piątek, 4 października 2019

Od Edel "Kłamstwo nie mogło trwać wiecznie" cz. 2 (cd. Crane)

Listopad 2024
- Nie, to imię nie jest wcale aż tak ładne. Trudno było je w ogóle zapamiętać.
Głos mojego partnera wybudził mnie z płytkiego snu. Zdezorientowana uniosłam łeb i zmierzyłam go spojrzeniem. O czym on w ogóle mówił i to o takiej porze? Czyżby lunatykował?
Mój wzrok zatrzymał się na Naszyjniku Prawdy. Białe klejnoty odbijały skąpe światło, zostawiając na sierści basiora jasne refleksy.
- Co...? - Otworzyłam pyszczek ze zdziwienia. Nie rozumiałam, co się właśnie działo.
- Mówię o twoim imieniu - odparł.
Nim zdążyłam zareagować, basior ponownie się odezwał.
- Mój ojciec nie miał nigdy Posłańca Mroku. Przed wyruszeniem watahy w podróż nigdy nie byłem tak blisko smoka.
Paskudna prawda powoli dochodziła do mojego zaspanego umysłu. Klapki, które miałam na oczach odkąd poznałam Crane'a powoli znikały.
- O... Okłamałeś mnie? - spytałam cicho.
Czekałam na stanowcze zaprzeczenie, jednak to nie nadeszło. Nie mogło, dopóki wilk nosił na sobie magiczny przedmiot. Był zmuszony wyrzucać z siebie prawdę, którą ukrywał przede mną miesiącami.
- Tak.
Jego głos był całkowicie beznamiętny. Nie było w nim żadnej skruchy, wstydu, czegokolwiek. Miałam ochotę wyć. Jedynie siłą woli powstrzymywałam łzy cisnące mi się do oczu. Czułam, jak łapy zaczynają mi delikatnie drżeć z nerwów.
- A te... Inne historie? Je też zmyśliłeś?
- Wszystkie - odpowiedział, a z moich płuc uleciało całe powietrze. - Nigdy nie zbliżyłem się do Mostu Nieskończoności, nie zadałem pytania Drzewu Wiedzy, nie uratowałem mojej siostry przed dwellingiem. Nie pamiętam żadnego epizodu związanego z moją rodziną.
- Crane... 
Tylko tyle zdołało wyrwać się z mojego pyszczka. Jedno słowo, imię ukochanego, który od początku karmił mnie kłamstwami. Spojrzałam prosto w jego oczy. Brązowe tęczówki patrzyły na mnie jakby ze wstydem, jednak nie miałam pewności. W tej chwili niczego nie mogłam być pewna, kiedy chodziło o niego.
- A to, co mówiłeś... kiedy...
Żołądek zacisnął się mocniej. Miałam ochotę wymiotować z nerwów. Na języku czułam metaliczny smak krwi. Dopiero wówczas zdałam sobie sprawę, że cały czas gryzłam własne poliki.
Czekałam na odpowiedź jak na najgorszy wyrok. Obawiałam się tego, co mogę usłyszeć. Nie mogłam jednak nie zadać tego pytania. Nie wobec tego, co już mi powiedział. Musiałam wiedzieć, czy dosłownie wszystko było jednym, ciągnącym się w nieskończoność kłamstwem.
– Chciałem być tylko dla ciebie miły. Chciałem, żebyś zapamiętała mnie jako tego miłego, bo dobra opinia zawsze jest przydatna – wymamrotał.
Tori miała rację - ta myśl uderzyła mnie niewyobrażalnie mocno i pozbawiła powietrza. Kotłowała się w mojej głowie bez końca.
Odwróciłam wzrok. Nie mogłam na niego patrzeć. Nie potrafiłam. Oczy piekły, gdy mrugałam, próbując odgonić łzy.
– Ale potem sam zacząłem szczerze cię lubić. Naprawdę. Okazałaś się inna, niż wszyscy. Zaczęło mi na tobie zależeć.
Nie odpowiedziałam na to wyznanie. Wiedziałam, że mówił prawdę. Zależało mu na mnie. Szkoda, że dopiero od któregoś momentu. Wcześniej... Co widział we mnie wcześniej? Dlaczego nigdy mnie nie spławił, skoro nic dla niego nie znaczyłam?
Potrząsnęłam delikatnie pyskiem. Przecież przed momentem mi odpowiedział na to pytanie. Chciał być miły. Nic więcej. Cały czas grał, a ja zakochałam się w masce, którą nosił. Jestem taka naiwna...
- P-proszę, wybacz mi...
W głowie miałam mętlik. Myśli biegały bez ładu i składu. Serce biło jak szalone i nie było w tym nic wspaniałego. Potrzebowałam dłuższej chwili, by jakkolwiek ułożyć słowa. Nie ufałam własnego głosowi.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć, Crane. Choćbym chciała cię znienawidzić... nie potrafię - westchnęłam. - Przynajmniej teraz mam pewność, że nie kłamiesz.
Zerknęłam na naszyjnik, który nadal wisiał na piersi wilka. Crane podążył za moim spojrzeniem. Kiedy tylko dotarło do niego, co widzi, podskoczył nerwowo i zrzucił z siebie magiczny przedmiot. Rozejrzał się w poszukiwaniu winowajcy. W końcu zatrzymał na czymś wzrok. Skierowałam łeb w tamtą stronę. Redian patrzył na nas w czystym osłupieniu.
- J-ja... - powiedział i zamilkł. Spojrzenie zielonożółtych oczu krążyło między mną a Cranem. Minęła chwila, nim się opanował. Wówczas z całą mocą spojrzał na basiora - Ty perfidny kłamco - syknął.
Wilk opuścił uszy i skierował wzrok w moją stronę. Czując na sobie jego spojrzenie, odwróciłam łeb. Wpatrywałam się w uparcie ziemię. Nie potrafiłam ponownie spojrzeć mu w oczy. Nie teraz. 
Redian natomiast stwierdził, że to dobry moment na bronienie mojego honoru. W normalnej sytuacji bym go powstrzymała, jednak to nie była normalna sytuacja.
- Kiedy zamierzałeś jej to powiedzieć?
- To sprawa między naszą dwójką. Starczy twojego wtrącania się - mruknął w odpowiedzi. W jego głosie pobrzmiewał smutek. Musiał być szczery, jednak... Nie mogłam powstrzymać cienia wątpliwości, że to była w dalszym ciągu gra. W końcu nie miał już na sobie Naszyjnika Prawdy...
- Odpowiedz mi! - zażądał kocur. - Nigdy, prawda? Nie chciałeś, żeby wiedziała, jak wielkim śmieciem jesteś, co?
Wilk nie odpowiedział. Zmusiłam się do podniesienia wzroku i zobaczyłam, że jego pysk jest delikatnie otwarty,
- Czyżby zabrakło ci w końcu słów?
Nadeszła chwila milczenia. Crane opuścił drżące powieki.
- Tak. 
- Brzydzę się ciebie - przyznał Redian. Nienawiść w jego głosie była aż namacalna.
Spojrzałam ponownie na ziemię. Tłumione łzy poleciały z pełną mocą.
- Odejdźcie. Obaj - poprosiłam łamiącym się głosem.
- Nie. Błagam, nie każ mi tego robić - powiedział Crane.
- Edel... - Ton Rediana złagodniał. - Nie mogę cię zostawić.
Pokręciłam powoli pyskiem.
- Po... Potrzebuję samotności. Proszę...
Ciche kroki oznajmiły mi, że spełnili moją prośbę. Westchnęłam z ulgą i w pełni świadomie pozwoliłam sobie na łzy. Głośny szloch wstrząsał moim ciałem, co w końcu wyrwało ze snu Morgana. Szczeniak skierował w moją stronę małą główkę. Z jego pyszczka nadeszło ciche piszczenie. Nachyliłam się i polizałam jego uszka.
- Wszystko dobrze, kochanie - wyszeptałam, chociaż w rzeczywistości nic nie było dobrze. Cały świat zawalił mi się w jednej chwili i nie miałam pojęcia, co powinnam w związku z tym zrobić.
Morgan wtulił się mocniej w moją sierść, jakby próbując dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się smutno. Z moich oczu wciąż płynęły piekące łzy.
Tamtego dnia Crane i Redian nie wrócili do ostatnich chwil przed odlotem. Starannie unikałam ich wzroku, poświęcając całą swoją uwagę synkowi. Wiedziałam, że musiało dojść do jeszcze jednej konfrontacji, ale nie byłam na nią gotowa. Najpierw musiałam przetrawić wszystkie wydarzenia tego poranka. A na to nie wystarczało zaledwie kilka godzin.

<Crane?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz