środa, 2 października 2019

Od Eterny "Siła mięśni to nie wszystko" cz. 5

Październik 2024 r.
Eterna zmierzała na kolejne zajęcia ze smętną myślą, że spodziewała się po Mortimerze więcej. Jego wiedza historyczna była niemal zerowa. Wszystkie zadania wykonała właściwie w pojedynkę. Nie zdołali również dobrze porozmawiać, bo zaraz po lekcji pobiegł z powrotem do Theo i Exana. Odeszli, śmiejąc się głośno i opowiadając o tym, jak przebiegała ich praca w grupach.
Eterna zaś znowu została sama.
Miała jeszcze dużo czasu, zatem zboczyła ze ścieżki. Tym razem mieli przystanek w dziczy, w której przeważały odcienie bladej żółci oraz... pudrowego różu. Kai pierwszego dnia snuł przy niej jakieś dziwaczne teorie, ale żadna nie miała dość sensu, aby wytłumaczyć taki stan rzeczy. Rośliny miały taki kolor i basta. Nie widziała sensu dalszego analizowania tego. Zatrzymali się tu i tak tylko na jeden dzień. Nie było okazji do dalszych badań.
Nagle coś przykuło jej spojrzenie. Jakiś błysk w krzakach, dość niespotykany jak na takie okoliczności. Zmarszczyła brwi. Zaczęła przepychać się przez okazałe liście. Każde drgnięcie rozsypywały tumany puchu, jaki na nich zasiadł. Krztusiła się, ale wciąż starała się przebić aż do błyskotki, którą zaobserwowała wcześniej. Oczy zaszły jej łzami. Była już niemal na końcu. Miała tylko nadzieję, że nie ów pył nie miał działania podobnego do ziół Kashiela i jego szajki.
Jej łapa w końcu nastąpiła na coś twardego. W pierwszej chwili poczuła się tak, jakby miała zaraz przebić sobie poduszkę, jednak kiedy ją uniosła ból natychmiast ustał. Nic jej nie było. Nachyliła się nad błyszczącym złotem przedmiotem. Był to medalion. Nie była pewna jaki. Miał złoty wisiorek ozdobiony doczepionymi na króciutkich łańcuszkach perłami. Sam medalion zaś przedstawiał dwa złote smoki zawijające się nad różowo-granatowym oczkiem. Im dłużej na niego patrzyła, tym pewniejsza była, że coś w nim faluje. Że kamień tak naprawdę miał działanie magiczne. Dostrzegła również na nim srebrny pył.
Przygryzła wargę. Powinna go zostawić? Kai wspominał o jakichś rzadkich przedmiotach porzuconych w losowych miejscach. Nie wiedziała czy tutaj również można takie znaleźć, i czy dobrym pomysłem było zakładanie takowego. Uderzyła kilka razy łapą o ziemię, zastanawiając się co powinna zrobić. Wzięłaby go i pokazała Kai'emu, lecz nie miała żadnego rogu, który zdołałby zneutralizować jego moc. Medaliony działają tylko wtedy, kiedy są powieszone na szyi.
Nagle coś się ruszyło w krzakach. Znieruchomiała, wpatrzona w tamten punkt. Prócz cichego śpiewu ptaków u góry, do jej uszu nie docierał żaden inny dźwięk. Zmrużyła ślepia. Właśnie wtedy szuranie się powtórzyło. Królik. To musiał być królik. Rzuciła się przed siebie. Ten jeden sus wystarczył, aby przy dusić gryzonia do ziemi i wbić w niego zęby. Nie było to szczególnie eleganckie, ale i tak zaczęła się śmiać do siebie, zagryzając szczęki coraz bardziej i bardziej. Królik wciąż popiskiwał, kiedy usłyszała dźwięk łamanych kruchych kosteczek, a na końcu kręgosłupa. Przestał się ruszać. Dopiero wtedy go puściła. Odsunęła się na pół kroku i wybuchnęła śmiechem. Zabiła go, nie będąc wcale głodna. 
Zostawiła jego zwłoki w krzakach, skupiając ponownie swoją uwagę na medalionie. Czas uciekał, nie mogła tam zostać zbyt długo, bo spóźni się na zajęcia. W końcu wpadła na jakiś pomysł. Założyła medalion na ucho. Nie czując żadnej różnicy, uspokoiła się nieco. Wtedy też wymyśliła, co zrobić z tym nieszczęsnym królikiem. Kai powtarzał, że nie wolno marnować jedzenia, więc powinna go komuś dać. Miała już nawet pomysł komu.
***
– Morti, patrz. Upolowałam dla ciebie królika - powiedziała z dumą.
Basiorek patrzył na nią zbity z tropu.
– Dla mnie...?
– Jedzenia nigdy nie za wiele, czyż nie?
Exan i Theo nieufnie łypali na nią wzrokiem, ale udawała, że tego nie widzi.
– Możesz się z kimś podzielić, jeśli chcesz.
– Um... No to... Dziękuję za prezent – powiedział, a na jego pyszczku pojawił się uśmiech, na który tak bardzo czekała.
– Nie można wnosić jedzenia na lekcje – upomniał ich Hitam nieco znużonym głosem.  Włosy miał rozwichrzone, a oczy podkrążone. Wyglądał jakby nie spał tej nocy.
– Nie może tutaj po prostu leżeć? Nie będziemy go jeść – odparła Eterna. Hitam patrzył na nią przez chwilę bez wyrazu, po czym powoli odpowiedział:
– Niech będzie. Jeśli zbiorą się muchy, macie to gdzieś odłożyć.
Pokiwała głową na znak zrozumienia. Jej wzrok powędrował do Mortiego, obok którego w końcu zdołała usiąść. Niestety nie wyglądało na to, aby był zachwycony jej uratowaniem mu tyłka. Westchnęła cichutko z rozczarowaniem. Może innym razem.
– Na dzisiejszych zajęciach zajmiemy się zagadnieniem dochodzenia do pewnych wniosków drogą kalkulacji. Może i brzmi to skomplikowanie, lecz nie do końca jest tak w rzeczywistości. Na ostatnich zajęciach uczyłem was liczb od jeden do dziesięciu. Elanor, możesz je wymienić?
Skinęła głową i zaczęła wymieniać. Nie pomyliła się ani razu, bo Hitam na końcu potaknął jej głową.
– Zakładam, że wszyscy już to umiecie. Jeśli nie, możecie przygotować sobie ściągi.
Kilka szczeniaków za pomocą swojej mocy wyczarowało mieniący się obraz w języku, którego Eterna nie znała.
– Skoro tak, mam dla was pewną zagadkę logiczną. Jun zjadł w piątek dwa zające, w niedzielę dwa więcej, w sobotę zaś o trzy mniej niż w niedzielę. W poniedziałek zjadł o cztery więcej, niż w sobotę. Ile zająców zjadł Jun w poniedziałek?
Eterna wytrzeszczyła oczy. Zresztą nie ona jedyna.
– Trzy...? – zapytał ktoś niepewnie.
Hitam pokręcił głową.
– Jeśli nie wiecie jak to zrobić, możemy to zrobić wszyscy razem, po kolei, dzień po dniu.
– Pięć – wtrącił Exan.
Hitam uniósł nieznacznie brwi.
– Tak, zgadza się. Odpowiedzią jest pięć. Exan, zechciałbyś wytłumaczyć, jak do tego doszedłeś?

<C.D.N.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz