środa, 1 maja 2019

Od Lind "Poszukiwań ciąg dalszy" cz. 6

Lipiec 2023
Po drodze nad rzekę znaleźliśmy jeszcze dwie, może trzy malowane zguby. Musiałam ostrożnie podnosić je używając swojego żywiołu, bo obie przednie łapy i pyszczek nadal miałam ubrudzone miodem. Nie chciałam zniszczyć owoców ciężkiej pracy Aratrisa, bo z pewnością przyozdobienie jednego jajka zajmowało mu co najmniej godzinę. Kiedy wreszcie dotarliśmy do celu, zostawiłam torbę na brzegu, po czym weszłam do wody po łokcie i zaczęłam myć posklejane futro. Odmieniec w międzyczasie zapolował na kilka komarów. W pewnym momencie wylądowała koło niego ważka, ale on zamiast ją schwycić i zjeść, zaczął się jej przyglądać z bliska. 
- Nie jadasz ważek? - spytałam. 
- Jakoś nie... - odpowiedział, po czym usiadł na piasku. Owad, o którym mówiliśmy, odleciał. 
Jeszcze raz przemyłam pyszczek, po czym dołączyłam do mojego towarzysza na suchym lądzie. Kiedy dotarł do nas powiew całkiem silnego wiatru, przeszedł mnie dreszcz. Jak to jest, że nasiąknięta wodą sierść samoistnie sprawia, że jest ci jeszcze zimniej, niż zanim wyjdziesz na brzeg?
Rozmyślając tak nad tym, spostrzegłam, że zaczyna się już powoli ściemniać. Wówczas zdałam sobie sprawę, że spędziliśmy na poszukiwaniu jajek cały kolejny dzień postoju. Przeciągnęłam się i ziewnęłam szeroko. Siedzenie w miejscu i czekanie, aż wyschnie mi futro, szybko mnie znudziło. Skierowałam wzrok na drzewo chylące się nad miejscem, w którym rzeka zaczynała zakręcać. Zwróciłam uwagę na świecącą na błękitnawo roślinę wyrastającą z ciemnobrązowego pnia. Mijałam takie już wiele razy, lecz jakoś nie wykazałam wcześniej szczególnego zainteresowania nimi. Wtedy przypomniałam sobie, że widziałam wczoraj zielarzy z naszej watahy zbierających te kwiaty. To znaczy, że mogą się do czegoś przydać, tak samo jak Niebieski Agrest. Wstałam i podeszłam do starego drzewa, po czym zerwałam świecący kwiat. Ku mojemu zdziwieniu, błękitnawe światło nie gasło. 
- Dalej zbierasz zapasy na przyszłość? - spytał Ting, pojawiając się znikąd na pniu, jak wiewiórka. Mimowolnie drgnęłam. 
- Musisz się tak skradać? - westchnęłam. 
- Sama mi mówiłaś, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie - rzucił złośliwie.
- To nie była odpowiedź, to była uwaga.
- W formie pytania? - przekręcił głowę. 
- Być może.
Zerwałam resztę kwiatów z tego konkretnego pnia. Trzymałam teraz w pysku bardzo ładny, świecący bukiet. Odmieniec bez pytania zabrał mi jeden okaz i obrócił w łapie. 
- Ciekawe ile to naturalne światło się utrzyma - wymruczał. 
- Może będzie świecić cały czas? - mówiąc, zauważyłam, że mojego pyska sięgnęło podobne mrowienie, co przy użądleniu pszczół. 
- Niemożliwe - Ting schował obiekt naszej rozmowy do plecaka. 
Podobnie ja postąpiłam ze swoją częścią zebranych roślin. 
- Hej, spójrz, Pierzasta! Ktoś schował malowane jajka do dziupli!
Mój towarzysz sprawnie przeskoczył na inne drzewo. Uśmiechnęłam się, patrząc na jego zadowolenie. Powoli przestawało mi przeszkadzać, że w ogólnym rozrachunku on zdołał znaleźć więcej podopiecznych Aratrisa, niż ja. 
Wtedy moich uszu dobiegło dziwne, szybkie szuranie łap na trawie. Nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie pewność, że źródło dźwięku było bardzo blisko. Odwróciłam się i natychmiast uskoczyłam na bok. Nie zdążyłam nawet ogarnąć dobrze wzrokiem sylwetki napastnika. Przed oczami mignęły mi tylko szczęki wyposażone w wielkie kły. Zaryłam pazurami o ziemię, kilka metrów dalej. Przy drzewie, z którego zebrałam świecące rośliny zobaczyłam kształt, przypominający długonogiego, chuderlawego jaszczura. Potwór wyrwał zębiska z kory i obrócił się, by ruszyć znów na mnie. Nie miał oczu, a jednak doskonale wiedział, gdzie atakować. Uderzyłam go dwa razy wiatrem, lecz to nie poskutkowało. Byłam zbyt zestresowana. Wtedy z korony drzewa, prosto na łeb potwora, wskoczył Ting. Odmieniec uczepił się mocno jego pyska i wbił kły w dziwaczne ucho drapieżnika. Monstrum wydało z siebie trudny do zdefiniowania dźwięk i zaczęło wymachiwać łbem na boki. Za którymś razem uderzyło w drzewo, co skutecznie zmusiło mojego towarzysza do zeskoczenia na ziemię. Postanowiłam wykorzystać chwilę nieuwagi stwora. Uniosłam za pomocą swojego żywiołu jakąś skałę i rzuciłam prosto w niego. Przyniosło to znacznie lepszy efekt, niż poprzednia próba obrony. Potwór zatoczył się lekko oszołomiony, ale szybko odzyskał orientację w terenie. Pobiegł znów w moim kierunku z rozdziawioną szeroko paszczą. Uformowałam szybko skrzydła z wiatru. Spróbowałam odbić się od ziemi i uciec poza zasięg tego czegoś. Mój nowy plan szybko jednak zakończył się niepowodzeniem. Jaszczurowate coś zdołało do mnie doskoczyć i zacisnąć zęby na mojej nodze. Uderzyłam o ziemię tak szybko, jak się od niej oderwałam.

<C.D.N.>

Wygrana: 9 jaj

Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz