środa, 1 maja 2019

Od Asgrima "Władca małej grudki ziemi to nadal władca" cz. 1

Lipiec 2023
Ostatni dzień poszukiwań minął nam wszystkim w dość nerwowej atmosferze. Każdy odnosił dotychczas znalezione jaja do Aratrisa, jednocześnie nie przestając szukać ich w trawie. Wilki przeczesywały teren z pełną świadomością, że o wygranej może przesądzić nawet jedno jedyne jajko. 
Tak się złożyło, że akurat w ten dzień zostałem sam. Pysk Tori nie był w najlepszym stanie od jej feralnego zajścia z wodną muchołówką. Wilczyca porzuciła poszukiwania jakichkolwiek roślin, obawiając się, że każda może jej zaszkodzić. Co prawda zaginione jaja nie były w żadnym stopniu trującymi kwiatami, lecz Torance nie miała zamiaru pomagać mi w poszukiwaniu czegokolwiek. 
Na Edel też nie miałem co liczyć; wadera wyglądała tragicznie, jednak pomimo tego zdecydowałaby się pewnie wyruszyć na poszukiwania, a to nie mogło zakończyć się dobrze. Wolałem jej dodatkowo nie narażać. Już sama podróż oraz nieustanne towarzystwo tego dziwacznego Crane'a musiała ją wykańczać psychicznie i fizycznie. 
Niby miałem jeszcze Elenę, ale kotka zasnęła iście kamiennym snem, a wyglądała przy tym tak uroczo, że nie miałem serca jej obudzić dla byle łażenia.
Ze względu na to wszystko przemierzałem samotnie tereny, nierzadko wspomagając się zarysami ścieżek, powstałymi na wskutek wiecznego przemieszczania się wilków z naszej watahy. Jednak starałem się nimi za bardzo nie sugerować, a raczej poszukiwać jeszcze nieodwiedzonych miejsc. Moja taktyka - jeśli można to w ogóle nazwać taktyką - nie była może powalająca, ale kilka radośnie jaskrawych jaj było całkiem miłą nagrodą, choćby za mój upór. Wszystkie pisanki nosiłem w niewielkim koszyczku, który w końcu udało mi się zdobyć. Nie był on może idealnie spleciony, ale spełniał swoją rolę i to bez ubytków na zdrowiu niewyklutych stworzonek.
Właśnie podczas takiej wędrówki natrafiłem po raz nie wiadomo który na niezwykle rozłożyste drzewo. Mijałem je wiele razy, jednak dopiero za tym ostatnim, zwróciłem uwagę na niewielką roślinkę tuż obok niego. Nachyliłem się w jej stronę i wciągnąłem w nozdrza przyjemnie ostry zapach. Mięta.
Uśmiechnąłem się pod nosem i odłożywszy delikatnie koszyczek, zacząłem zrywać pięknie pachnące listki. Krzew był nienaruszony, co oznaczało, że nie ja jeden nie zauważyłem go wcześniej. Kierując się tą wskazówką, zacząłem szukać w pobliżu jakiegoś jajka, jednak nadaremnie. Akurat tu nie było żadnego. Westchnąłem ciężko i wpakowałem zerwane liście do koszyka.
Nagle usłyszałem gdzieś nieopodal cichy szelest. Automatycznie moje ciało się spięło w oczekiwaniu, aż ktoś się pojawi tuż obok mnie. Obróciłem łeb w stronę, z której - jak przypuszczałem - dochodził dźwięk i... Spostrzegłem zwykłego zająca.
Wyszczerzyłem do niego zęby w uśmiechu, na co ten uciekł. Zwierzak nie miał w sobie nic wspólnego z Aratrisem, który był znacznie większy i milszy.
Ponownie nachyliłem się nad koszykiem, starając się w miarę możliwości ułożyć liście mięty tak, by nie wypadły przy byle machnięciu. Gdzieś za mną ponownie rozległ się szelest, jednak tym razem na niego nie zareagowałem. Nie miałem zamiaru przejmować się jakimiś niewychowanymi zającami.
Szelest stał się głośniejszy, aż w końcu poczułem delikatne uderzenie w łapę. Czym prędzej odwróciłem się i zauważyłem młodego kota o szarobrązowym futerku.
- To pan, panie chudy? - spytał kocurek, ponownie trącając mnie łapą.
Nachyliłem się w jego stronę, tak blisko, że prawie dotknąłem jego nosa swoim. Redian, zapewne chcąc pokazać swoją odwagę, nie cofnął się. A przynajmniej do chwili, gdy nie chuchnąłem prosto w jego pyszczek.
- Owszem, to ja - powiedziałem wycofawszy się odrobinę.
- Hej! - zawołał oburzony, odskakując. Następnie (już z bezpiecznej odległości) zaczął czyścić nos oblizaną wcześniej łapą. Nigdy nie zrozumiem kociego pojęcia higieny.
Wyprostowałem się i uśmiechnąłem wesoło.
- We własnej osobie. Chociaż mógłbyś mnie tak nie nazywać. Nie jestem aż tak chudy.
Redian przerwał na moment swoją toaletę i podniósł na mnie wzrok. By móc spojrzeć mi w oczy, musiał mocno zadrzeć łebek.
- Ja to ocenię, psze pana - powiedział. - A tak w ogóle to... Co robisz?
- Szukam jaj i jakichś przydatnych ziół, roślin lub kamieni.
Ledwo skończyłem wypowiadać drugie słowo, a kociak zerwał się z miejsca i radośnie wyprężył ogon. Jego oczy zalśniły podekscytowaniem.
- Dobrze się składa, bo widziałem... Coś! Chodź, pokażę ci! - zawołał i nie czekając na moją odpowiedź, zniknął w gęstwinie roślin. Ja natomiast pokręciłem głową z uśmiechem i czym prędzej podążyłem za nim. Nie chciałem go zgubić, bo faktycznie mógł znaleźć coś interesującego...

<C.D.N.>

Wygrana: 6 jaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz