czwartek, 25 kwietnia 2019

Od Edel "Na chwilę przed odlotem" cz. 2 (cd. Crane)

Czerwiec 2023
Kiedy tylko ujawnione informację, że tereny watahy opuścimy na smokach, oczywistym było, że polecę wraz z Torance i Asgrimem. Pomimo mijających miesięcy, nie znałam praktycznie nikogo innego. A nawet jeśli te kilka przypadkowo poznanych osób się liczyło, to prawie nic o nich nie wiedziałam. Zwykłe pyski mijane od czasu do czasu, zdanie o nich zbudowane na mglistych wrażeniach, wszystko z nimi związane powoli zacierające się w pamięci. 
Wycofałam się ze społeczeństwa, obawiając się zawierania nowych znajomości. Czasem nie poznawałam samą siebie. Czy ta zmęczona samica o rzadkim futrze, cień normalnego wilka, to byłam naprawdę ja? Czy ta trzymająca wszystkich na dystans Edel, była mną?
Z czasem zaczęłam mieć poczucie, że przeszkadzam wszystkim samym swoim istnieniem. Nie wychodziłam z jaskini z wyjątkiem nocy. Gdy moi przyjaciele przychodzili zobaczyć jak się czuję, udawałam, że śpię. Nie chciałam widzieć ich i ich współczujących spojrzeń. Nie, z pewnością lepiej im było beze mnie. Nie było potrzeby przyczepiać się jak rzep wilczego ogona. Asgrim i Torance byli parą już naprawdę długo. Ja nie byłam im potrzebna do niczego.
Kiedy w końcu udało im się mnie wygonić z mojej groty i zabrać do smoków, by wybrać miejsca, było późno. Prawie każdy zaklepał już swoje. Żaden smok nie zgodził się przewieźć więcej niż dwa wilki, a nas było trochę więcej.
W momencie, gdy spytaliśmy ostatniego latającego gada (odpowiedź była oczywiście negatywna), zaproponowałam, że zabiorę się z kimś innym. As już zaczynał protestować, ale uciszyłam go jednym, niepodważalnym argumentem: "Innego wyjścia nie było".
Wobec tego para zdecydowała się dołączyć do jakichś swoich znajomych. Obie wilczyce miały białe futro i całkiem podobne imiona, których niestety nie zapamiętałam. Z tym, że tak jak wstawki tej wyższej były błękitne, tak druga posiadała kolorową grzywkę oraz... pióra?
Kiedy oni się dogadywali, ja odeszłam w poszukiwaniu jakiegoś innego smoka. W oko wpadła mi mała i chuda smoczyca o różowo-srebrnych łuskach. Z tego co pamiętałam jeszcze nikt na nią się nie zdecydował, co wprawiało ją w nieszczególny humor. Nie sprawiała zbyt sympatycznego wrażenia, gdy pytałam ją o przewóz. Pomimo tego wydawała się najlepszym wyborem właśnie ze względu na to, że żaden wilk jej nie wybrał. A ja w nie miałam najmniejszego zamiaru błagać nieznajome wilki o możliwość podróży z nimi.
Nie musiałam zabierać swojej skrzyni. Dzieliłam ją z jakimś losowo wybranym wilkiem z Watahy Magicznego Kruka i w środku tak naprawdę nie było nic mojego. Tamta samica nie miała zbyt wiele własnych drobiazgów, ja z kolei nie posiadałam żadnych. Wobec tego w środku znalazły się tak naprawdę same książki, które wcisnęła nam Tori. Współwłaścicielce bardzo spodobał się ten pomysł i obiecała osobiście zaopiekować się skrzynią, tym samym zwalniając mnie z tego obowiązku.
Tak naprawdę jedynym moim obowiązkiem było odnalezienie Rediana, który jak zwykle gdzieś się zawieruszył. Ten kociak czasem doprowadzał mnie do białej gorączki, ale co miałam zrobić? Nie mogłam go porzucić. Jakby nie było, był nadal dzieckiem...
Cała wataha zdążyła się już zebrać, więc musiałam tak naprawdę szukać na chybił trafił. W którymś momencie przyszło mi do głowy, że kocurek mógł znowu naprzykrzać się kotce Asa i Tori. Redian bardzo lubił ją denerwować, z czego mała Elena nie była ani trochę zadowolona. Osobiście uważałam, że któregoś dnia skończą jako para. Było w końcu takie przysłowie: "kto się czubi, ten się lubi" i moim zdaniem pasowało do nich doskonale.
Tak, jak się spodziewałam, Redian próbował nakłonić kotkę do zabawy. Jednak, kiedy tylko mnie zauważył, szybko pożegnał się z koleżanką i rzucił się w moją stronę.
- Edel! Kiedy lecimy? Powiedz, że zaraz! Proszę, proszę, proszę!
Nachyliłam się i polizałam główkę kociaka, na co on miauknął w wyrazie sprzeciwu. Odsunął się i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Tak, już niedługo - westchnęłam.
- To na co czekamy? Idziemy! - zawołał i radośnie pobiegł do przodu. Potem musiał sobie coś przypomnieć, bo zatrzymał się i poczekał, aż go dogonię - A... A na kim lecimy?
Roześmiałam się cicho.
- Diligitis. To taka drobna smoczyca o różowych łuskach ze srebrnymi łuskami, uprzedzając twoje następne pytanie.
- Jasne... - mruknął Redian - To może poprowadzisz?
- Może... Tylko postaraj się nie oddalać za bardzo, dobrze? - powiedziałam z uśmiechem.
- Tak jest!

Gdy znaleźliśmy się niedaleko naszej smoczycy, zauważyłam znajomą sylwetkę. Crane, bo to on stał obok Diligitis, miał za towarzystwo jedną z tych podobnych wilczyc, które leciały z Tori i Asem. Redian, kiedy tylko zauważył basiora, wybiegł mu na powitanie.
- O, panie wielki! Leci pan z nami? 
Usłyszałam jego wesoły krzyk aż z miejsca, w którym się znajdowałam. Czym prędzej podeszłam w ich stronę, zanim kociak zrobi coś głupiego.
- Na to wygląda - odpowiedział Crane.
Redian pokiwał z uwagą pyszczkiem. Następnie skierował spojrzenie na samicę.
- A pani nie leciała przypadkiem z panią rudą i panem chudym? - spytał, mrużąc oczy.
Wilczyca uniosła brwi.
- Redian, zachowuj się! - Posłałam mu groźne spojrzenie.
- Przepraszam. Miałem na myśli Torance i Asgrima - poprawił się i zerknął na mnie - Może być?
Westchnęłam i przytaknęłam powoli. Co ja się mam z tym kotem...
- Nazywaj ich po imieniu, bo kojarzysz mi się z Tingiem używając takich określeń - Wilczyca westchnęła, opuszczając uszy.
Kociak zmrużył oczy i przyjrzał się jej uważnie. 
- Ting to ten brzydki towarzysz, który grał na tym całym "bambo"? 
- Redian! Przepraszam za niego... - mruknęłam zawstydzona. W tamtej chwili marzyłam jedynie o zapadnięciu się pod ziemię.
- Dokładnie ten - wyszczerzyła zęby, widocznie rozbawiona słowami kociaka.
Redian pokiwał głową ze zrozumieniem. Wyglądał jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale na szczęście zrezygnował. Westchnęłam z ulgą.
- To kiedy lecimy? - spytał, patrząc po kolei na każdego z nas.
- Pewnie jak najszybciej - mruknęła w odpowiedzi wilczyca.
- W takim razie... Nie powinna pani iść do swojego smoka? - Zmrużył oczy.
Już nawet nie mam sił tego komentować.
- Wykonałam moje zadanie odnalezienia Crane'owi miejsca - spojrzała na basiora zabezpieczającego swoje rzeczy w koszu. - więc pewnie będę wracać do niego.
- W takim razie cześć!
- Jeszcze raz przepraszam... - mruknęłam, kręcąc głową z niedowierzaniem - Redian jest dość... niegrzeczny, delikatnie mówiąc. Nie miał zamiaru cię przeganiać czy coś w tym stylu.
Kotek już otworzył pyszczek, ale uciszyłam go szturchnięciem. Wystarczy.
- Żaden problem - pokręciła głową i poszła w swoją stronę. - Do zobaczenia później.
- Tak, cześć - powiedziałam, zanim zniknęła wśród innych szykujących się do podróży wilków.
Tymczasem Crane widocznie skończył bawić się z koszem, bo zszedł na ziemię i również pożegnał się z wilczycą. Spojrzałam na niego, nie wiedząc, co powinnam powiedzieć. Nie rozmawialiśmy od bardzo dawna. Prawdopodobnie wilk nawet mnie nie pamiętał, ale chyba wypadałoby przynajmniej się przywitać. Jakby nie było, mieliśmy wspólnie podróżować przez następnych kilka miesięcy.
- Cóż... Hej, Crane - powiedziałam, oblizując nerwowo pysk.
- Cześć, Edel - uśmiechnął się szeroko. - Cieszę się, że będę leciał z tobą.
Zesztywniałam, słysząc jego słowa. Pamiętał mnie i... Rany, zdążyłam zapomnieć jak bardzo był miły. Na mój pysk wstąpił uśmiech.
- Też się cieszę, że trafiłam akurat na ciebie. Już sądziłam, że czeka mnie samotna podróż...
- A ja to co? - oburzył się Redian. Postanowiłam go tym razem zignorować. Nic mu się nie stanie, jak chociaż raz nie zareaguję na jego słowa.
- Latałaś kiedyś na smoku? - również puścił uwagę kota mimo uszu i skupił się na rozmowie ze mną.
Redian, słysząc, że jego słowa nie wzbudziły niczyjego zainteresowania, prychnął z niezadowoleniem i odszedł męczyć naszą smoczycę. Miałam nadzieję, że nie zdenerwuje ją do takiego stopnia, że ta odmówi przewożenia nas na swoim grzbiecie.
Pokręciłam łbem w odpowiedzi.
- To będzie mój debiut, a twój?
- Mój też, chociaż kiedy byłem szczeniakiem miałem okazję do tego, lecz nie skorzystałem. Do dziś mam sobie za złe - pokręcił głową.
Uśmiechnęłam się, słysząc jego słowa. Już chciałam wypytać o szczegóły tamtego lotu, lecz przerwał mi głośny okrzyk:
- Proszę o uwagę!
Tłum rozstąpił się i ujawnił sylwetkę Hitama.
- Za chwilę wyruszamy, więc proszę o jak najszybsze zakończenie przygotowań i wejście na smoki! 
Niemal od razu w moją stronę podbiegł Redian i zaczął swoje marne próby wskoczenia na grzbiet Diligitis. Crane tymczasem spojrzał na mnie tymi swoimi dziwnymi oczami.
- Pomóc ci wejść? - zaproponował.
- Myślę, że poradzę sobie sama - Uśmiechnęłam się i zerknęłam jeszcze raz na mojego kota - Daj mi chwilę.
W chwili, gdy kocur podskakiwał, złapałam go za skórę na karku i starając się nie wypuścić go z pyska, spróbowałam skoczyć. Prawdopodobnie udałoby się, gdyby Redian nie próbował mi się wyrwać, miaucząc przy tym, jakbym obrywała go ze skóry.
- Crane...? - odezwałam się w końcu. Mój głos (i tak cichy) był dodatkowo stłumiony przez kota, którego trzymałam w pysku. - Pomożesz mi?
Basior uśmiechnął się.
- Oczywiście.

<Crane?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz