niedziela, 5 lipca 2020

Od Kai'ego "Karczma" cz. 3

Lipiec 2026 r.
Dopiero kilka dni później Kai zobaczył ponownie tajemniczego szczeniaka kręcącego się w pobliżu Elvina. Zerkał na niego jakby od niechcenia. Basiorek (bądź też waderka) umyślnie go ignorował, całkowicie zajęty sprzątaniem w karczmie. Nie podnosił wzroku. Wyglądał, jakby był z jakiegoś powodu zły. Kiedy w karczmie zaczęło ubywać tłumów, a Elvin musiał zapalić więcej świec, aby było widno, Kai postanowił w końcu zapytać:
 Kim jest ten młodzieniec?
 Gavriel.
 I jest on...?
– Gavriel. Po prostu Gavriel – odrzekł Elvin, uciekając od Kai'ego spojrzeniem. Kai znowu zaczął się wpatrywać w basiorka, który akurat ze złością kopnął jedno z krzesełek. Zaraz potem ze zrezygnowaniem oparł głowę o stół i leniwie wrócił do sprzątania. Wówczas ostatnia osoba opuszczała karczmę.
– To twój syn?
– Nie. Skądże – Elvin zniesmaczony pokręcił głową – Jego matka zostawia go u mnie co jakiś czas.
– Czym się zajmuje?
– Jest królewskim architektem.
– Naprawia pałac – wtrącił Gavriel. Na tę wiadomość brwi Kai'ego powędrowały w górę. Uświadomił sobie, że jednak nie wydawało mu się, że pałac w tym roku lśni bardziej.
– Myślałem, że już jest naprawiony...
– Była wyrwa na jednym piętrze. Zero witrażu. Trzeba było to ogarnąć, a potem jeszcze wysprzątać to co brudne. W tym zwłoki króla Glorego.
Kai zmarszczył nos. Słyszał o tym królobójstwie... Elvin zabrał spod nosa Kai'ego pusty kufel po piwie.
– Chcę jeszcze pić.
– Nie ma mowy. Nie chcę, żebyś był znowu pijany – oświadczył Elvin. Zmienił się w ludzką formę i machnął jednym z palców w powietrzu. Naczynia oblała spieniona woda. 
– Nie byłem.
– Byłeś – wtrącił Gavriel – Na kilometr było czuć.
Kai się zasępił.
– Nawet cię wtedy nie było...
– Mówiłem, że na kilometr.
– Ile ten mądrala ma miesięcy? – Kai zwrócił się znowu do Elvina. Czuł na plecach wrogie spojrzenie Gavriela, ale nic sobie z niego nie robił.
– Na przełomie lata i jesieni wbiją mu dwa lata, z tego co mi wiadomo.
– Mały coś na jego wiek... – zaczął Kai.
– Powiedział! – parsknął nagle Gavriel – Jesteśmy prawie równego wzrostu.
Kai zaśmiał się do siebie, sięgając po stojącą nieopodal butelkę. Elvin niespodziewanie odwrócił się i zacisnął swoją stalową dłoń na łapie Kai'ego. Wbił w niego spojrzenie stalowoszarych oczu. Staruszka aż przeszły dreszce.
– Nie ma picia. Nie u mnie – powiedział Elvin groźnie.
– No to... masz może przepis na jakiś bimber przynajmniej? Wtedy dam ci spokój i będę pić w watahowym zaciszu...
Wzrok Elvina powędrował gdzieś ponad jego lewy bark. Prawdopodobnie patrzył na Gavriela. Uścisk się rozluźnił.
– Niech ci będzie. Ale Gavriel będzie cię pilnował.
– Pilnował? – Kai uniósł brew.
Elvin pokręcił głową, po czym otworzył mu przejście za ladę.
– Wejdź.
Kai domyślił się, że nie może liczyć na wyjaśnienia. Zeskoczył ze stolika, po czym powędrował za Elvinem. Mężczyzna odsłonił zasłonę prowadzącą na zaplecze. Kai ruszył przodem.
– Będziesz musiał wejść do mojego warsztatu...
– Warsztatu? – powtórzył zaskoczony Kai.
– Założyłem z polecenia władzy.
– I co tam robisz? Naprawiasz wozy?
– Zobaczysz.
Kai westchnął. Nie satysfakcjonowała go taka odpowiedź. Nie czuł się też najlepiej, mając za sobą znacznie wyższego człowieka. Nawet, jeśli był to Elvin z którym przegadał ostatnie kilka godzin.
Na zapleczu było duszno. Korytarz jakby się wydłużył w stosunku do ostatniego razu, kiedy Kai tam był. Nie przypominał sobie, aby były tam aż trzy pary drzwi. Po przejściu kilku metrów, Elvin pchnął jedne z nich i wślizgnął się do środka.
W środku było całkowicie ciemno. Dopiero kiedy Elvin zapalił zapałkę i zaświecił jedną z lamp naftowych, zaczęło być widno. Kai wytrzeszczył oczy. W środku były dziesiątki metalowych części poskręcanych w różne kształty. Rzucały długie cienie na ściany, przybierając straszliwe kształty. Kai z początku myślał, że były to dziwaczne instalacje artystyczne. Dopiero kiedy im się przyjrzał, zrozumiał, że były to protezy. Były wszędzie. Na stołach, szafach, podłodze, półkach. Wisiały też na hakach. Nie były szczególnie zdobione ani dopracowane. Zupełnie jakby były tylko bazami... Kai podszedł bliżej, aby obejrzeć jedną z kolekcji.
– W sumie... to by miało sens. Masz też jedną protezę...
– A ty masz pracownię z kolczykami? – zapytał nieco ironicznie Gavriel, który zjawił się tam nawet nie wiadomo kiedy.
– Co? – Kai zaskoczony obrócił się za siebie.
– To, że coś masz nie znaczy, że musisz to też produkować – Gavriel wzruszył ramionami – Głupie myślenie.
– Nie zawracaj sobie nim głowy – wtrącił Elvin – Dostałem pracę na uniwersytecie i dorabiam sobie jako protetyk. Taki mamy teraz rynek. Jeśli zostaliśmy pokrzywdzeni przez poprzedni system, możemy się odwołać i zrekompensują nam to dając dogodną pracę i lepsze warunki. Mnie wyremontowali karczmę, opłacili terapię i dali pracę jako wykładowca. W zamian miałem porobić trochę protez, bo przekroczyłem budżet przeznaczony na jedną osobę. Ostatecznie to jednak całkiem dobry biznes... Bardzo opłacalny.
– Inwestujesz w coś?
– W dzieci.
Kai patrzył na Elvina z niemałym zaskoczeniem.
– Chciałbym namówić Cess – powiedział nagle speszony Elvin. Znowu zaczął patrzeć w podłogę – Oboje mamy już swoje lata... Chciałbym założyć rodzinę.
Kai zacisnął usta w wąską kreskę. Nie wiedzieć czemu, znów popatrzył na Gavriela. Elvin nie zdawał sobie sprawy z przeszłości Kai'ego. Nigdy o tym nie rozmawiali. Nie wiedział, że wzmianki o potomstwie nadal go bolały. Nawet Aoki ani upływ czasu nie pozwolił mu do końca ochłonąć...
– To... chyba dobrze. Myślę, że byłbyś dobrym tatą – powiedział w końcu Kai. Na pysku Gavriela pojawił się krzywy uśmieszek.
– Na pewno? – zapytał Elvin.
– Na pewno. Jesteś miłym facetem, na pewno sobie poradzisz – oznajmił Kai, uciekając wzrokiem od basiorka – I już teraz zbierasz kapitały. Widać, że bardzo ci zależy.
Elvin odpowiedział mu tylko cichym westchnieniem. Wszedł głębiej w pomieszczenie. W pewnym momencie całkiem zniknął Kai'emu z oczu, chowając się za jedną ze stert metalu. Kiedy znowu się wychylił, wyciągał w kierunku basiora zmiętą kartkę.
– Przepis na bimber jabłkowy. Przy odpowiednim staraniu zrobisz też z innych owoców.
Kai mile zaskoczony wziął kartkę w koniuszek ust.
– Dziękuję bardzo. Przyda się.
– Pamiętaj, że to tylko urozmaicenie, a nie pretekst do alkoholizmu – powiedział ostro Elvin – Czy to jasne?
– Jasne jak słońce – Kai dumnie wypiął pierś.
Elvin uniósł nieco podbródek. W pokoju zapanowało milczenie. Jedynie deska pod łapami Gavriela wydała z siebie przeciągłe jęknięcie.
– Te szczeniaki chyba załamią ci tę podłogę – oznajmił.
– I tak mam zamiar ją wymienić – Elvin westchnął – Idź spać, Kai. Ty również, Gavriel.
– Mogę ci pomóc – zaproponował Gavriel, wymownie patrząc w kierunku protez.
– Nie trzeba. Dam sobie radę.
– Ale chcę – oznajmił ostro basiorek. Elvin zamilkł na krótką chwilę.
– Niech ci będzie. Poczekamy, może wróci twoja mama...
– Może – powtórzył Gavriel.
– Może – dodał Elvin zmęczonym głosem – Dobranoc, Kai.
– Dobranoc – odparł, patrząc to na basiorka, to na mężczyznę. Potem zniknął w mroku korytarza.

<C.D.N.>

Zdobyto: 71 czerwonych⎹ 53 pomarańczowych⎹ 69 zielonych⎹ 44 niebieskich⎹ 79 granatowych⎹ 23 fioletowych⎹ 13 różowych odłamków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz