piątek, 24 maja 2019

Od Crane'a "Odsłonięte kły" cz. 4 (cd. Edel)

Listopad 2023
Nie spałem dobrze tej nocy. Wysokie posłanie, stojące w rogu mojego chwilowego miejsca zamieszkania, było jeszcze mniej wygodne, niż dotychczas. W głowie miałem dziwny mętlik. Chciałem zapomnieć o sytuacji z Edel, ale nie potrafiłem. Elementy tego krótkiego spotkania dręczyły mnie, jak koszmary senne. Z tą różnicą, że to było autentyczne wspomnienie, nie zmyślona mara.
Po pierwsze - zachowanie wadery. Nadal nie znalazłem wytłumaczenia jej postawy. Miała do czynienia z wilkiem, który nic dla niej nigdy nie zrobił. Nie miała wobec mnie żadnego długu, nie musiała mnie przekupić, nie była też ode mnie w żaden sposób zależna, więc nie musiała się podlizywać. Nie musiała.

Nie musiała, a jednak wszystko wskazuje na to, że autentycznie c h c i a ł a mi pomóc. 
Ot tak? Przecież to brzmi absurdalnie! 
Kolejna sprawa... moja postawa przy zaistniałej sytuacji. Nie wziąłem tych Belloss, chociaż Edel dobrowolnie chciała mi je oddać. Zapewne to była duża suma. Nikt by o tym nie wiedział, nie poniósłbym żadnych konsekwencji tego czynu. 
A ja jednak nie chciałem ich przyjąć. Dlaczego?
Obróciłem się na drugi bok. Teraz, zamiast sufitu oświetlonego wątłym blaskiem latarni z zewnątrz, oglądałem spowitą cieniem, drewnianą ścianę.
Dotychczas miałem wrażenie, że wiem jak zachować się w każdej sytuacji, że z każdej konwersacji potrafię wyjść bez większych problemów. Dziś wieczorem było inaczej. Stałem tam, nie wiedząc co robić, co powiedzieć. A potem trafiło mnie to dziwne poczucie, że wszystko jest okej; że powinienem pozwolić Edel na tę "pomoc". 
Skąd mi się to wzięło? Chwila... A co jeśli to ona mi to podesłała?! 
Zerwałem się do pozycji siedzącej. 
Nie... nie mogłaby. Nigdy tego nie robiła. Nie potrafi. Manipulacja emocjami to działka Torance. Wiem, bo Lind mi o tym mówiła. 
Ten fakt niczego nie wyjaśnił, ale przynajmniej przekreślił najgorszą opcję. Opadłem z powrotem na dziwny worek z materiału wypchany pierzem. Przypomniałem sobie, co zrobiłem, żeby zakończyć tę całą konwersację. Zachowałem się... nieodpowiednio. Było to zupełnie sprzeczne z moją dotychczasową kreacją. To może naprawdę zniechęcić E do mojej osoby. Należałoby to natychmiast naprawić. 
Przeprosiny powinny wystarczyć. Pójdę do niej z rana.
***
Sen nadszedł późno i szybko odszedł. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem w oknie sylwetkę Tantibusa. Czatował na parapecie, wpatrzony w moją osobę. Niewykluczone, że to był ten sam, którego tydzień temu nakarmiłem koszmarami Magnusa. Kiedy pierwsze promienie słońca sięgnęły okna, potwór natychmiast uciekł, nie wydając absolutnie żadnego dźwięku.
Wstałem i podszedłem do lustra, które szczęśliwym trafem znajdowało się w moim pokoju. Po obrażeniach z wczoraj nie było już ani śladu. Wyłączając parę przypalonych kępek futra.
Poprawiłem szalik ukrywający mój Medalion Nieśmiertelności i wyszedłem na korytarz. Po chwili stanąłem pod drzwiami Edel. Uniosłem łapę, by zapukać, ale nie zrobiłem tego. Zawahałem się. Zdałem sobie sprawę, że przeprosiny przyniosą lepszy efekt, jeśli będą wzbogacone czymś jeszcze. Najlepiej jakimś kwiatem. Tak, symbolicznie jednym kwiatem. Wróciłem się do swojego pokoju, zabrałam stamtąd garść Belloss i ruszyłem do wyjścia z zajazdu.
W miarę szybko odnalazłem rynek, a tam odpowiednie stoisko. Leżały na nim kwiaty zarówno pospolite, jak i rzadkie. Omiotłem wzrokiem tę drugą grupę. Obok każdego rodzaju wystawiono jakieś oznaczenie, zapewne z nazwą i ceną. Niestety nie potrafiłem niczego odczytać. Zauważyłem za to, że Smocze Róże były opisane dwoma dużymi znakami, zamiast jednym, jak inne towary. Od sprzedawcy dowiedziałem się, że te rośliny sprzedaje tylko po trzy sztuki. Po krótkim namyśle zdecydowałem, że kupię je. Smocze Róże trudno jest dostać, więc pozostałe dwie mogą mi się przydać w przyszłości. Do tego jeśli Edel wie, jak wyjątkowy to kwiat, taki podarek zrobi na niej wrażenie. Zapłaciłem handlarzowi, odebrałem róże, po czym pobiegłem z powrotem do karczmy.
Zostawiwszy dwa z trzech kwiatów u siebie w pokoju, wróciłem pod drzwi Edel. Ułożyłem sobie w głowie, co mniej więcej jej powiem i zapukałem. Na początku nikt mi nie odpowiedział, lecz nie ustępowałem. Prawdopodobnym było, że wadera jeszcze spała. Po chwili usłyszałem jakiś dziwny łomot. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że wilczyca jest w pokoju. Wreszcie przekręciła klucz i uchyliła drzwi. Pomyślałem, że dobrze by pasował teraz do mnie przyjazny uśmiech, ale... nie zdołałem go wymusić. Z jakiegoś znów nieznanego mi powodu, zachowałem neutralny wyraz pyska. Tymczasem wadera nie kryła zdziwienia, że to właśnie ja do niej przyszedłem, do tego z tą różą.
- Crane... Pomyliłeś pokoje? - spytała.
Pokręciłem przecząco głową. Przełknąłem ślinę i odłożyłem kwiat.
- Ja chciałem... - Nie, nie tak powinienem był to zacząć! - To znaczy... źle cię wczoraj potraktowałem.
Zdałem sobie sprawę, że w wypowiedzi zbrakło słowa "przepraszam". Zaczynam zachowywać się, jak Lind. Ona od zawsze miała dziwną awersję do tego wyrażenia.
- Nic się nie stało. Każdy ma czasem gorszy dzień - odparła Edel. - Proszę, wejdź.
- Ja tylko na moment. Nie chcę ci przeszkadzać - Ułożenie tego zdania wyszło mi już o wiele lepiej.
Podniosłem kwiat i wszedłem do pokoju. Skoro mnie zaprasza, nie wypada od razu uciekać.
- Nigdy mi nie przeszkadzasz - usłyszałem.
Mówisz prawdę, czy kłamiesz? - pomyślałem. A może to była tylko odpowiedź bez namysłu?
Wyciągnąłem w stronę Edel Smoczą Różę, którą trzymałem w pysku. Postanowiłem wykorzystać okazję do wypowiedzenia wreszcie tego kluczowego słowa:
- Przepraszam za tamto - wymamrotałem. - Nie chcę, żebyś źle o mnie myślała.
Wilczyca zbliżyła swój pyszczek do mojego i wzięła ode mnie kwiat. Poczułem jej delikatny oddech. Nie patrzyłem jej tym razem w oczy. Jednak nawet pomimo tego, byłem dziwnie spięty. Coś jest ze mną nie tak... Bardzo nie tak...
E odłożyła mój podarek na szafkę, po czym kontynuowała rozmowę:
- Przyznam, że twoje zachowanie trochę mnie zabolało, ale... Dalej cię lubię. Bardzo.
To jest to, co chciałem od niej usłyszeć?
- Ja też cię bardzo lubię i nie chciałbym zepsuć naszych relacji - westchnąłem w odpowiedzi. - Wczoraj chciałaś mi pomóc, a ja zachowałem się jak gbur.
Zauważyłem, że autentycznie czuję wstyd za tamto. Niemożliwe... Podniosłem wzrok na wilczycę.
- Z grzeczności nie zaprzeczę - powiedziała Edel.
Przyozdobiła swój drobny pyszczek delikatnym uśmiechem. To tylko sprawiło, że wspomniane uczucie uderzyło mnie jeszcze mocniej. Moje spojrzenie wróciło na podłogę.
- W każdym razie... Dziękuję - dodała wadera.
W tym momencie niespodziewanie oplotła mnie łapami i... przytuliła. Drgnąłem, kompletnie zaskoczony. Nie wiedziałem, czy bardziej zdziwiło mnie, że nie byłem dosyć czujny, czy fakt, że E w ogóle to zrobiła.
Ten uścisk był inny niż te, które wymieniałem z Lind. One nigdy nic dla mnie nie znaczyły. Miały tylko budować zaufanie głupiej "Pierzastej". A w przypadku Edel... ogarnęła mnie dziwna błogość. Jakby... poczucie bezpieczeństwa? Czym to w ogóle było? Znów nie rozumiałem samego siebie, ale tym razem nie chciałem uciekać. Zamiast tego, objąłem drobną wilczycę i też ją przytuliłem. Nasz uścisk się wzmocnił. Przymknąłem na chwilę oczy. Nadal nie wiedziałem, czemu czułem tę dziwną mieszankę bliżej nieokreślonych uczuć, ale.... było to przyjemne.
Wkrótce E odsunęła się. Spojrzała mi w oczy. Zrobiłem to samo. Chciałem zrozumieć, czemu w ogóle postanowiła wykonać taki gest i dlaczego ten uścisk był tak osobliwy. Niestety nie było tu nikogo, kto chciał mi odpowiedzieć na te nieme pytania. Po chwili wilczyca odwróciła wzrok jako pierwsza. Staliśmy tak jedno naprzeciw drugiego w absolutnej ciszy jeszcze kilka, kilkanaście sekund.
- Cóż... - zaczęła Edel. - Jak się czujesz? - spytała, zaczynając nowy temat rozmowy.
- Lepiej - odparłem. - Eliksir z Róży Hery zadziałał, jak trzeba - przedstawiłem wiarygodne wyjaśnienie, dlaczego moje obrażenia zniknęły z dnia na dzień.
- Bardzo mnie to cieszy - oznajmiła samica. - Jeśli mogę spytać... Co ci się wczoraj stało?
Zmarszczyłem czoło i mimowolnie skrzywiłem się trochę. Jak by tutaj znów uniknąć bezpośredniego wyjaśniania sytuacji? Zapomniałem przygotować jakąś historyjkę w tym temacie.
- Oczywiście nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz - dodała nagle Edel.
- Wobec tego na razie przemilczę tę sprawę - mruknąłem.
Znów nie poznałem samego siebie. Zamiast opowiedzieć jakieś ładne kłamstwo, po prostu przyznałem, że nie chcę o tym mówić.
- Jasne - pokiwała głową E i spojrzała gdzieś w bok. Chyba nie tego się spodziewała z mojej strony.
Po raz kolejny zapadła między nami cisza. Przerwało ją miarowe uderzanie ogona Edel o podłogę.
- Chyba powinienem już iść - odwróciłem się w stronę drzwi.
- Ale... Zobaczymy się później?
Popatrzyłem znów na waderę. Uśmiechnąłem się do niej i skinąłem głową.
- Jeśli chcesz. Do zobaczenia - pożegnałem ją i wyszedłem na korytarz.
Zamknąłem za sobą drzwi. Stanąłem za nimi nie mając pojęcia, co teraz ze sobą zrobić. Jednocześnie serce dziwnie tłukło mi się w piersi. Nie mogło być to spowodowane stresem, skoro nie potrafię go odczuwać. Czym to było w takim razie? Skąd się to wzięło? Obecność Edel zaczęła dziwnie na mnie działać. Wypadam z roli i... o zgrozo... Dopuszczam do siebie emocje.
Potarłem pysk łapą. 
Coś jest ze mną nie tak. Bardzo nie tak. Może jestem chory? Może to gorączka? Nie, przecież nosząc Medalion Nieśmiertelności nie mogę chorować. 
Wtem moich uszu dobiegł głos E:
- Czemu muszę być taka głupia?
Zbliżyłem ucho do drzwi. Jej słowa przebijały się przez nie bez problemu.
- Ze wszystkich wilków na ziemi, tylko ja jestem na tyle nierozsądna, by zakochiwać się jedynie w wilkach, które nigdy nie odwzajemnią moich uczuć?
Kim są te wilki, E? - spytałem ją w duchu. 
- Crane... - drgnąłem, słysząc swoje imię. - To oczywiste, że nic do mnie nie czuje. Jestem cholerną idiotką.
Poczułem jej strach. Dotyczył czegoś nowego. Jednak znów był powiązany z moją osobą. "Zakochiwać"? Ona nie mówi poważnie... Ugh, przecież po co miałaby kłamać gadając sama do siebie?!
Odsunąłem się od drzwi. Potrzebowałem odpoczynku od tego wszystkiego. Muszę mieć jakieś zajęcie, żeby już nie myśleć. I tak nie zrozumiem nic. Za dużo, za dużo tego!
Ruszyłem do wyjścia z budynku. Próbowałem skupić się na swoim otoczeniu, ale zamiast tego, nadal wracałem do słów E.
Edel by chciała, bym był jej partnerem... To brzmi... Jak to brzmi? Nie, nie... Nie mogę się z nią związać! Gdybym to zrobił, nie mógłbym ubiegać się już o względy żadnej z samic wyżej w hierarchii. Chociaż... z moich obserwacji wynika, że Edel ma jeszcze szanse wejść wyżej. Tylko wtedy skazałbym siebie na jej towarzystwo. Czy to źle? Nie jest to bezpieczne, ale... jest mi dobrze w jej towarzystwie. Wyszedłem na zewnątrz i nabrałem w płuca haust świeżego powietrza. 
Nigdy nie myślałem o tym wszystkim w ten sposób. Coś jest ze mną nie tak. Bardzo nie tak.

<Edel?>

Uwagi: brak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz