niedziela, 14 czerwca 2020

Od Yvara "Dlaczego maluchy muszą się tylko bawić?" cz. 12


Sierpień 2025
Bardzo niezadowolony z takiego obrotu sytuacji, zabrał się za malowanie. Chciał jak najszybciej zaznaczyć ten cały piach, ale – na jego nieszczęście – namalował palmę tak wysoko, że musiało być go bardzo dużo. W innym wypadku drzewo wisiałoby w powietrzu. Yvar mruczał coś pod nosem, co nawet niespecjalnie przypominało słowa, a jedynie ciężkie do sprecyzowania dźwięki frustracji.
Ledwo skończył i poszedł wyczyścić swoje łapki, do basiorka doskoczył Morgan.
– Skończyłeś już? Naprawdę potrzebuję tych farbek! Chciałem namalować Li!
– Ona nazywa się Lind. Zapamiętaj to w końcu! – burknął w odpowiedzi Yvar. Całkowicie zignorował pytanie o farbki, wychwytując nowy irytujący szczegół w wypowiedzi samca.
– Li brzmi ładniej! 
– I co z tego? Ma na imię LIND! 
Morgan, słysząc jego warknięcie, podkulił ogon i wycofał się. Yvar miał nadzieję, że teraz już na zawsze da mu spokój, przynajmniej w kwestii tych głupich farb. Jednak na jego nieszczęście całą sytuacją zainteresował się pan Dernet, który podszedł do nich i spojrzał to na Yvara, to na Morgana. Mrużył oczy widocznie zdziwiony, co w ich kłótni robi Lind.
– Coś się stało, chłopcy? – zapytał w końcu.
– Morgan nie potrafi mówić – mruknął pod nosem Yvar, jednak jego słowa zginęły pod znacznie głośniejszym oskarżeniem Morgana. 
– Yvar nie chce mi pożyczyć farbek. A ja tylko chciałem domalować piórka! 
Szczeniak brzmiał jakby miał się za moment rozpłakać. Yvar spojrzał na niego i faktycznie dostrzegł zbierające się w jego oczach łzy. I to niby on był młodszy...
– Yvarze, mówiłeś, że już skończyłeś – zauważył nauczyciel. – Skoro nie będziesz już używać farbek, odstaw je, proszę, na miejsce. 
Basiorek zazgrzytał zębami i powoli skinął głową. Bez słowa odniósł farbki i usiadł przed swoją deseczką. Spod zmrużonych powiek obserwował Morgana, który z nową energią dopadł do odłożonych wcześniej kubełków i teraz niósł je do swojego obrazka. Uważnie paćkał, dodając koloru pracy, a kilka niesfornych kropli spadało na piasek. Yvar wyobrażał sobie ciche kapanie i zaciskał ząbki, powstrzymując się przed podejściem do basiorka i odepchnięciem go od farbek, z których chwilę wcześniej on sam korzystał. Tak bardzo żałował, że nie mógł tego zrobić naprawdę... 
W końcu, po niemożliwie długim czasie, pan Dernet zarządził koniec zajęć. Yvar niechętnie zwlekł się z ocienionego piasku i podszedł do nauczyciela.
– Teraz wspólnie obejrzymy stworzone przez was obrazki. Kto chce przedstawić swoją pracę jako pierwszy?
– Ja! Ja! – zawołała od razu Vi i pobiegła w stronę swojej deseczki, machając wesoło puszystym ogonkiem.
Yvar mimowolnie się uśmiechnął i szybko dogonił siostrę. Kiedy stanął nad jej obrazkiem, wypełnił go jednocześnie podziw i wstyd, że on nigdy nie byłby w stanie stworzyć czegoś tak ładnego. Vi namalowała niebieskozielony ocean, który przecinały białe fale. Były trochę krzywe, ale według Yvara to sprawiało, że wyglądały jeszcze ładniej. 
– I jak? – zapytała Vi.
– Ładny – przyznał od razu Yvar. Morgan powiedział to samo w tym samym czasie, przez co zasłużył sobie na posłanie mu groźnego spojrzenia. Szczeniak jednak go nie zauważył, zbyt wpatrzony w dzieło Vi. I to był chyba pierwszy raz, kiedy Yvarowi to nie przeszkadzało. Cieszył się, że basiorek chociaż docenił umiejętności jego siostry.
– Dobry obraz, Yngvi – pochwalił ją pan Dernet. Wilczyca w odpowiedzi uśmiechnęła się. Musiała być bardzo z siebie zadowolona. – Jednak niebo wyglądałoby o wiele ładniej, gdyby było bardziej szaroniebieskie.
Samiczka spojrzała na niego zaskoczona.
– Ale nie ma takiej farbki!
– Możesz stworzyć własny kolor, mieszając ze sobą barwy – przypomniał nauczyciel. – Zrobiłaś to, tworząc morze. Nie jest ono po prostu niebieskie, a niebieskozielone. Korzystałaś także z zielonej farbki?
Wilczyca spojrzała na swój obrazek jakby widziała go po raz pierwszy.
– No... Tak jakby... Zrobiłam to samo co Morgan, kiedy zepsuł farbkę, ale na deseczce. To był przypadek, naprawdę! – zawołała, widocznie martwiąc się, że wilk będzie na nią zły. Ten jednak uśmiechnął się, na co odetchnęła z ulgą – No i wyglądało to ładnie, więc zrobiłam tak wszędzie...
– Ja tak prawie zepsułem rysunek – wtrącił nagle Morgan. – Musiałem się naprawdę postarać, żeby go naprawić.
Nikt cię nie pytał o zdanie, pomyślał Yvar. Tym razem powstrzymał się od komentarza na głos. Miał przeczucie, że mógłby w ten sposób jeszcze bardziej podpaść nauczycielowi, a tego wolał uniknąć.
– Mogę zobaczyć? – zapytała Vi.
Samczyk przytaknął i oboje pobiegli w stronę deseczki Morgana. Yvar westchnął i niechętnie do nich podszedł. Szczeniaki pochylały się nad pracą. Stały tak blisko siebie, że ich głowy prawie się stykały. Kiedy odchrząknął, Morgan odskoczył przestraszony.
– To musisz być ty! A to twój tata! – Niezrażona jego reakcją, Yngvi wskazała na dwie brązowawe plamy, po czym jej łapka zatrzymała się na białej, poprzetykanej w kilku miejscach cienkimi, kolorowymi kreseczkami. – A to... Lind?
Basiorek przytaknął z szerokim uśmiechem.
– Wyglądacie jak rodzina – stwierdziła Vi po krótkim namyśle – Ciocia Lind to twoja mama?
Morgan przekrzywił główkę, marszcząc ze zdziwieniem brwi.
– Mama?
– No, mama. Nie wiesz, kim jest mama?
– Nie... – przyznał samczyk, a w jego głosie rozbrzmiał wstyd. Yvar już dawno zauważył, że Morgan lubił być tym najmądrzejszym. W rzeczywistości musiał być jednak strasznie głupi. Jak można było nie wiedzieć kim jest mama?
– To wilczyca, która się tobą opiekuje, bawi się z tobą, spędza czas... Która cię kocha – wyjaśniła Yngvi.
– Wszystko pasuje... – Morgan pokiwał ze zrozumieniem głową – Nie wiem tylko, czy mnie kocha...
– Zapytaj jej.
– Jeśli mnie kocha, to jest moją mamą?
– Tak mi się wydaje.
– To mam nadzieję, że mnie naprawdę mocno kocha! – stwierdził, uśmiechając się szeroko.
Yvar przewrócił oczami i spojrzał na pana Derneta, ale ten wolał chyba się nie odzywać w sprawie uczuć Lind do Morgana. Nauczyciel odczekał moment, pozwalając szczeniakom na zakończenie rozmowy, po czym odchrząknął i zapytał o efekt cienkich kresek, które miały udawać pióra białej wilczycy.
– Początkowo zrobiłem taką plamę, ale potem wpadłem na pomysł użycia pazurków. Wtedy linie są bardzo cieniutkie. – Morgan spojrzał jeszcze raz na swoją pracę. – Ale chyba nadal jest ich za mało, prawda?
– Myślę, że już wygląda to dobrze – Dernet uśmiechnął się łagodnie. Morgan skinął wdzięcznie głową. Wyglądał na bardzo dumnego z siebie. – To może teraz obejrzymy pracę Yvara?
– O, właśnie. Yv, pokaż, co namalowałeś! – zawołała Vi i rozejrzała się w poszukiwaniu trzeciej deseczki. Kiedy ją zauważyła, od razu do niej pobiegła. Co miał zrobić, jeśli nie popędzić za nią?
Yvar stanął obok siostry i uważnie obserwował jej pyszczek, kiedy patrzyła na jego obraz. Zauważył dziwny grymas, który szybko zamaskowała uśmiechem. Cały czas jednak mrużyła oczy, wpatrując się w niedokładnie pomalowaną czerwoną przestrzeń.
– To piasek?
Yvar przytaknął skinieniem głowy.
– Nie myślałeś o użyciu żółtej farbki? Wyglądałoby to ładniej.
– Jest czerwony, bo jest bardzo gorący – wymruczał pod nosem Yvar.
Yngvi spojrzała na niego zaskoczona i już otwierała pyszczek, ale przerwał jej niski głos pana Derneta.
– To obrazek Yvara, Yngvi. Czerwony piasek jest z pewnością... – Przerwał na moment, szukając odpowiedniego słowa. – zaskakującym pomysłem, ale cieszy mnie, że wypróbowałeś czegoś nowego, Yvarze.
Basiorek uśmiechnął się w podzięce. Może pan Dernet nie był taki zły, jak początkowo mu się wydawało? W końcu teraz go pochwalił, chociaż w ogóle na to nie zasługiwał, a to było bardzo miłe.
– Myślę, że to wszystko na dziś. Mogę prosić was o pomoc, nim przyjdą wasi opiekunowie? – Nauczyciel wskazał na nadal porozstawiane na plaży farbki.
Szczeniaki przytaknęły i każde z nich wzięło do pyszczka kubeczek. Yngvi zrobiła to z takim zapałem, że prawie wylała zawartość swojej farby na piasek. Morgan i Yvar podeszli do tego o wiele spokojniej, uważnie i powoli zanosząc je pod wyznaczoną przez nauczyciela palmę. Mieli włożyć je do starej skrzynki, w której nauczyciel składał materiały do swoich zajęć. Było tam kilka szpargałów o dziwnych kształtach, których zastosowania Yvar nawet nie potrafił sobie wyobrazić. Spodziewał się, że pewnie pozna kilka z nich w czasie kolejnych lekcji, na które nie bardzo miał ochotę przychodzić. Nawet dla Vi.
Każde z nich zrobiło jeszcze kilka rundek, nim podeszła do nich ciocia Lind. Morgan i Yngvi od razu do niej doskoczyli, piszcząc radośnie. Yvar został z tyłu i uśmiechnął się do niej nieznacznie, kiedy tamci tulili się do jej futerka.
– Li, mam do ciebie bardzo ważne pytanie – zagadnął Morgan, odsuwając się. Yvar zacisnął szczękę, słysząc tę głupią przeróbkę imienia jego cioci. – Ale takie naprawdę, naprawdę ważne!
– Tak, właśnie! Najważniejsze pytanie na świecie! – poparła go od razu Vi.
Yvar przewrócił oczami. Wiedział, o jakie chodziło i spodziewał się także odpowiedzi. Ciocia Lind nie mogła być jego mamą. Nie byli ani trochę podobni! Morgan nie miał w końcu ani jednego piórka, a rodzice powinni być podobni do swoich szczeniaków, prawda? W końcu wszyscy zawsze mu powtarzali, że nie ma wątpliwości, że tata jest jego tatą, skoro są tak podobni. Między Lind a Morganem nie było żadnej cechy wspólnej!
– Jakie? – Wilczyca wyszczerzyła zęby w szczerym uśmiechu.
– Kochasz mnie? – zapytał z pełną powagą Morgan.

<c.d.n.>


Zdobyto: 101 czerwonych⎹ 47 pomarańczowych⎹ 97 zielonych⎹ 114 niebieskich⎹ 61 granatowych⎹ 111 fioletowych⎹ 12 różowych odłamków


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz