poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Od Lind "Szczęśliwa rodzina" cz. 2



Grudzień 2026
Poczułam skurcz brzucha. Najpierw jeden, potem drugi. Serce podchodziło mi do gardła. Z całych sił pilnowałam, by nieświadomie nie sięgnąć po energię magiczną; zdarzało mi się to robić pod wpływem emocji. Teraz jednak skończyłoby się to katastrofą; z wichrem przywołałabym ogień. Wichura sprawiła, że nawet coś tak prostego, jak skrzydła, również formowało się z udziałem płomieni. Bałam się, że gdybym teraz użyła magii, mogłabym poważnie skrzywdzić wszystkich wokoło; Crane'a, Ellamarię, także siebie i szczenię. To ostatnie przerażało mnie najbardziej.
– Nadal nie umiem kontrolować tej nowej mocy... – wymamrotałam, spoglądając na swojego partnera. – Ja naprawdę próbowałam... Ja... Ja nie chcę zrobić ci krzywdy
– Tak, wiem. Spokojnie – wyszeptał. Położył łapę na mojej. – Oddychaj. Masz Medalion, wszystko będzie dobrze.
– Crane, boję się.
– Będzie dobrze. Morgan zaraz przyprowadzi Torance.
– A... a co jeśli... – Złapałam go mocniej za łapę. – Jeśli...
– Przede wszystkim oddychaj. Wdech... i wydech... – powtarzał Crane. Co jakiś czas zerkał na Ellamarię, by nie przegapić sygnału, gdyby faktycznie coś było nie tak. Lekarka na szczęście wyglądała na spokojną.
Wkrótce ujrzałam nadbiegającego Morgana, a tuż za nim Tori. Moja przyjaciółka natychmiast przysiadła obok mnie. Bez zbędnych słów użyła swojego wspaniałego talentu; zapewne Morgan już wszystko wyjaśnił jej po drodze. Torance tak skupiła się na swojej misji, że nie posłała Crane'owi nawet jednego krzywego spojrzenia.
Moje serce się uspokoiło. Oddech zwolnił. Poczułam absolutny spokój. Szkoda, że sama nie umiałam wprowadzać siebie w taki stan; życie byłoby wtedy o wiele łatwiejsze.
***
Wreszcie nadszedł moment, w którym usłyszeliśmy pisk maleństwa. Ellamaria bardzo ostrożnie położyła go przy moim brzuchu. Miał różowy pyszczek i łapki, a resztę ciałka rudą. Dostrzegłam przy jego główce coś podobnego do niebieskawego puchu. Szczenię całkiem szybko znalazło pokarm. Nagle poczułam, że Crane otarł z mojego pyska łzę. Zbyt skupiłam się na tym przepięknym widoku, by zauważyć, że płaczę. Po raz pierwszy w życiu nie wstydziłam się takiej reakcji. Wszystko się dobrze skończyło. Wszystko było dobrze.
– To samiczka – mruknęła Ellamaria.
– Jak chcecie ją nazwać? – spytała Tori.
Spojrzeliśmy na siebie z Crane'm. Chociaż mój partner był z początku przeciwny wczesnemu wybieraniu imion, ostatecznie omówiliśmy kilka opcji zanim mała przyszła na świat. Teraz już bez słów byliśmy w stanie zgodzić się, jak nazwiemy naszą córeczkę.
– Firia – wyszeptałam.
– Na imię jej Firia – powtórzył głośniej Crane.
Morgan pociągnął nosem, spoglądając na popiskujące szczenię. Widać w nim też zbierało się zbyt wiele emocji. Mój partner poklepał go po ramieniu.
– Opiekuj się dobrze swoją siostrą.
– Będę – odparł Morgan. Chyba nigdy nie słyszałam, by mówił o czymkolwiek z tak wielkim przekonaniem.
Kiedyś myślałam, że poznałam szczęście w dniu, w którym wyruszyłam po Wichurę. Później myślałam, że najszczęśliwszym był moment, w którym odnalazł mnie Ting. A potem zostałam mamą dla Morgana, wyszłam za Crane'a, usłyszałam, że jestem w ciąży... A potem okazało się, że Babcia nie miała racji co do Strażników.
Dziś jednak było jeszcze wspanialsze. 
Żałowałam tylko, że nie było z nami Tinga. Ciekawe co by powiedział. Znów by pogratulował? A może nie powiedziałby nic.

Uwagi: Niepoprawna data.

Zdobyto: 5 czerwonych⎹ 9 pomarańczowych⎹ 26 zielonych⎹ 6 niebieskich⎹ 11 granatowych⎹ 8 fioletowych⎹ 6 różowych odłamków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz