piątek, 6 września 2019

Od Crane'a "To nie był błąd" cz. 1 (Cd. Edel)


Czerwiec 2024
Podjąłem ostateczną decyzję w sprawie związku z Edel. Po bezsennej nocy i godzinach rozmyślania, wreszcie zrozumiałem, jakie jest moje stanowisko. Naprawdę chcę, żeby każdego dnia ta wadera była u mojego boku; chcę byśmy sobie nawzajem przysięgli wierność. Fakt, narażałem w ten sposób swój plan na bycie partnerem samicy o wysokiej randze, ale pozostałe pozytywne strony związku wyciszyły ten jeden głos przeciw. Dlatego kiedy tylko słońce wstało, pobiegłem do Edel. 
Po sekundzie stanąłem pod jej drzwiami. Uniosłem łapę, ale wtem w mojej głowie pojawiało się pytanie: "Co z moimi sekretami?". Na to jednak odpowiedź była prosta - "Dotychczas zdołałem je ukryć przed wszystkimi w watasze, więc i teraz podołam zadaniu".
Zastukałem parę razy i sam otworzyłem sobie drzwi, by moja ukochana nie musiała wstawać. 

Wrzesień 2024
Po wielu sporach pośród członków watahy, wreszcie podjęto decyzję o opuszczeniu Białego Miasta. Niewykluczone, że raz na zawsze. Pobyt ostatecznie przedłużył się o całe pół roku. Z początku myślałem, że miało to jakiś związek z terminami wypuszczenia Lind i Suzanny, jednak nie udało mi się potwierdzić tej teorii. Koniec końców tylko jedna z nich wyszła z więzienia przed odlotem stada. 
Był jednak jeden powód, dla którego nie byłem całkowicie zachwycony wiadomością, że już wyruszamy. Tym powodem była moja ukochana Edel. Z upływem czasu słabła w oczach. Miałem absolutną pewność, że męcząca droga nie jest wskazana komuś tak ciężko choremu. Ale co nam pozostało? Alfa miałby zgodzić się na odwlekanie podróży ze względu na jednego członka stada? Nie trzeba było czegoś takiego proponować, żeby znać odpowiedź. Do tego coraz mniej wierzyłem że stan mojej partnerki ulegnie poprawie na tyle, by miała dość sił. 
Pozostanie na miejscu jednak też nie było opcją. Prawda, nadal miałem Naszyjnik Pożywienia, więc nie musielibyśmy się martwić o ceny jedzenia. Jednak nadal pozostawały koszty noclegu. Po tym, jak wydałem wszystkie Bellos na wykup Lind (z perspektywy czasu może nie był to aż tak dobry strategicznie ruch), nie miałbym z czego płacić. Zresztą... im dłużej przebywałem w Białym Mieście, tym bardziej się martwiłem, że w końcu każdego z nas wsadzą do więzienia pod byle jakim zarzutem. Od jakiegoś czasu na ulicach pojawiało się coraz więcej straży. Stosunkowo często trzymali jakiegoś wierzgającego obywatela. 
Tak więc, nastał dzień w którym po raz ostatni przeszliśmy przez wielką, białą bramę. Edel szła tuż obok mnie. Czasem potykała się, ale za każdym razem zdążyłem ją złapać. Dotarliśmy na polanę, gdzie czekały smoki. Diligitis ze względu na swoje niewielkie rozmiary z łatwością przecisnęła się między swoimi pobratymcami, by wyjść nam na spotkanie. Prawie zapiała z radości, jak dowiedziała się, że jesteśmy małżeństwem.
- Wiedziałam, wiedziałam! - zakrzyknęła, unosząc pysk ku górze. Z jej nozdrzy wyleciały kłęby pary. - Wiedziałam, że tak będzie!
Smoczyca chwilę tańczyła w miejscu. Potem przypomniała sobie o swoim zadaniu jako przewoźnika i położyła się na brzuchu, żeby łatwiej było nam wsiąść. Tak jak dawniej, pozwoliłem swojej ukochanej wejść po mnie. Następnie i ja wskoczyłem na grzbiet Diligitis. Smoczyca rozłożyła skrzydła i po krótkim rozbiegu, zaczęła zbliżać się do swoich krewniaków, już kołujących nad polaną. Nachylenie lotu sprawiło, że nasza dwójka była przyciśnięta do spakowanego kosza, znajdującego się za nami. Diligitis nadal była w doskonałym humorze, więc leciała naprawdę szybko. Nigdy nie spodziewałbym się po niej takich prędkości. To jednak sprawiło, że zimny wiatr był jeszcze bardziej dokuczliwy. Edel przysunęła się nieco bliżej mnie. Niestety nie miałem niczego, czym dałoby się ją szczelnie okryć. Postanowiłem, że już na pierwszym postoju znajdę kogoś, kto mógłby nam coś pożyczyć.
- Hej! Crane! - usłyszałem nagle. 
Rozejrzałem się za źródłem tego głosu. Dostrzegłem, że całkiem blisko Diligitis szybował Passer. Pośród wilków znajdujących się na jego grzbiecie, jedna wadera stała prosto. Była to Lind. Spoglądała teraz w naszą stronę. Po chwili przeskoczyła nad głowami swoich przyjaciół, pobiegła po naprężonej błonie długich skrzydeł Passera i wzleciała w powietrze na własnych, powstałych z wiatru. Wkrótce wadera dotarła bliżej do naszego przewoźnika. Kiedy szybowała już tuż nad Diligitis, znów się odezwała:
- Nie miałam okazji ci podziękować, Crane - Utworzyła barierę od silnego wichru między sobą, a grzbietem smoka, na którym siedzieliśmy. Miało to ułatwić nam rozmowę na tej wysokości. - Dopiero teraz dowiedziałam się, ile Bellos wydałeś na mój wykup. 
- Nie ma sprawy - odparłem z uśmiechem. - Czego się nie robi dla przyjaciół.
- Jestem twoim dłużnikiem - wyszczerzyła zęby Lind. 
Trzymam za słowo, trzymam za słowo. Dobrze, że mamy świadków tej rozmowy. 
Biała wadera zakręciła się w locie parę razy wokół własnej osi, po czym zaczęła pikować w dół. Następnie zahamowała i wróciła bliżej Passera. Pewnie jak skończymy kołować w oczekiwaniu na pozostałe smoki, nie będzie jej tak łatwo dotrzymać kroku naszym przewoźnikom. 
Pomyślałem, że w przyszłości względy samicy Beta mogą być bardzo, ale to bardzo przydatne. Nie wiem, jakim cudem Lind tak często przyjmuje ten tytuł. Wtedy przypomniało mi się, iż obok mnie siedzi ktoś z niewiele mniej ważnym stanowiskiem. Niedawno okazało się, że moja najcudowniejsza Edel została Gammą. Co za tym szło, JA zostałem samcem Gamma. Pamiętam swoją wielką radość, kiedy się o tym dowiedziałem. Wtedy miałem już absolutną pewność, że ten ślub nie był błędem. Do teraz nie zmieniłem zdania. 
Zbliżyłem pysk do Edel i polizałem ją w policzek. Samica zachichotała. 
- Aż taka słodka jestem, że musisz mnie całować przynajmniej raz na godzinę? 
- Jeszcze słodsza - odparłem. - Ale niestety muszę być oszczędny. 
Wadera zaśmiała się jeszcze głośniej. Diligitis już zwolniła, więc wiatr już trochę mniej nam doskwierał.

<Edel?> 


Uwagi: Piszemy "zresztą", nie "z resztą".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz