wtorek, 30 kwietnia 2019

Od Lind „Poszukiwań ciąg dalszy” cz. 5

Lipiec 2023
Pośpiesznie zdjęłam z szyi Błękitne Oko i wrzuciłam z powrotem do torby. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić z tą wiedzą, którą zdobyłam dzięki magicznemu wisiorkowi. Porozmawiać o tym z Tingiem? Może być zły, jeśli dowie się, że zajrzałam mu do głowy. Zdaje się, że na tę chwilę lepiej zachować to dla siebie... A później?
Chciałam pomówić o tym z kimkolwiek, ale z drugiej strony czułam, iż nie wolno mi było. Usiadłam i spojrzałam na szerokie liście drzew, lekko drżące od uderzeń kropel deszczu. Trwałam tak bez ruchu jeszcze dobre kilka minut, wpatrzona w jeden punkt nade mną. Nie myślałam o niczym, po prostu... odpłynęłam. Ocknęłam się z tego dziwnego stanu dopiero słysząc ptasi śpiew. Pewnie kiedyś bym za nim podążyła bez namysłu, ale teraz... nie miałam najmniejszej ochoty. Ciekawe...
Wstałam i nabrałam w płuca wilgotnego powietrza. Po prostu pójdę dalej i nie będę sobie już zaprzątać tym wszystkim głowy - postanowiłam. Powinnam się skupić na poszukiwaniu zaginionych jajek, nie na bezsensownych rozmyślaniach. Niewykluczone, że mam jeszcze szansę na zdobycie nagrody obiecanej temu, kto odnajdzie ich najwięcej.
Zaczęłam znów węszyć w zaroślach i wszelkie opuszczonych norach. Udało mi się trafić na jeszcze parę kolorowych jajek. Po jakimś czasie zawołałam Tinga, zdając sobie sprawę, że zniknął mi z oczu dobre pół godziny temu.
- Na górze, Pierzasta.
Podniosłam wzrok. Mój towarzysz siedział na drzewie.
- Znalazłeś coś? - spytałam.
- Kilka malowanych jajek, ale trafiłem też na coś znacznie ciekawszego - odpowiedział, kiwając łapą. - Chodź.
Po tych słowach sprawnie przeskoczył na kolejną gałąź. Pobiegłam za nim. Z ulgą stwierdziłam, że wrócił mu humor. Odmieniec zatrzymał się paręnaście metrów dalej i wrócił na ziemię. Następnie, wskazał łapą coś wiszącego pod jednym z grubszych konarów starego drzewa. Zmrużyłam oczy. Stąd przypominało to trochę wielką hubę wrośniętą w korę, ale krążące dookoła chmary bzyczących owadów, wykluczały tę opcję.
- Wiesz, na co patrzysz, Pierzasta? - wyszczerzył zęby Ting.
- Gniazdo pszczół - odparłam, przechylając lekko głowę, po czym spojrzałam na niego. - Niech zgadnę, sugerujesz zdobycie odrobiny miodu?
- Oczywiście! - wyprostował się i wyjął z plecaka jeden ze swoich kijów zakończonych ptasią czaszką.
- Nigdy nie podkradałam miodu - mruknęłam z niepewnością. - Jak to się robi?
- Wystarczy, że wejdziesz tam i oderwiesz kilka plastrów. Łatwizna.
- Przypomnę, że pszczoły potrafią dotkliwie żądlić!
- A ja ci przypomnę, że nosisz Medalion Nieśmiertelności i dlatego nie poczujesz bólu - Odmieniec pomachał swoją bronią. - Dla dodatkowej ochrony narobię trochę dymu.
- Czekaj, co ma dym to tego? - zdziwiłam się.
- Dzięki niemu pszczoły nie będą w stanie dobrze się komunikować i znacznie mniej z nich cię zaatakuje - wyjaśnił, zbierając suche liście, patyki i inne materiały na podpałkę.
- Hm... - Zwróciłam wzrok z powrotem na gniazdo. - Więc chyba jest to w miarę bezpieczne... - pomyślałam na głos.
- Dla ciebie tak. Ja jednak zostanę tu na dole.
Pokręciłam głową i przywołałam wiatr, by uformować z niego skrzydła. W międzyczasie Ting rozpalił niewielkie ognisko.
- Tylko uważaj, jak uderzasz tymi skrzydłami, bo rozgonisz dym.
- Jasne - skinęłam, na znak, że rozumiem.
Powoli uniosłam się i wylądowałam jednej z gałęzi, na razie w pewnej odległości od ula. Kilka pszczół zaczęło krążyć przy mnie, ale żadna na mnie nie usiadła. Przeskoczyłam na inny, bardzo gruby konar. Z trudem utrzymałam równowagę i spojrzałam na swój cel. Byłam już całkiem blisko. Ostrożnie ruszyłam w stronę gniazda licząc, że zdołam go dosięgnąć.
Przeszło mi przez myśl, że pewnie wygodniej byłoby to zrobić w ludzkiej formie. Niestety ja nie czułam się w niej jeszcze dosyć pewnie, żeby skakać po drzewach. Wystarczy, że jak byłam z Leah w Mieście, spadłam ze schodów prowadzących na drugie piętro "Galerii handlowej".
Poczułam dziwne mrowienie w lewej łapie. Skierowałam na nią wzrok, żeby dostrzec lekką opuchliznę. Czyli już zostałam uznana za zagrożenie. Wtem spostrzegłam, że dookoła nie ma zbyt wiele obiecanego przez Tinga dymu. Spojrzałam w dół; na mojego towarzysza i spytałam go to. Nie chciałam przecież wracać do watahy spuchnięta z każdej strony!
- Trochę cierpliwości! Dopiero zaczęło się dobrze palić - Odmieniec wachlował ognisko swoim płaszczem.
Mruknęłam coś pod nosem niezadowolona. Odczekałam minutę, potem kolejną i jeszcze kilka następnych. Kiedy wreszcie otoczyło mnie trochę więcej kłębów szarego dymu, podeszłam pod sam ul. Oparłam przednie łapy na pniu drzewa i wyciągnęłam pyszczek w stronę gniazda. Z łatwością zerwałam pierwszy plaster, którego dosięgnęłam. Niestety zaraz po tym poślizgnęłam się na mchu i upuściłam pierwszą część łupu. Na szczęście mój towarzysz wykazał się refleksem i złapał plaster, zanim spadł na ściółkę. Oblizałam oblepiony miodem pyszczek. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam okazję spróbować tego płynnego złota. Niewyobrażalna słodycz.
- Uważaj trochę na to! - zganił mnie Ting.
- Oj przepraszam, przepraszam - rzuciłam kąśliwie. - Nie mniej jednak, dobrze mi idzie, temu nie zaprzeczysz.
- Gorzej, że przestajesz już przypominać siebie, tak cię pokąsały.
Zrzedła mi trochę mina. Odmieniec parsknął śmiechem.
- Spokojnie, żartowałem. Chyba dym na nie podziałał, bo traktują cię całkiem łagodnie. Dalej, zdobądź jeszcze trochę - zachęcił ruchem łapy.
Ochoczo oderwałam od ula jeszcze dwa plastry. Drugi wyślizgnął mi się tak samo, jak poprzedni, ale trzeci zdołałam utrzymać w pysku. Z tym trofeum zleciałam z drzewa i wylądowałam obok mojego towarzysza. Odmieniec znów zaczął się śmiać.
- O co ci znów chodzi? - zdziwiłam się, zabezpieczając moją zdobycz w torbie.
- Cała się oblepiłaś miodem. Do tego naprawdę zaczynasz puchnąć od użądleń. Wyglądasz co najmniej komicznie.
Wypuściłam głośno powietrze. Odmieniec otarł czaszkę rękawem, ponieważ sam też się trochę ubrudził łapiąc dwa poprzednie plastry.
- Cóż... możesz mieć trochę racji ... - Po cichu się cieszyłam, że nie czuję bólu po tym ataku pszczół, a jedynie lekkie swędzenie. - Chodźmy może lepiej nad rzekę trochę się ogarnąć.
- Kto musi się ogarnąć ten musi.
Przejechałam sobie łapą po pyszczku i spróbowałam klepnąć nią Odmieńca w ramię, ale sprawnie uniknął mojego "ataku".
- Lepiej będzie iść naokoło, bo na tej trasie zbieraliśmy jajka już wczoraj - mruknął, prostując się.
- A tak, jajka... Znów zapomniałam, że to po nie wyszliśmy w las.
- Widać wbrew pozorom jest tutaj co robić. 
 
<C.D.N.>

Wygrana: 4 jaja

Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz