, abym załatwił to później z Yuki, skoro czuje się już lepiej. Choć szczerze w to wątpiłem, bo należał do bardzo porządnych osób. Mógłbym iść o zakład, że jakby miał partnerkę to by był niezłym pantoflarzem. Jeszcze większym niż ja. Z tym, że on by to robił na trzeźwo, a ja po Eliksirze Miłości.
Magnus był w swojej jaskini. Czytał coś, a ja mu w tym przeszkodziłem. Nie wyglądał jednak na złego. Kazał mi jedynie odczekać, aż dokończy rozdział i dopiero zapytał, o co mi chodzi. Na propozycję wspólnego sprzątania wzruszył ramionami i stwierdził, że może mi pomóc. Dostrzegłem, że jego jaskinia była (jak na jaskinię przynajmniej) nieskazitelnie czysta. Chyba w trakcie opadów na przemian zajmował się sprzątaniem i czytaniem.
Nim wróciła Yuki znowu niebo zaczęło ciemnieć, więc Magnus postanowił o tym, że wróci do siebie. Stwierdził, że "nie ma zamiaru ponownie nam przeszkadzać i patrzeć jak w czas, gdy będzie tam uwięziony aż do zakończenia ulewy, jak ciągle się przytulam i komplementuję z partnerką". Dokładnie tak powiedział. Wymieniliśmy się kilkoma złośliwościami, ale będącymi zwykłymi przekomarzankami. Tak już jakoś mieliśmy, że przyjęło się, że się obrażamy nawzajem. Żaden z nas jednak nigdy nie kończył obrażony. Mieliśmy cały czas świadomość, że to tylko żarty.
Dokończyłem sprzątanie, a Yuki dalej nie było. Wtedy siedząc w ciszy i patrząc jak zaczyna kropić zaczynałem się poważnie martwić. Nie wiedzieliśmy jakie właściwości ma ten deszcz, więc się przed nim kryliśmy. Czy ona również się schowała? Może ma zamiar go gdzieś przeczekać? Tylko ile czasu minie, nim niebo się nieco rozchmurzy? Powinna szybko wracać, jeśli nie chce zachorować bardziej. Może jej choroba też była od deszczu? Co jeśli na końcu umrze? Serce ścisnęło mi się na tę myśl. Planowaliśmy ślub, w przyszłości może również szczeniaki. Gdzie ona się podziewała? Nie może jej ulecieć tyle pięknych planów. Może coś się jej stało? Nerwowo przebierałem łapami. Chyba bym tego nie przeżył.
Nagle usłyszałem jakiś hałas. Drapanie, stukanie, lekkie trzęsienie ziemi. Wystraszony wybiegłem na zewnątrz. Wtedy zobaczyłem zataczającą się Yuki w towarzystwie... konia z Sho, jasnego pegaza, czterech kotów i smoka, który akurat wrzucił ją na grzbiet. Ta cała gromadka dzielnie zmierzała pod górę. Przestraszony przybiegłem, nie bardzo wiedząc jaki jest powód takiego zgromadzenia. Przelotnie przesunąłem wzrokiem po każdym z nich, ale całą swoją uwagę i tak głównie poświęciłem Yuki. Wyglądała bardzo słabo. Cała się trzęsła.
- Co się stało? - zapytałem z przerażeniem. Badałem ją wzrokiem, czy nie jest ranna.
- Ja... Tylko chciałam ich uratować... - wysapała - To nasi nowi towarzysze...
Z trwogą spojrzałem na smoka. Kolejny? Na co nam kolejny? Cztery koty...?
- Zabiorę cię do lekarza - stwierdziłem szybko.
- Zaniosę ją - wtrącił smok. Patrzyłem z wahaniem w jego spokojne srebrne ślepia. Ostatecznie przystałem na tę propozycję. Zaprowadziłem go, a resztę towarzyszów skierowałem do naszej jaskini. I tak była po drodze. Koniowate ledwo się pomieściły. Naprawdę nie wiem co strzeliło Yuki do głowy, żeby ich wszystkich trzymać w naszej jaskini. Ledwo starczało miejsca na nas dwojga, a co tu dopiero mówić o jakimkolwiek smoku.
Na szczęście w szpitalu nadal był Alvarleg i Volga. Rozmawiali z jakąś zielarką. Widząc Yuki szybko przerwali konwersację, aby tylko móc się jej przyjrzeć lepiej. Pomogliśmy jej zsiąść z grzbietu smoka, ale zaraz potem zwymiotowała. Do środka zaprowadziliśmy ją podpierając jej boki. Wtedy po raz kolejny powiedziała, że nie boli aż tak, ale jest jej słabo, chce się jej jeść i wymiotować za razem. Oraz że nigdy wcześniej tak nie miała.
Przyglądałem się badaniom z pewnej odległości. Byłem naprawdę zatroskany. Działo się coś niedobrego, a ja nie wiedziałem co. Szybko na szczęście stwierdzono, że to nie od deszczu i wygląda na jakieś zatrucie, ale muszą to dokładniej sprawdzić. Kiedy mieli coraz więcej wątpliwości, Volga postanowił nareszcie użyć jednej ze swoich mocy. Dopiero wtedy cicho się zaśmiał i zwrócił do mnie.
- Gratuluję, Joel. Zostaniesz tatusiem trzech szczeniąt.
Niemal się zakrztusiłem. Już? Ojcem? W dodatku trójki? Mój wzrok powędrował ku Yuki. Patrzyła na mnie nieco wystraszona. Chyba bała się mojej reakcji. Zdobyłem się na uśmiech. Nie byłem zły, a co jedynie zaszokowany. Myślałem, że dzieje się coś złego, a my po prostu nie zauważyliśmy, że... no cóż.
- Spokojnie, cieszę się. Będziemy mieć trzy radosne kulki w jaskini. Jeszcze nie wiem jak się pomieścimy, ale poradzimy sobie. Dam z siebie wszystko, aby żyło im się jak najlepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz