Październik 2026 r.
– Co? – Morti był kompletnie zbity z tropu.
Gavriel wstał, otrzepał się z piasku i zmienił w formę ludzą. Szczeniaki, włącznie z nauczycielem, podążali za nim wzrokiem w napięciu. Wkroczył w krzaki, w ktróych najczęściej przebywała rodzina Treunisów. Morti z bijącym sercem przyglądał się, jak chłopak wyciąga z pokrowca jasnobrązową gitarę jego taty. Ostrożnie przeniósł ją nad szerkimi liściami wymyślnych krzewów. Wracając do grupy, wyciągnął w stronę Mortiego instrument. Nadal się uśmiechał.
– Udowodnij mi, że jesteś wart więcej.
– Co? – Morti patrzył na niego z niedowierzaniem. – Co mam zrobić?
– Zagrać. Udwodnij mi, że umiesz więcej.
– To o niczym nie świadczy…
– Świadczy – przerwał mu Gavriel, wpychając mu w ręce gitarę. Morti w popłochu zmieni formę w ludzką. Złapał najpierw za gryf, ale zaraz potem opamiętał się i zmienił jej ułożenie na bardziej komfortowe. Naprawdę nie chciał, aby coś się jej stało. Szczególnie, że należała do jego taty.
– Zgłupiałeś już do reszty? – syknął Morti. Nie spdoziewał się, że stać go było na tyle jadu w głosie. – Nie twoje, więc dlaczego ruszasz?
– Wiem jak się obchodzić z gitarą. O to nie musisz się martić – odparł lekko – Jeśli jednak mówimy o tobie… nie byłbym tego taki pewien.
– Dlaczego akurat gitara? – pytał Morti, patrząc na metalowe struny. Nadal nie umiał opanować gniewu.
– Zdaje mi się, że to jedyny instrument, z którym miałeś do czynienia tutaj. Przyjaciele Lind nie daliby ci nigdy w życiu własnych. Jeśli jednak mówimy o Joelu… Byłbym w stanie uwierzyć, że cię czegoś nauczył. Udowodnij mi to więc.
Morti z gniewem zacisnął palce na gryfie. Zrobił to w zupełnym nieładzie, nie skupiając się na tym, aby był to jakikolwiek akord. Czuł na sobie spojrzenia całej grupy. Wszyscy czekali w napięciu. On albo Gavriel. On albo nikt. Nigdy do tej pory nie czuł takiej złości. W dodatku na kogoś.
Tata uczył go niewiele. I to tylko bluesa. Mówił, że to dobre do podstaw. Blues nie był jednak dobry dla kogoś tak zdenerwowanego jak on. Kiedy przekładał dłoń na odpowiedni próg i przypominał sobie układ palców nie mógł powstrzymać drżenia ręki. Jego oddech był równie roztrzęsiony i ciężki. Nie mógł się skupić. Nie pamiętał, jak zaczynała się w ogóle ta piosenka.
– Co będziesz grać?
– Nie wiem. Chyba „I’m A Man”…
Gavriel uśmiechnął się pobłażliwie.
– Graj więc. Żebyś tylko nie zapomniał jak...
Morti przesunął palce na drugi od góry próg. To musiało być tutaj. Delikatnie przeciągnął palcami po strunach. Tak, to było to. Zagryzł wargę i zaczął grać. Zmieniał chwyt tylko kilka razy, nim zaczął nucić pod nosem tekst. Nie znał całego. Nie był w języku, którym posługiwałby się na co dzień. Może mylił słowa, ale starał się tym nie przejmować. I tak nikt nie znał angielskiego. Prawdopodobnie.
Przerwał dopiero, kiedy palec omsknął mu się ze struny. Zacisnął wtedy szczękę tak, że aż coś w niej strzeliło. Pomylił się. Opuścił gitarę i popatrzył wyzywająco w oczy Gavriela. Szczeniaki zaczęły mu klaskać, ale ani mrugnął. Nie tym razem.
<C.D.N.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz