piątek, 24 maja 2019

Od Lind "Koniec koszmarów" cz. 1 (cd. Leah)

Listopad 2023
Za szczenięcia mieszkałam w budynku wzniesionym przez ludzi. Później, dopóki nie dołączyłam do tego stada, parę miesięcy sypiałam pod gołym niebem. Następnie, przez długie lata dane mi było nocować w przytulnej, własnej jaskini. Jednak ostatnio znów kładłam się spać mając nad głową korony drzew, czasem zachmurzone niebo. Dzisiejszego dnia, wróciłam do punktu wyjścia - mieszkania pod dachem. Widząc wskazany mi pokój w zajeździe, zdałam sobie sprawę, że zatoczyłam swego rodzaju koło w tym aspekcie. Miałam oczywiście z tyłu głowy, że to znów tylko okres przejściowy, który potrwa kilka miesięcy, nie dłużej. Nie mniej jednak, ten przytulny pokoik przywoływał wspomnienia z pierwszych lat życia. 
Zaraz za mną do pomieszczenia wślizgnął się Ting. Baldor nie był daleko za nim. Pierwszy Odmieniec wskoczył na parapet, żeby wyjrzeć przez całkiem duże okno, a drugi zatrzymał się w wejściu, jakby uznał, że skoro wszedł do pokoju, nie musi iść dalej. Co z tego, że stanął w samym przejściu. 
Rozejrzałam się po pokoju. Zdawał się być większy, niż ten, w którym mieszkałam jako szczenię. Po chwili jednak zrozumiałam, że to wrażenie brało się z tego, jak pusto tu było. W rogu wynajętego pomieszczenia stało jedno, stosunkowo nieduże łóżko, a obok niego mała komoda. Na środku podłogi rozłożono wyblakły dywan. Pod ścianą naprzeciwko łóżka ustawiono stolik i jedno krzesło. Warto też wspomnieć o sporym obrazie z księżycem, który wisiał nieopodal miejsca do spania. 
Zdjęłam torbę i położyłam na łóżko. Po tym, dołączyłam do Tinga przy oknie. Mieliśmy z niego dobry widok na wybrukowaną uliczkę i wejścia do jakiejś niedawno odnowionej kamienicy. Była oczywiście w tym samym kolorze, co cała reszta miasta. Widać nazwa tej stolicy zobowiązuje. Chwilę cieszyłam oczy wyglądem okolicy, a następnie spojrzałam na siedzącego obok mnie Odmieńca. Spoglądał w okno z wyraźną fascynacją. 
- To miejsce robi wrażenie, prawda? - spytałam. 
- Prawda - skinął głową Ting, nie odwracając wzroku od świata na zewnątrz. - Jest zupełnie inne, niż Miasto ludzi. 
- Mówiłam ci już, że kiedy byłam szczeniakiem mieszkałam w pokoju podobnym do tego? 
- Już dzisiaj kilka razy to powtarzałaś - prychnął Odmieniec. 
- Poważnie? 
- Tia. Niestety. 
Pokręciłam głową i wróciłam wzrokiem na różne istoty przemierzające wybrukowane uliczki. Pośród wilków kręciło się sporo ludzi i osobliwie wyglądających humanoidów. Raz po raz można było wypatrzeć także inne magiczne stworzenie, choćby gryfa, czy inną mantykorę. 
- Dobrze, że Alfy podjęły decyzję o zostaniu tu na zimę - mruknął Ting. - Mam już trochę dosyć otwartych przestrzeni.
- Chyba nie próbujesz mi powiedzieć, że nie idziesz z nami na zwiedzanie okolicy? - Miałam tu na myśli to, co ustaliliśmy już wcześniej z Leah i Arkanem. 
- Nie, skądże. Po prostu zmęczyło mnie już sypianie w lesie. 
Wtedy usłyszałam kilka ciężkich kroków. Odwróciłam się, by dostrzec, że Baldor przeniósł się spod otwartych drzwi w kąt pomieszczenia. Z głośnym tąpnięciem usiadł na podłodze. 
- Wstawaj, Baldor, ty też idziesz - oznajmił Ting, zeskakując z parapetu. 
- Nigdzie nie idę - mruknął Strażnik Lasu. - Zostaję tutaj i poczekam na was. 
- Poważnie? Nie chcesz zobaczyć Białego Miasta z różnych perspektyw? - zdziwiłam się.
- Nie. 
- Zostaw go, Pierzasta. Zachęcanie nie przyniesie skutków - rzucił Ting - Jak chce, to niech udaje wykorzenione drzewo. 
Baldor prychnął cicho, słysząc taki komentarz. 
- No... dobrze - odparłam. 
Nadal przyzwyczajałam się do tego, jak mój nowy towarzysz reaguje na różne sytuacje. Nie mniej jednak liczyłam, że podzieli chęć swojego pobratymca na zobaczenie większej części miasta, niż te kilka ulic, które przemierzyliśmy z resztą watahy. 
Nagle usłyszałam niepewne pukanie w drzwi. Zobaczyłam, że w wejściu do pokoju stanęła Leah. 
- To jak, idziemy? - spytała. 
- Natychmiast - odparłam z uśmiechem i założyłam z powrotem torbę. 
Ting poprawił plecak i wyszedł z pokoju, nie czekając nawet, aż moja przyjaciółka odsunie się, by zrobić mu przejście.

***Dwie godziny później***

Białe Miasto było naprawdę piękne, temu nie można zaprzeczyć. Widzieliśmy tego dnia zbyt wiele jego pięknych i interesujących elementów, by wymienić je wszystkie. A nie zwiedziliśmy nawet jednej czwartej tej olbrzymiej stolicy! Niestety, tak jak spodziewał się Arkan, szybko straciliśmy orientację w terenie. Zachwycona architekturą, z którą znane mi miasto ludzi nie mogło się nawet równać, zapomniałam myśleć o tym, w którym kierunku powinniśmy iść. 
- Wydaje mi się, czy wróciliśmy w to samo miejsce? - rozejrzałam się dookoła. Widząc szyld z napisem traktującym o Wesołym Dorszu i Krewetce, nabrałam podejrzeń. Byłam święcie przekonana, że mijaliśmy go już wcześniej. 
Leah przejechała wzrokiem po innych sklepach, po czym zmarszczyła odrobinę nos.
- Na to wygląda - stwierdziła.
Usłyszałam niski pomruk Arkana. W ten sposób odgonił jakiegoś przechodnia, który zawiesił na nim wzrok na trochę dłużej. Dobrze, że na zachowanie Tinga nikt nie reagował tak samo, jak smok. Odmieniec bez krzty dyskrecji przyglądał się różnym stworzeniom na ulicy. Jego szczególną uwagę zwracały psowate, które od wilków odróżniały tylko drobne detale. 
- Gdzie skręciliśmy jak ostatnio tu byliśmy? W prawo, co nie? - spytałam towarzyszki. 
Leah zastanowiła się przez chwilę.
- Wydaje mi się, że w lewo. Tak myślę.
- Um... Ting, może ty pamiętasz? - zaczepiłam Strażnika Wichury.
- Nie patrzyłem, szedłem za wami - rzucił niedbale, nie patrząc nawet na mnie. 
- To było prawo - wtrącił Ark.
- Przegłosowane; szliśmy w prawo - stwierdziłam. 
- Więc chodźmy teraz w lewo - zaproponowała Leah. 
Skinęłam głową. Ruszyliśmy w ustalonym kierunku. Zauważyłam, że w międzyczasie Arkan wdał się w nieprzyjemną dyskusję z jakimś przerośniętym królikiem. Uznawszy, że raczej to nie potrwa długo, nie zwolniłam. Wyvern pewnie szybko nas dogoni.
Dotychczas szliśmy bardzo okrężną drogą, więc dopiero teraz zbliżyliśmy się do rynku. Wtem dostrzegłam drewnianą tablicę, zupełnie przykryta kartkami z różnymi ogłoszeniami. Zatrzymałam się, by rzucić na nią okiem. 
- Coś ciekawego? - spytała moja przyjaciółka, stając obok mnie. 
- Hm... O proszę - Podniosłam uszy. - Są tutaj opisane zlecenia, za które można otrzymać nagrodę! 
- Mają problem z Tantibusami we wschodniej części miasta - Leah zawiesiła wzrok na jednym z nowszych ogłoszeń. 
- Uch... Tantibusy - mruknęłam z niesmakiem. - Parę razy siedziały u mnie w jaskini. 
- Jednego z nich złapałem - pochwalił się Ting, szczerząc zęby. 
- Ja raczej nie miałam z nimi większych problemów, ale raz czy dwa razy jakiś kręcił się w okolicy. Paskudne stworzenia - powiedziała Leah. 
- Ale nie należą do najgroźniejszych. Może zdołamy je przegonić? Nagroda brzmi całkiem kusząco.
- Skąd wiesz, Pierzasta? Nie znasz się nawet na liczbach - zaznaczył Odmieniec. 
Westchnęłam z lekkim poirytowaniem. Już nie chciało mi się objaśniać drażniącej-kępie-przypalonych-piór, że ten numerek to nie cała nagroda.
- W zasadzie przydałoby się trochę zarobić, skoro nie mamy tutejszej waluty. Słyszałam, że wymienianie Srebrnych Gwiazdek jest bardzo nieopłacalne - mruknęła Leah. - A ceny są naprawdę wygórowane - westchnęła. 
- Co jest? Jakie ceny? - odezwał się Ark, dołączając do nas przy tablicy. 
- We wschodniej części miasta mają problem z Tantibusami. Za ich przegonienie oferowana jest nagroda - Wadera wprowadziła smoka w temat. 
- Huh - mruknął Wyvern i pobieżnie przeczytał wskazany przez nią tekst. - Ja się piszę, i tak nie mamy tu teraz wiele do roboty
- Sto Belloss to całkiem sporo, nawet jak podzielić tę sumę - dodał Ting, zakładając ręce. 
Słysząc te głosy za podjęciem się zadania, oderwałam ogłoszenie, by nikt nas nie uprzedził. 
- Będzie do czego wracać - stwierdziła Leah, spoglądając jeszcze raz na tablicę.
- Na razie skupmy się na tym konkretnym zleceniu - Zwinęłam kartkę i schowałam do torby. 
- Ruszamy od razu, czy czekamy do zachodu? - spytał Arkan. 
- Po zachodzie już raczej będą biegać po norach - odparłam. 
- Domach - poprawił mnie Ting. 
- W każdym razie proponuję znaleźć miejsce, gdzie się ukrywają za dnia. 
- No to idziemy, do wieczora już nie tak daleko - oznajmiła Leah. 
- Wylezą dopiero ciemną nocą, mamy czas - stwierdził Odmieniec. 
Zaczęliśmy od znalezienia patrolu straży i zgłoszenia im, iż podejmujemy się tego zlecenia. Następnie udaliśmy się do wskazanej w ogłoszeniu części stolicy, by rozpocząć właściwe poszukiwania. Te ulice zaczynały już powoli się wyludniać. Zbliżyłam nos do ziemi i zaczęłam trochę węszyć.
- Tantibusy mają specyficzny zapach, ale przez cały dzień mieszkańcy miasta zdążyli go zatrzeć - westchnęłam. 
- Jak myślicie, ukrywają się wszystkie w jednym miejscu? - Leah także próbowała znaleźć jakieś ślady tych stworów. 
- Jeśli mają tam dosyć przestrzeni, pewnie tak - oznajmił Ting. 

<Leah?>

Uwagi: brak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz