niedziela, 19 maja 2019

Od Crane'a "Odsłonięte kły" cz. 1

Listopad 2023
Wyszedłem z ożywionego tłumu i wkroczyłem na pole walki. Nie ma już odwrotu. Naprzeciwko mnie stanął inny magiczny wilk. Mógł mieć maksymalnie cztery lata. Dzieliło nas maksymalnie osiem metrów metrów. Wkrótce ten dystans zmaleje, jeśli któryś z nas zechce zadać pierwszy cios. Mój przeciwnik wypuścił nosem powietrze. Z jego nozdrzy wypłynęły kłęby dymu. Basior nie krył faktu, że jego żywiołem przewodnim jest ogień. Wskazywało na to także umaszczenie tego osobnika; brąz i czerń przeplatane z połyskującymi pasami układającymi się w kształty płomieni.
Otaczający pole walki zaczęli coś krzyczeć. Przyszli tutaj oglądać krwawy pojedynek i domagali się jego rozpoczęcia. Ruszyłem wolnym krokiem wzdłuż wyznaczonej nam granicy, nie opuszczając wzroku z oponenta. Wilk zrobił to samo.
- Potraktuję cię łagodnie, rudzielcu! - rzucił szyderczo basior i wyszczerzył złośliwie zęby. Był wyjątkowo pewny siebie.
Nie odpowiedziałem mu. Zająłem się szybkim ocenieniem mocnych i słabych stron mojego przeciwnika. Podstawowym problemem mogą być jego umiejętności związane z żywiołem. Nie mam absolutnie niczego przeciwko centralnemu uderzeniu płomieni - pomyślałem. Wtedy wczułem, że ten konkretny wilk miał fobię, którą będę w stanie wykorzystać przeciwko niemu - jadowite węże. W mojej głowie zaczęły się układać plany, jak mógłbym przeprowadzić odpowiednie ofensywy z użyciem mocy strachu.
Basior nie wytrzymał już dłużej. Skoczył w moją stronę rozdziawiając paszczę. Uniknąłem ataku, lecz nie uciekłem dostatecznie daleko. Zanim podesłałem mu jakąkolwiek wizję, już zdołał sięgnąć kłami mojej szyi. Wgryzł mi się w kark od góry i próbował przewrócić. Warknąłem z bólu. W żaden sposób nie byłem w stanie go odepchnąć. Ból utrudniał zebranie myśli. Zupełnie się odzwyczaiłem od tego uczucia, nosząc przez miesiące Medalion Nieśmiertelności. Usłyszałem, jak widzowie dopingują mojego przeciwnika głośnymi okrzykami. Nowo powstała rana na mojej szyi pulsowała.
Dopiero po chwili zdołałem zmusić wilka do ucieczki. Wykorzystałem do tego nieistniejącego węża, który ześlizgnął się z mojego grzbietu prosto na atakującego. Słysząc agresywne syczenie, basior mimowolnie uwolnił mnie z uścisku szczęk. Odskoczył metr dalej. Chociaż starał się tego nie okazywać, wyczułem wyraźnie jego strach. Teraz jest moja szansa! Ruszyłem w kierunku przeciwnika, podsyłając mu widok kolejnych pełzających gadów. Wilk stał w miejscu, jak wryty. Zdołałem go zupełnie zdezorientować i porządnie zestresować. Na tyle, bym wbił kły i pazury w niego. Moich uszu dobiegła kolejna fala wrzawy, tym razem innej części oglądających starcie. Zapewne tych, którzy postawili pieniądze na mnie.
Zdołałem przewrócić mojego przeciwnika na bok i przycisnąć go ziemi. Jedną łapę oparłem na jego pysku, by nie mógł skutecznie kontratakować. Nie zdołałem jednak go tak utrzymać zbyt długo. Basior odepchnął mnie i wbił zęby w moją prawą łapę. Znów wydobył ze mnie warknięcie bólu. Uderzyłem pazurami jego głowę, prawie trafiając oczy. Tyle nie wystarczyło, żeby przeciwnik mnie wypuścił. Zamiast tego szarpnął, przez co straciłem równowagę. Uderzyłem pyskiem o ziemię.
Skupiłem się, by nastraszyć go kolejnym wężem, tym razem kobrą która znikąd wyskoczyła w jego stronę. Basior znów pozwolił wygrać swoim instynktom i natychmiast wycofał się. Zaczął omiatać wzrokiem podłoże, w poszukiwaniu węża, który już zniknął. Powoli wstałem i skupiłem się na umyśle przeciwnika. Wkrótce z jego perspektywy zamieniłem miejsce naszego starcia na jaskinię pełną jadowitych węży. Wilk przyspieszył oddechu. Jego spojrzenie stało się puste. Postawił uszy, chociaż docierało do nich teraz tylko nieprzyjazne syczenie.
Wtedy poczułem, że nie utrzymam tak wyrazistej iluzji zbyt długo. Bardzo dawno nie tworzyłem tego typu wizji. Ruszyłem w kierunku przeciwnika. Byłem już bardzo blisko niego, lecz wtedy on ryknął i zaczął strzelać z łap kulami ognia. Płomienie leciały we wszystkich możliwych kierunkach. Basior nie rozumiał sytuacji; przestał wierzyć swoim zmysłom. Postanowił więc atakować. Nieważne, czy mnie, czy przed pełzające gady. Przywarłem do ziemi, zaskoczony tym ruchem. Mój przeciwnik dotychczas nie używał swojego żywiołu, zapewne to było to "łagodne traktowanie", o którym wspominał. A teraz złamał swoje postanowienie. Doprowadziłem go do stanu desperacji. Niedobrze, bardzo niedobrze.
Widzowie odsunęli się, lecz płonące pociski i tak by nie dosięgnęły większości z nich. Basior nie tracił energii, by rzucać ogień na odległości przekraczające pięć metrów.
Zdecydowałem, że muszę spróbować pomimo tego do niego dotrzeć. Zdawałoby się, iż szanse na oberwanie kulą ognia były stosunkowo małe. Wilk nie miał pojęcia gdzie jestem. Przed jego oczami były tylko węże. Skoczyłem w jego kierunku. Trafiłem pazurami jego pysk. Sekundę później, poczułem falę piekącego bólu na lewej nodze i klatce piersiowej. Mojego nosa sięgnął swąd przypalonej skóry. Zacisnąłem zęby i syknąłem. Nie pozwoliłem jednak, by to mnie zatrzymało. Zadawałem kolejne ciosy, próbując utrzymać iluzję jak najdłużej. Wytrzymała jeszcze niecałą minutę; dokładnie tyle, ile trzeba było. Basior przestał atakować z użyciem swojego żywiołu.
- Dosyć! - wydusił.
Ugięły się pod nim łapy. Odsunąłem się od niego. Zostawiłem też w spokoju jego zmysł wzroku i słuchu. Węże zniknęły. Do basiora, z którym walczyłem podeszły dwa wilki. Kiedy zobaczyli, że nie miał siły opuścić z nimi miejsca walki, zmienili się w ludzi i podnieśli swojego kumpla, po czym cała trójka zniknęła w głośnym tłumie. Przejechałem wzrokiem po tej dzisiejszej widowni. Część śmiała się pod nosem, ale wielu pozostałych szurało zębami i spoglądało na zaistniałą sytuację z wielką furią. 
Też nie byłem zadowolony, kiedy straciłem Belloss na obstawianiu walki... Ale to nie jest tak, że zwykły wilk potrafi przewidzieć z absolutną pewnością, kto wygra. Sam już nie wiem, czy spodziewałem się swojego zwycięstwa. W końcu warunkowało o nim wiele czynników. Wystarczyłoby kilka drobnych różnic w przebiegu walki, by to moją osobę musiał ktoś stąd wynosić. 
Podszedłem do tłumu. Niektórzy poklepywali mnie po ramieniu, mówiąc, że dobrze mi poszło, inni mówili coś o jakimś Patricku, który będzie w stanie mi pomóc z tymi opatrzeniami. Odpowiadałem im wszystkim krótko, byłem naprawdę zmęczony. Jakiś młody wilkołak spytał, jakiej techniki użyłem.
- Nie mogę ci powiedzieć. Nie wiem, czy nie będę walczył jeszcze z tobą - odparłem, uśmiechając się dumnie, na tyle, na ile pozwalał mi ból.
Byłem z siebie naprawdę zadowolony.
Pośród masy nieznanych mi osób dostrzegłem pewną osobliwą, czarną sylwetkę. Była to Yuki. Patrzyła na mnie trudnym do odczytania wzrokiem. Nie potrafiłem na jego podstawie określić, czy przyszła tylko popatrzeć jak wilki i inne stworzenia zrywają z siebie skórę dla rozrywki, czy może chciała się też wzbogacić. Jeśli to drugie, to nasuwało się pytanie, na którego z nas postawiła pieniądze. Moje wątpliwości rozwiał dopiero łącznik, wręczający waderze sakiewkę z brzęczącymi monetami. Samica uśmiechnęła się pod nosem i dopiero wtedy ruszyła za pozostałymi w kierunku centrum miasta. Basior, dzięki któremu się tutaj znalazłem, podszedł także i do mnie.
- Jutro możesz odebrać swoje Belloss. Tylko odpocznij trochę, zanim tu wrócisz.

<C. D. N.>

Uwagi: brak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz