czwartek, 13 sierpnia 2020

Od Violi "Wspaniałe podróże wspaniałego podróżnika" cz. 2 (cd. chętny)


Grudzień 2026
Siedziałam w tym dole naprawdę długo. Wreszcie zdołałam uspokoić swoje nerwy i wrócić do wilczej postaci. Powoli otworzyłam oczy. Rów nie był już rowem, a małym wgłębieniem, gdzie ledwo mieściła się moja drobna sylwetka. Wzrok skierowałam w miejsce, z którego przybyłam. Ani śladu jakiekolwiek pościgu. Podniosłam swoje cztery litery i otrzepałam kurz z sierści. Oglądając się za siebie, położyłam łapę na ziemi nad dołkiem. Po chwili odwróciłam głowę. Wtedy otarłam się nosem o mordę jakiejś dziwnej postaci. Mój wzrok skrzyżował się z jego zimnym spojrzeniem.
Potwór! Otoczył mnie!
Odskoczyłam z głośnym wrzaskiem. Stwór cofnął się pod drzewo. Widziałam jak przybrał postawę bojową. To monstrum było ogromne i przerażające. Miał czaszkę zamiast głowy, ogromne zębiska, szpony sięgające, aż do ziemi. Stał na dwóch nogach, gotów skoczyć na swoją ofiarę i brutalnie ją rozszarpać.
– N… nie jedz mnie – wydukałam. – Zobacz jak marnie wyglądam… sama skóra i kości. I smakuję paskudnie! – Wlepiłam spojrzenie w monstrum. Nie wyglądało na przekonane moimi argumentami. –W... widzisz jaki mam kolor? Jestem trująca! Nabawisz się niestrawności! I skrętu kiszek!
Pomimo nadal wyciągniętych pazurów, postać nie zaatakowała.
– Jesteś... wilkiem? – usłyszałam delikatny, jakby żeński głos.
Spojrzałam na swoje kończyny, myśląc, że znów jestem ptakiem. Ujrzałam jedynie trzęsące się ze strachu wilcze łapy.
– Tak… Chyba tak. Chyba, że jesz wilki! Wtedy nie! – dodałam szybko. – Jestem… jestem tchórzofretką. Może być? Jesz tchórzofretki?
Chyba swoją paplaniną zagięłam potwora. Przez chwilę milczał i wciąż nie używał pazurów. Potem jednak powoli zbliżył się do mnie. Serce mi zamarło.
– Nie powinnaś być tu sama – Postać poprawiła coś przy swoim ciele. Chyba były to wędrowne tobołki.
Słowa stwora wybrzmiały w mojej głowie. "Sama"... No jasne!
– Sama? Ha! Nie jestem sama. – Już czułam smak zwycięstwa. – Właśnie otoczyło cię moje stado potężnych, wielkich wilków! Czekają na mój znak by cię rozszarpać na kawałki!
– Mijasz się z prawdą… – Brzmiała trochę, jakby udało mi się ją nastraszyć, ale stała nie wzruszona. – Jednak tu w pobliżu faktycznie jest stado wilków.
– C-co? Są tu jakieś ... jakieś... – przełknęłam ślinę. – ...wilki?
– Wielkie stado. Powinnaś do nich pójść.
– Jak do nich iść? – Zaczęłam się nerwowo rozglądać, podkulając ogon. – Skąd mam wiedzieć, czy to bezpieczne?
Nikt mi nie odpowiedział.
– Hej, gdzie ty jesteś?
Postać zniknęła; znów zostałam sama. Pomału ruszyłam do przodu, co chwila się rozglądając. Każdy szelest, każdy hałas pobudzał moja czujność. Wielkie stado wielkich wilków... Czy one są przyjazne? Może nie lubią gości? Jestem w dżungli… A co jak one są kanibalami i noszą czaszki wrogów jak ubrania?!
W oddali usłyszałam wilcze wycie. Tego już dla mnie za wiele, nie wytrzymam tej presji! Wystarczył szelest gałęzi nieopodal i już byłam w biegu. To teraz zginę, to już koniec. Szybko schowałam się pod ogromnym korzeniem drzewa. No, może trochę przesadziłam z wielkością; mogłam ukryć tylko górną cześć swojego ciała. Schowałam głowę pod łapami. Czekałam tak z nadzieją, że nikogo nie spotkam…

<chętny?>

Uwagi: brak.

>> Następna część >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz