środa, 1 maja 2019

Od Lind "Poszukiwań ciąg dalszy" cz. 9

Lipiec 2023
Tej nocy spałam bardzo niespokojnie. Nie potrafiłam wyciszyć myśli szalejących od natłoku wydarzeń z poprzedniego dnia. Nietopniejący lód, poszukiwanie informacji o nim i słowa Surrexerunt... Do tego walka z (tę nazwę poznałam już po fakcie) Dwellingiem. 
Nadszedł trzeci dzień postoju. Zaczynało już świtać. Obudzona przez pierwsze uderzenia cudzych łap o ziemię, zerwałam się jak oparzona. Spróbowałam odszukać wzrokiem mojego towarzysza, lecz bez skutku. Zaczęłam węszyć, ale znalazłam jedynie zapach wilków z naszej watahy. Zamruczałam niezadowolona i podjęłam decyzję, że w takim razie dziś będę szukać jajek sama. Uganianie się teraz za Tingiem, byłoby tylko stratą czasu. Ruszyłam przed siebie, kiwając parę razy na przywitanie znajomym, których mijałam. Wkrótce oddaliłam się od stada i smoków. Zaczęłam krążyć po okolicy, rozglądając się uważnie za zgubami Aratrisa. Niestety długo nie znalazłam niczego. Bardzo długo. Można było się w sumie spodziewać, że w pobliżu miejsca naszego postoju wszystko będzie wyzbierane, ale bez przesady! 
Nie zamierzałam jednak przegrać walkowerem, więc szłam dalej przed siebie. Wkrótce zaczęło to przypominać poszukiwania kości do gry podczas festynu. Zaglądałam w każde możliwe miejsce, pod każdy zwiędły chwast, pod każdy uschnięty krzak, w każdą stertę liści. Czas mijał, a ja dalej nie znalazłam absolutnie nic. Zaczęło mnie to denerwować. Poszłam dalej w las, nie zmieniając taktyki nawet na chwilę. 
***
Ile to już trwało? Godzinę? Pół? A może tak naprawdę tylko piętnaście minut? Nie byłam w stanie określić. Nad moją głową widziałam tylko szerokie liście drzew. Stały szum uderzających o nie kropel deszczu wskazywał, że nawet gdybym wzleciała nad las, dostrzegłabym na niebie tylko bure chmury. 
Bez entuzjazmu szłam dalej przed siebie. Sama już wątpiłam, że los się do mnie jeszcze uśmiechnie. Machinalnie rozglądałam się dookoła i węszyłam w zaroślach. Byłam zmęczona po ciężkiej nocy, rozkojarzona i sfrustrowana faktem, że nie mogłam już niczego znaleźć. Nawet jednego jajka! Jednego! Zebranie przez watahę już wszystkich zgub Aratrisa wydało mi się nieprawdopodobne, a jednak... fakty zaczynały mówić same za siebie. 
Po jakimś czasie trafiłam jeszcze raz w miejsce, gdzie z ziemi wyrastały olbrzymie sople. W pierwszej chwili chciałam od razu odejść, ale zawahałam się. Po krótkim namyśle podeszłam do nich i tym razem obejrzałam je nieco dokładniej. Dostrzegłam kilka rys, głębszych, lub płytszych. Zauważyłam też, że jeden sopel był ułamany. Z ciekawości sprawdziłam, czy zdołam rozbić ten lód. Kiedy zwykłe uderzenie łapami, albo zębami nie poskutkowało, spróbowałam zaatakować z rozbiegu. To także nie przyniosło żadnego efektu. Użyłam jeszcze na różne sposoby swojego żywiołu, lecz nic nie zostawiło śladu na soplach. Zupełnie, jakby były zabezpieczone jakimś potężnym zaklęciem. 
Oparłam się o jeden ze szpikulców. Wtedy moją uwagę zwrócił jakiś połyskujący przedmiot, leżący pomiędzy nimi. Chciałam go dosięgnąć, lecz bloki lodu uniemożliwiły mi to. Użyłam więc wiatru, by wydostać spośród niech obiekt mojego zainteresowania. Przez chwilę stawiał opór (widocznie przymarzł do podłoża), ale w końcu trafił w moje łapy. Otarłam zdobyty przedmiot ze szronu. Wyglądał na idealnie oszlifowany, prawie zupełnie przezroczysty kamień szlachetny. Podniosłam go pod światło. A może to był tylko kawałek szkła? 
Pomyślałam, że powinnam pokazać go Tingowi. Miałam wrażenie, iż nie przypadkiem znalazłam to pośród tych nietopniejących sopli. Już zamierzałam pędzić z powrotem, żeby szukać mojego towarzysza, lecz nagle dostrzegłam pod jednym z pobliskich drzew jakąś plamę koloru. Podbiegłam bliżej. Leżało tam kilka jajek! Ucieszona zebrałam je wszystkie do torby. Przypomniałam sobie, że przecież wczoraj po zobaczeniu wielkich sopli zapomnieliśmy sprawdzić, czy nie ma gdzieś tutaj także kilku zgub Aratrisa. Jak dobrze, że trafiłam w te miejsce z powrotem! 
Obeszłam inne drzewa w okolicy oraz dokładnie sprawdziłam, czy nic się nie kryje w tych kilku krzewach rosnących nieopodal. Co ciekawe, w jednym z nich rozpoznałam jeżynę. Zdecydowałam, że skoro już tu jestem, mogę zebrać trochę owoców. Nie są tak dobre, jak jagody, czy poziomki, ale nie zawsze ma się je na wyciągniecie łapy. Jeśli nie będę chciała ich zjeść sama, może zdołam komuś odsprzedać tę garstkę, choćby za kilka Srebrnych Gwiazdek. Skończywszy zbierać jeżyny, dostrzegłam kawałek dalej jeszcze jedno, pomalowane jajko. Podniosłam je, po czym ruszyłam przed siebie. Chciałam jeszcze raz okrążyć Polanę Sopli dla pewności, że tym razem niczego nie przegapię.

<C.D.N.>

Wygrana: 6 jaj

Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz