wtorek, 28 maja 2019

Od Lind "Kurs dookoła miasta"

Listopad 2023
Odnalezienie zakładu krawieckiego należącego do Iners, zajęło naprawdę długo. Instrukcje, które otrzymywałam od mieszkańców, brzmiały bardzo prosto; "Tu w lewo, tam w prawo, idź kawałek dalej i twój cel będzie po prawej". Szkoda tylko, że za każdym razem coś mi się nie zgadzało. Miałam po drodze minąć fontannę, a jej nie widać; innym razem wyjście z uliczki było jedno, ale okazuje się, że jednak są cztery. Tak więc, ilekroć myślałam, że jestem bliżej celu, znów się gubiłam i zmuszona byłam zaczepiać kolejnych przechodniów. Już nawet nie wspomnę, że dwóch na trzech z pytanych odpowiadało, że nie są stąd, albo że nie wiedzą gdzie szukać Iners i tak dalej... Na szczęście tylko jeden ze wszystkich pytanych kazał mi spadać; reszta starała się być miła. 
Wkrótce pożałowałam, że pozwoliłam Tingowi zostać w zajeździe. Co jak co, ale poczucie kierunku ma on niezłe. Chwilami myślałam, że być może z nim na grzbiecie znalazłabym ten nieszczęsny zakład szybciej. 
Nareszcie trafiłam pod szyld, na którym wypisano ozdobnymi literami imię poszukiwanej przeze mnie osoby. Pchnęłam drzwi, które zahaczyły o zawieszony przy wejściu dzwoneczek. Ten dźwięk od razu zwrócił uwagę podstarzałej kobiety, siedzącej w sklepie za ladą. Domyśliłam się, że to właśnie była Iners. Szwaczka odłożyła kartki, na których coś zapisywała. Zdjęła okulary, odgarnęła siwe loki sprzed oczu i spojrzała na mnie. 
- Dzień dobry - przywitałam się. - Ja w sprawie tego ogłoszenia - Wyjęłam z torby wspomniany świstek i pokazałam kobiecie. Wówczas na jej zmarszczoną twarz wstąpił uśmiech. 
- Wspaniale - odparła. - Musi pani...
- Proszę mnie nazywać po imieniu. Nazywam się Lind - poinformowałam. 
- Dobrze, więc Lind - kontynuowała Iners. - Tkanina jest u handlarza Norberta. Wiesz, gdzie go znaleźć? 
- Nie - pokręciłam głową. - Nie jestem stąd. - westchnęłam z rezygnacją. Przed oczami wyobraźni miałam już wyraźną wizję dalszego błądzenia ulicami. 
- Jego biuro znajduje się w zachodniej części metropolii - objaśniła kobieta. - W jego bliskim sąsiedztwie znajdziesz też zakład garbarski i pracownię szewca Drake;a. 
- Mhm - mruknęłam na znak, że rozumiem
- Właściwa kamienica nie jest w żaden sposób opisana, ale na tym etapie powinni już tam wywiesić symbol swojej spółki handlowej - Zanim skończyła mówić, sięgnęła do biurka i wyciągnęła stamtąd kolejną kartkę. Nadrukowano na tym duże bloki tekstu, lecz Iners chodziło o to, żebym mogła przyjrzeć się znakowi, który umieszczono u dołu strony. 
- Dobrze, będę w stanie to rozpoznać - oznajmiłam, spoglądając na arkusz. 
Kobieta skinęła głową. Odłożyła kartkę na biurko i podała mi zapieczętowany list.
- Weź to na dowód, że ja cię przysyłam jako pośrednika. Postaraj się zdążyć przed zmrokiem. 
- Rozumiem... To do widzenia - Schowałam korespondencję do torby, pożegnałam właścicielkę zakładu i wyszłam z budynku. 
Ruszyłam z powrotem na zachód. Jednocześnie rozglądałam się uważnie dookoła. Chciałam zwrócić uwagę na wyróżniające się obiekty w tej okolicy. Nie miałam ochoty po raz drugi szukać zakładu, kiedy będę wracać. Wkrótce przyśpieszyłam do spokojnego truchtu. 
Po jakimś czasie dotarłam na rynek. Tym razem było tutaj więcej wilków, niż ostatnio. Spostrzegłam jednak, że tłum nie zbierał się wokół straganów. Zamieszanie dotyczyło czegoś innego. Wtedy zauważyłam wysoki, drewniany podest. Stał na nim bogato ubrany człowiek i odczytywał coś z kartki. Obok niego dwóch strażników w pełnej zbroi (też ludzi) trzymało jakiegoś wilka. Na podeście był jeszcze jeden mężczyzna, który ostrzył topór. Dostrzegłam, że miał całą głowę zasłoniętą czarnym materiałem. Stałam dosyć daleko, lecz mój wrażliwy słuch pozwolił mi wyłapać słowa pierwszego osobnika:
- ...skazany za zdradę i liczne zbrodnie przeciwko Białemu Królestwu... - tyle mi wystarczyło, bym nie miała już żadnych wątpliwości, co się tu dzieje. 
Publiczna egzekucja. Ten wilk, którego widziałam, za chwilę straci życie. Opuściłam nieznacznie uszy, po czym natychmiast oddaliłam się stamtąd. Nie miałam najmniejszej ochoty oglądać czegoś takiego. Zaczęłam powtarzać sobie w myślach nazwy miejsc, których powinnam wypatrywać. Wtedy zderzyłam się z jakimś wilkiem. A tak właściwie, on wbiegł prosto we mnie. Oboje się przewróciliśmy. Basior trafił na bruk, a ja prosto w krzaki posadzone przed jedną z bogatych restauracji. Zielono-niebieski samiec rzucił pośpieszne "Przepraszam! Przepraszam!" i pognał dalej. Mruknęłam coś, niezadowolona. Zanim wygrzebałam się z gęstej roślinności, na ulicy mignęła jeszcze jedna pędząca sylwetka. Ewidentnie podążająca za tamtym, który na mnie wpadł. Zanim drugi osobnik zniknął mi z oczu, dostrzegłam, że miał dwie prawe łapy (a byłam po jego lewej stronie) zrobione z jakiegoś kryształu, czy coś. 
Kiedy wreszcie wydostałam się z krzewów, poszłam dalej, nie zapominając, czego szukam. Po kwadransie marszu, znalazłam szyld zakładu garbarskiego, czyli pierwszego punktu świadczącego, że jestem na dobrej drodze. Tym razem miałam trochę więcej szczęścia przy poszukiwaniach. Poszłam dalej tą ulicą. Niedługo potem, wypatrzyłam na jakiejś szybie nazwisko Drake. Wówczas wystarczyło jeszcze kilka kroków, by znaleźć drzwi z symbolem odpowiedniej spółki handlowej. Westchnęłam z ulgą. Najgorszą część zadania mam za sobą.
Otworzyłam drzwi i weszłam do kamienicy. Spotkałam tam właściciela biura. Był to lis o fioletowo-granatowym futrze, zamiast rudego. Wyjaśniłam mu, po co przychodzę i pokazałam list. Handlarz wziął go ode mnie, przyjrzał się pieczęci, po czym złamał ją i przeczytał wiadomość. Następnie spojrzał na mnie i wezwał kogoś po imieniu, dodając "przynieś ten materiał dla Iners". Kilka chwil później przybiegł do nas jakiś młody chłopak. W rękach trzymał wspomniany towar. Handlarz przejął to od niego za pomocą magii i spytał mnie:
- Zmieniasz się w człowieka? 
- Lepiej wezmę to za pomocą żywiołu - odparłam.
- Niech będzie. Tylko uważaj, żeby nie upuścić. Nie jest to tania tkanina - zaznaczył poważnym tonem. Nie ukrywał, że nadal miał wątpliwości, przekazując mi materiał.
- Dobrze - skinęłam głową i używając wiatru, przejęłam towar. 
Pożegnałam Norberta i skierowałam się z powrotem do zakładu Iners. W pewnym momencie moich uszu sięgnęły z daleka słowa tego samego mężczyzny, którego widziałam na podeście na rynku. Wtedy postanowiłam skręcić i ominąć tę część miasta szerokim łukiem. To był jednak swego rodzaju błąd, bo w ten sposób znów zgubiłam się w uliczkach. Straciłam kolejne minuty na szukanie właściwej drogi. Niewykluczone, że mój powrót do szwaczki przedłużył się o całe pół godziny. Ostatecznie, wypytawszy o kierunek tylko dwie osoby, dotarłam pod zakład. Zupełnie z innej strony, niż wcześniej, ale jednak. 
Weszłam do środka i odłożyłam tkaninę na biurko właścicielki biznesu. Kobieta rozłożyła materiał i przejechała po nim dłonią. 
- Norbert jednak wie, gdzie znaleźć materiały dobrej jakości - oznajmiła z uśmiechem, po czym spojrzała na mnie. - Oto twoja zapłata za fatygę - po tych słowach wręczyła mi garść Bellos.

Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz