sobota, 13 czerwca 2020

Od Sileenthar "A ja to tej pani nie lubię" cz. 5


Listopad 2025 r.
Kiedy pierwszy raz przyszłam na zajęcia ze sztuk kreatywnych nauczyciel nie był pewien co ze mną zrobić. Nie umiałam powtarzać ruchów tanecznych, budować ładnych zamków z piasku bez ryzyka ich zburzenia przy każdych "oględzinach" ani w jakikolwiek sposób malować. Na początku było mi trochę przykro z tego powodu, ale szybko postanowiłam sprawiać jak najmniej kłopotów i zachowywać się jak inne szczeniaki. Gdy poszłam mu to oznajmić, poprosił żebym przyszła w sobotę na jego dodatkowe zajęcia. Razem z kilkoma szczeniakami przypisaliśmy wtedy każdemu kolorowi farbki jakieś znaczenie, które później miałam wykorzystywać w swojej pracy.
Otworzyli mi w ten sposób drogę do sztuki. Nigdy nie namalowałam niczego konkretnego (chociaż kiedyś Yngvi powiedziała, że parę różowych krech na jednej z moich pracy wygląda trochę jak wilk), ale uwielbiałam bawić się fakturą. Grubą warstwę farby rozprowadzałam liśćmi i odciskałam w niej muszelki albo połówki kokosów. O kolorze żółtym wiedziałam na przykład tylko, że jest ciepły, wesoły i taki jak piasek (co kompletnie mi do siebie nie pasowało), ale pan Dernet zawsze mówił, że prace są bardzo ładne. A ja zawsze byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Tym razem pan Dernet nawet nie czekał na spóźnialskich ze swoimi zajęciami, a każde przybycie po czasie, wydawałoby się, ignorował. Dobrze że przyszłam na jego lekcje od razu po logice - nie wszyscy mieli tyle szczęścia.
- Dzisiaj mam dla was coś trochę innego. - zaczął, gdy przybyła większość zajęła miejsca. - Nie mamy wystarczająco instrumentów do własnego użytku, a szukanie kogoś, kto jest w stanie nam jakiś pożyczyć trochę zajmuje. Postanowiłem więc, że zrobimy własne.
Przestąpiłam z łapy na łapę. Zajęcia związane z muzyką były najlepsze!
- Większość tej lekcji poświęcimy na konstrukcję bębnów, na następnej zajmiecie się ich ozdobą. Przygotowałem wam wcześniej materiały - Trącił coś z metalicznym brzdękiem. - Wybierzecie sobie po jednym pudle rezonansowym i...
- Po jednym czym? - spytała Yngvi, wyraźnie zaintrygowana.
- Pudle rezonansowym. - powtórzył wolniej Dernet, podkreślając każdą sylabę. - Dźwięk będzie w nim rezonować, czyli drgać i odbijać się w jego wnętrzu, co bardzo go wzmocni.
Na chwilę przerwał. Spróbowałam sobie wyobrazić jakby to było stać w takim rezonującym bębnie i od samej tej myśli rozbolała mnie głowa.
- Weźmiecie po jednym pudle i po jednej membranie, czyli napiętej powierzchni, w którą będziecie uderzać. Możecie mieć problemy z jej prawidłowym umocowaniem, więc nie bójcie się prosić o pomoc.
- A my w to będziemy... łapkami uderzać? - spytała cicho Nikaella.
- Jak ten wielki kolczasty odmieniec! - ucieszył się Kaiju.
- Możecie uderzać łapkami - tak jak Baldor, Kaiju - albo zrobić sobie pałeczki.
To było... Naprawdę fajne. Może nigdy nie podobało mi się walenie w bęben (co to za muzyka?), ale zrobić taki własny...?
- No to co? - Miałam miłe wrażenie, że Dernet się uśmiecha. - Proszę, wybierajcie!
Zrobił się hałas i ruch. Wszyscy zerwali się by sięgnąć po upatrzone wcześniej zdobycze; natychmiast rozbrzmiały głośne sprzeczki o jedyną żółwią skorupę w stercie. Nie byłam zadowolona z tego, że muszę poczekać, jeśli chcę się przyjrzeć materiałom. Nie miałam najmniejszych szans zrobić tego dość szybko, by jeszcze zagarnąć dla siebie upatrzoną zdobycz. Poczekałam więc, aż tłumek trochę się przerzedzi i podeszłam do stosu. Sięgnęłam do niego łapą i sprawdziłam co pozostało. Z rozczarowaniem stwierdziłam, że do wyboru nie mam już nic poza dwiema nie wiadomo jak starymi i brudnymi puszkami oraz kawałkiem wystrzępionej skóry.
Przez myśl mi przeszło, by wziąć obie i zrobić podwójny bęben, ale szybko stwierdziłam, że materiału na membranę nie wystarczy. Nie straciłam jednak nadziei i zawołałam pana Derneta.
- Poczekaj chwilę, Silee - odparł. - Pomagam teraz Kaiju.
Poczekałam. W końcu łapy nauczyciela zaszurały na piasku.
- Słucham - powiedział.
- Nie ma może więcej takiej skóry? Chciałabym zrobić podwójny bęben - nadstawiłam uszu z nadzieją.
- Niestety zostało tyle, ile widzisz. Może popytaj koleżanek i kolegów, czy nie mają trochę w nadmiarze?
Tak też zrobiłam, ale nikt nie zgodził się podzielić. Chcąc nie chcąc wzięłam tylko jedną puszkę. Przeturlałam ją nad wodę (za nic nie mieściła mi się w pyszczku), żeby pozbyć się grubej warstwy brudu i przy okazji opłukać łapy z piasku. Następnym krokiem było umocowanie membrany, do czego przygotowałam sobie gruby sznurek.
Nie bardzo wiedziałam jak się za to zabrać. Nałożyłam skórę na puszkę i sprawdziłam jak dużo mam nadmiaru do obwiązania. Nie wyglądało to źle. Z pewnym trudem zawiązałam supeł i na próbę uderzyłam w bęben. Membrana zapadła mi się pod łapą, nie wydając najcichszego dźwięku.
Próbowałam wielokrotnie, ale nie ważne jak mocno zaciskałam węzeł, skóra i tak się wysuwała. Z frustracji zaczynało mnie ściskać w gardle, ale nie chciałam przyznawać się do porażki. Słyszałam jak coraz więcej szczeniaków wstaje i rusza na poszukiwanie ozdób, a świadomość tego, że zostaję w tyle jeszcze bardziej mnie irytowała.
- Potrzebujesz pomocy? - spytał nauczyciel, przechodząc obok.
Przez chwilę biłam się z myślami, ale w końcu postanowiłam odpuścić. Pan Dernet był przecież miły.
- Tak - westchnęłam.
By przytrzymać skórkę, nauczyciel wbił w jej końce parę ćwieków i zawiązał sznurek jeszcze raz. Zaraz potem wstał i zawołał wszystkie szczeniaki:
- Na dzisiaj to koniec, dokończymy na następnej lekcji. Bębenki zostawcie u mnie, ale zebrane ozdoby zabierzcie ze sobą. Nie chcemy przecież żeby się pomieszały, prawda?
Na pożegnanie wypróbowałam swój instrument, uderzając w niego łapą. Wydał z siebie krótki, wysoki dźwięk.

<C.D.N.>

Uwagi: brak.

Zdobyto: 20 czerwonych⎹ 50 pomarańczowych⎹ 45 zielonych⎹ 16 niebieskich⎹ 29 granatowych⎹ 26 fioletowych⎹ 13 różowych odłamków


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz