wtorek, 30 kwietnia 2019

Od Lind "Poszukiwań ciąg dalszy" cz. 4


Lipiec 2023
Szybko znaleźliśmy smoczycę, do której odesłał nas Caesar. Surrexerunt wyglądała jakby przysypiała z lekko uchylonymi powiekami. Siedzący na moim grzbiecie Odmieniec trącił ją swoją czaszką na kiju. Odpowiedzią na to był głośny pomruk niezadowolenia:
- Czy nie mogę mieć nawet chwili spokoju? Słyszeliście kiedyś o czymś takim, jak prawo do odpoczynku? 
Chrząknęłam. 
- Nie chcieliśmy ci przeszkadzać, ale przychodzimy z... 
- Skoro nie chcieliście, to możecie sobie już iść - przerwała mi smoczyca i zasłoniła się skrzydłem. 
- To dla nas bardzo ważne! - obeszłam ją z drugiej strony, żeby widzieć jej pysk. Gościło na nim niezadowolenie. 
- Co jest aż takie ważne? - Wielkie, przekrwione oczy Surrexerunt zwróciły się na mnie.
- Trafiliśmy na dosyć nietypowe zjawisko... - zaczęłam niepewnie. Nikt mi tym razem nie wychodził w słowo, więc kontynuowałam. - Mianowicie, znaleźliśmy sople z nietopniejącego lodu. Nikt w naszej watasze nie potrafi takich tworzyć, więc próbujemy dociec, skąd się wzięły. 
Smoczyca ziewnęła, ukazując rząd kłów. Dostrzegłam, że brakowało jej kilku, lecz zachowałam to spostrzeżenie dla siebie. Bardziej przejęłam się samym gestem sugerującym, że Surrexerunt niezbyt interesuje ta sprawa. 
- Mam dwa sople ze sobą, pokazać ci je? - spytałam. 
- Nie - usłyszałam.
- To jesteś w stanie nam coś o nich powiedzieć, czy nie? - niecierpliwił się Ting. 
- Tworzenie brył nietopniejącego lodu jest co prawda rzadką umiejętnością, ale nieraz możliwą do wyuczenia. Wymaga to jedynie czasu, odpowiedniego podejścia do sprawy i oczywiście, władania mocą związaną z mrozem. Więc za powstanie tych waszych sopli mógł odpowiadać każdy; magiczny wilk, wilkołak, zmiennokształtny, likantrop, gargulec, elf, czarodziej... 
Zmarszczyłam brwi. Takie informacje nam w niczym nie pomogą...
- To wszystko, co wiesz? - Ting zeskoczył z mojego grzbietu. 
- Mogę wam jeszcze powiedzieć, kto jako pierwszy wpadł na pomysł, żeby zamknąć moc mrozu w szklanym naczyniu, ale nie sądzę żeby to was interesowało - po tych słowach przygotowała się do powrotu w półprzytomny sen. 
Spojrzeliśmy z Odmieńcem na siebie nawzajem. Wiedziałam, że oboje myślimy o tym samym: Przecież to brzmi podejrzanie podobnie do Wichury Płomieni! Moc dwóch żywiołów zamknięta w szklanym naczyniu!

- Właśnie, że nas to interesuje! - oparłam łapy na nosie smoczycy. - Powiedz nam o tym! - wykrzyknęłam. 
- Ciszej - jęknęła smoczyca. - Jestem stara, ale nie głucha.
- Dobrze, będę mówić ciszej, ale opowiedz, o co chodziło z tą mocą mrozu - wymamrotałam pośpiesznie. 
- Kiedyś jakiś władca królestwa wilkołaków zazdrościł Magicznym Wilkom władania żywiołami, bo w tamtych czasach nie każdy to potrafił. Postanowił więc zamknąć moce różnych żywiołów w różnych przedmiotach, by je kontrolować, ale skończyło się to śmiercią jego najstarszego syna - powiedziała leniwym tonem i znów ziewnęła. 
- To tyle?! 
- Miałaś już się nie drzeć - burknęła Surrexerunt. - Wiem jeszcze tylko, że jedna z mocy, nad którymi chciał zapanować ten władca, to mróz. Nie wiem więcej, spytajcie kogoś innego. Mam nawrót refluksa żołądkowo-przełykowego i nie mam ochoty na rozmowy - czknęła. 
- Czy smoki potrafią tylko odsyłać nas do innych? - warknął pod nosem Ting. 
- Dobrze... i tak dziękuję - westchnęłam i zostawiłam smoczycę już w spokoju. Odmieniec powłóczył nogami za mną, teatralnie wypuszczając powietrze pyskiem.
***
- Myślisz, że to, o czym mówiła Surrexerunt ma związek z Wichurą? - spytałam, chcąc rozbić ciszę, która między nami zapadła. 
Wróciliśmy z Tingiem do poszukiwania jajek, ponieważ żadne z nas nie chciało już biegać i wypytywać wszystkich o informacje. Starczy na jeden dzień tego wariactwa. 
- Może ma, a może nie ma - odparł mój towarzysz, niezbyt przyjemnym tonem. 
- Sądzisz, że to tylko zbieg okoliczności i to tylko brzmi podobnie? 
- Nie wiem. 
Pokręciłam głową i zaczęłam węszyć pośród ziół. Odmieniec najwidoczniej nie miał ochoty o tym więcej rozmawiać. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego, lecz nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Tak więc, skupiłam myśli na tym, czego szukałam i wkrótce znalazłam kilka maleńkich, pięknie przyozdobionych jajek. Po jakimś czasie trafiłam jeszcze na jakieś rośliny, z pozoru bardzo podobne do mięty. Rozpoznawszy w nich melisę (As mi kiedyś ją pokazał), bez strachu zaczęłam je zrywać. Wyprostowawszy się z pyskiem pełnym zielonych listków, dostrzegłam nad sobą kolejne sople. Zawołałam Tinga, który nadal był w pobliżu, ale nie odpowiedział mi nawet. Wówczas przypomniałam sobie, co mogę zrobić, żeby spróbować zrozumieć jego nagłą niechęć do tematu. Otworzyłam swoją torbę i odnalazłam w niej Błękitne Oko. Założyłam wisiorek na szyję, po czym skupiłam się na osobie mojego towarzysza.
Nagle ogarnął mnie strach. Szybko zrozumiałam, że pochodzi od Odmieńca. Spróbowałam wyczuć, co jest jego źródłem. Strach przed... przed... Oniemiałam. To był strach przed prawdą!
Nie zdejmowałam jeszcze medalionu. Postanowiłam spróbować także dojrzeć, co tak konkretnie przypomniał sobie dzisiaj przez te sople. Twierdził, że nie jest w stanie mi tego opisać, więc spróbuję tej metody. Zamknęłam oczy. Przeleciałam szybko przez wszystkie jego wspomnienia z dzisiejszego dnia i zdołałam zatrzymać się na momencie, w którym kontemplował nad nietopniejącymi, lodowymi szpikulcami.
Żadnych obrazów, tylko dźwięk i odczucia.
Świst w powietrzu i zderzenie ze sobą trzech broni. Czuję napór w obu łapach, a po chwili uskakuję przed falą zimna. Potem kolejną... I kolejną... Głośno dyszę. Następne uderzenie.
Potem... pustka.
Otworzyłam oczy. 
Więc to dzisiaj przypomniał sobie Ting... Ni mniej, ni więcej.

<C.D.N.>

Wygrana: 7 jaj

Uwagi: brak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz