piątek, 24 maja 2019

Od Lind "Skruszony szmaragd" cz. 3

Wrzesień 2023
- To jego imię, tak? - spytałam.
Mój towarzysz zerwał się na równe nogi. 
- Tak, to jego imię. A teraz idziemy! - zarządził i ruszył przed siebie żwawym krokiem. 
Nie było już po nim w ogóle widać śladów przemarznięcia. Wstałam i dogoniłam Odmieńca, gotowa zasypać go pytaniami, które wybrzmiewały w mojej głowie już stanowczo zbyt długo. 
- Kim on w ogóle jest? On też zna ciebie? - postanowiłam zacząć od tych. 
- Później wszystko ci wytłumaczę, teraz nie ma na to czasu - Mój towarzysz przyspieszył do biegu. Zrobiłam to samo, pomagając sobie lekkimi uderzeniami skrzydeł z wiatru.
- Nie mógłbyś chociaż...
- Do diaska, skup się Pierzasta! - przerwał mi Ting. - Mamy ważniejsze sprawy na głowie.
Zmarszczyłam czoło. Nie oszukujmy się; nie miałam absolutnie ochoty czekać. Chciałam odpowiedzi teraz. Odmieniec wydawał się być strasznie zdenerwowany, ale ewidentnie już wiedział ze szczegółami, kim jest Baldor. Szczególnie nie dawało mi spokoju jego podobieństwo do mojego towarzysza. Byłam przekonana, że nigdy już nie zobaczę nikogo, ani niczego podobnego do Tinga. Tymczasem dzisiejszego dnia rzeczywistość zaprezentowała mi kolejną niespodziankę. 
Już po chwili wróciliśmy do znalezionego wcześniej tunelu. Podeszłam do otaczających go zasp i zwróciłam się do Odmieńca: 
- Jak chcesz go stamtąd wyciągnąć?
- Znów zadajesz głupie pytania - warknął Ting. - Pójdziesz tam i wyciągniesz Baldora na powierzchnię tak samo, jak to zrobiłaś ze mną - skinął łapą na przejście do podziemi.
- No proszę... Jego nazywasz po imieniu - oznajmiłam zdumiona. - Myślałam, że użyjesz jakiegoś określenia w stylu "Kolczasty".
- Przestaniesz się zajmować nieistotnymi detalami?! - wybuchł znów Odmieniec. 
Odruchowo cofnęłam się dwa kroki. 
- A ja mógłbym wam jeszcze jakoś pomóc? - usłyszałam za sobą niski głos Passera. 
Odwróciłam głowę. Moim oczom ukazała się wysoka sylwetka smoka. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam, że przyszedł tutaj za nami. Wtedy w mojej głowie pojawiła się koncepcja, jak możemy wydostać Baldora z tunelu. Zrzuciłam torbę i odnalazłam w niej Magiczną Linę. 
- Trzymaj koniec tej liny - podrzuciłam wspomniany przedmiot. Gad jednym kłapnięciem złapał go w zęby. - Jak szarpnę kilka razy, ciągnij.
Passer pokiwał głową na znak, że rozumie. Nie zakładałam torby z powrotem; tylko by mnie spowalniała. Poprosiłam Tinga o jedną, zapaloną ptasią czaszkę na kiju. Wiedziałam, iż on sam już tam nie zejdzie, więc potrzebuję źródła światła. Kiedy otrzymałam, o co prosiłam, rozłożyłam skrzydła, gotowa zlecieć do tunelu.
- Uważaj, Pierzasta - mruknął Ting. 
Spojrzałam na niego.
- Na co konkretnie? - wymamrotałam, trzymając w pysku "pochodnię". 
- Baldor jest też Strażnikiem. Jeśli się ocknie i zobaczy ciebie samą...
- Będzie musiał mnie zabić? 
- Będzie myślał, że musi - wyjaśnił Ting. Czy mi się zdawało, czy usłyszałam nutkę smutku w jego głosie?
- Jasne. Rozumiem - odparłam pośpiesznie. 
Czułam jak znów jakiś nieprzyjemny uścisk chwyta moje gardło. Pomimo tego zeskoczyłam z powrotem do podziemi. Zostawiając koniec liny wiszący przy wyjściu, ruszyłam znajomym, zimnym korytarzem do komnaty. Okazało się, że kolczasty Odmieniec leżał dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiliśmy. Nie ruszył się nawet o milimetr. Podeszłam do niego bliżej. Z początku wypatrywałam oznak, że wstanie, gotów do walki, lecz po chwili naszła mnie pewna gorsza myśl. Myśl, że może nie żyć. 
Złapałam Odmieńca zębami za nadgarstek i zaczęłam wlec do wyjścia. Niby mogłabym użyć swojego żywiołu, lecz wolałam na wszelki wypadek oszczędzać energię. Przemierzenie z tym stworem całej długości korytarza nie należało do najprostszych zadań. Był prawie dwa razy większy od Tinga, ale ważył chyba czterdzieści albo i trzydzieści razy więcej. Pewnie dużym balastem jest też ten jego stalowy młot. Trochę to zajęło, ale w końcu znalazłam się pod pionowym wyjściem z podziemi. Po przywiązaniu końca Magicznej Liny do łap Baldora szarpnęłam ją kilka razy, by dać sygnał Passerowi. Smok natychmiast pociągnął Odmieńca ku górze. Obserwowałam z uwagą, jak jego kolce ocierały się o bryły lodu pokrywające pionowe przejście na powierzchnię. 
Byłam przygotowana do uniesienia się na wietrze i dołączenia do pozostałych, ale zdecydowałam, że zostanę tu jeszcze chwilę. Zawróciłam w stronę tajemniczego korytarza. Stwierdziłam, iż warto wykorzystać okazję i dokładniej przeszukać to miejsce. Dotarłszy znów do komnaty, zacząłem węszyć. Nie wiem, czy się tego spodziewałam, ale w końcu na coś trafiłam. Pośród odłamków nietopniejącego lodu leżało paręnaście zielonych skrawków szmaragdu. Ostrożnie podniosłam jeden z fragmentów drogiego kamienia. Delikatnie załamywał światło rzucane przez płonącą ptasią czaszkę. Za pomocą swojego żywiołu zebrałam pozostałe kawałki. Uznałam, że one też powinny wrócić ze mną na powierzchnię. Po ponownym przeszukaniu komnaty znalazłam jeszcze spory chlebak, leżący w rogu pomieszczenia. Jego zawartość była dosyć skromna: kilka fiolek z eliksirami, kawałek jakiegoś materiału i bęben. Przypominała mi plecak Tinga, zanim opuścił Kanion.
"Też jest Strażnikiem" - tak powiedział mój towarzysz. Więc czego pilnuje Baldor?
***
Wynurzyłam się z powrotem na niewiele jaśniejszą, lecz znacznie cieplejszą powierzchnię. Położyłam przed sobą chlebak, a obok niego płonącą ptasią czaszkę i skrawki skruszonego szmaragdu. Pocierając zmarznięte łapy, wypatrzyłam Passera, potem oba Odmieńce. Ting siedział przed leżącym bezwładnie Baldorem, opierając łapy na zgiętych kolanach. Na mój widok, Strażnik Wichury stanął na równe nogi i doskoczył do mnie. 
- Masz to! - wykrzyknął, zauważając torbę. 
Dopadł znalezionego przez mnie worka i wyciągnął z niego fiolki. Zamarł jednak w bezruchu, widząc, że połowa z nich była pusta. 
- Nie może być... - szepnął. 
Powoli opuścił łapy, w których trzymał szklane naczynia. Przez sekundę patrzył pusto przed siebie, potem spojrzał na mnie, na końcu odwrócił się, żeby odnaleźć wzrokiem Baldora, przy którym czuwał Passer. Spuściłam nieznacznie głowę. To wszystko oznaczało, że teraz już nawet nie ma sposobu, by pomóc znalezionemu w podziemiach Odmieńcowi. Położyłam łapę na ramieniu Tinga, żeby dodać mu otuchy, ale Strażnik Wichury odtrącił ją jednym, szybkim ruchem.
Wtem w oczodołach niedźwiedziej czaszki zalśniły zielone oczy. Potężna, kolczasta sylwetka się poruszyła. Baldor oparł o ziemię młot, który miał przywiązany do łapy i powoli wstał. Odruchowo cofnęłam się. Ting natychmiast podniósł z ziemi ptasią czaszkę na kiju i wyciągnął z plecaka drugą. Stanął gotowy do walki. Tymczasem "Drugi Strażnik" wykonał kilka chwiejnych kroków naprzód, rozglądając się uważnie dookoła. Po tym, uniósł młot i warknął groźnie: 
- Gdie les?! 
Spojrzałam zaniepokojona na mojego towarzysza, potem znów na Baldora. Nie zrozumiałam, czego kolczasty Odmieniec chciał od nas.
- Pyta, gdzie jest las - przetłumaczył Passer, dostrzegając moje zdezorientowanie. 
- Jaki las?! Jesteśmy w lesie! - rzuciłam. Zdałam sobie sprawę, że sierść na moim karku zjeżyła się. 
- Nie chodzi mu o zwykły las - wycedził Ting. Nadal nie opuszczał swojej broni. 
- To o co u licha?! - Nie spuszczałam wzroku z Baldora. Wyglądał, jakby w każdej chwili był gotów się na nas rzucić, nawet pomimo obecności wielkiego smoka.
- O Kamienny Las! - ryknął Drugi Strażnik.
Co za ulga. Jednak zna nasz język. 
- Nie myśmy go zabrali - powiedział Ting, patrząc na wielkiego Odmieńca.
Baldor ruszył powoli w naszą stronę, powarkując. 
- Ktoś inny był w twojej komnacie przed nami - dodał mój towarzysz. - Prawda?
Drugi Strażnik zatrzymał się. Spojrzał pustym wzrokiem gdzieś w dal; próbował coś odgrzebać z zasnutej mgłą pamięci. 
- Prawda... - odparł. Po chwili oparł młot na ziemi. - Czemu ty nie jesteś w swojej komnacie, Ting? - spytał łagodniejszym tonem. 
Po chwili wahania się, Strażnik Wichury schował ptasie czaszki z powrotem do plecaka i podszedł do Baldora. Pokazał mu naszyjnik z bursztynem, który kiedyś otrzymał ode mnie. 
- Klucz. Dostałem go od Pierzastej - Tu skinął na mnie. 
Pobratymiec Tinga na krótką chwilę spojrzał we wskazanym kierunku.
- Więc Wichura jest na swoim miejscu - mruknął. - A Las...
Podeszłam do rozmawiających Odmieńców. 
- W komnacie znalazłam tylko tę torbę i odłamki skruszonego szmaragdu - wtrąciłam, podając Baldorowi jego własność. 
- Więc Lasu już nie ma - powiedział z goryczą, podnosząc skórzany worek. - Został skradziony. 
- Jak to "skradziony"? - spytałam. W międzyczasie powoli przyswajałam wiedzę o nowym artefakcie, podobnym do Wichury. - Zgaduję, że nie otrzymałeś klucza, ale zostałeś pokonany przez tamtego. Wszystko zgodnie z zasadami - Dzięki znajomości z Tingiem wiedziałam już o nich co nieco.
- "Pokonany"?! - warknął Baldor, spoglądając na mnie z furią. - Czy tak według ciebie wygląda pokonany Strażnik?! - wskazał lewą łapą na swoją osobę. - "Pokonany" oznacza "martwy"! - uderzył młotem o ziemię.
Położyłam po sobie uszy. Nie tylko dlatego, że trochę zaniepokoiło mnie zachowanie Odmieńca. Darł się, stojąc tuż nade mną. Wrażliwy słuch znów dał mi się we znaki. Spojrzałam na Tinga, jakbym prosiła go o potwierdzenie słów Baldora. Mój towarzysz pokiwał głową. 
- To prawda, Pierzasta - przyznał, poprawiając ułożenie czaszki na pysku. 
- Teraz rozumiesz? - wycedził wielki Odmieniec, spoglądając na mnie. 
- Czego mam nie rozumieć? - prychnęłam. - Wszystko jasne. Tylko... Co w takim razie jako Strażnik Lasu zamierzasz zrobić w tej sytuacji? - pozwoliłam sobie zadać mu to pytanie. 
Przez chwilę odpowiedziała mi tylko cisza. 
- Zapanowałaś już nad mocą Wichury? - spytał Baldor. 
- Nie - pokręciłam głową. 
- Więc złodziej zapewne przyjdzie też po Wichurę - Podniósł znów młot i oparł go na otwartej, lewej łapie. 
- Skąd taka pewność? - mruknął Ting. 
- Użył mocy Burzy, by mnie unieruchomić - wyjaśnił Baldor. 
Strażnik Wichury cofnął się. Jego długi ogon zjeżył się.
- Czekajcie, ile jest w końcu tych artefaktów? - Z wrażenia aż usiadłam.
- Na pewno są trzy - wyjaśnił mój towarzysz. 
- Wichura Płomieni, Kamienny Las i Mroźna Burza - wyliczył kolczasty Odmieniec.
Wówczas moich uszu dobiegło charakterystyczne wycie. Oznaczało ono, że powinniśmy wracać do reszty watahy; zaraz ruszamy w dalszą drogę.

Uwagi: kilka literówek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz