sobota, 29 czerwca 2019

Od Lind "Przypadkowe znalezisko"

Grudzień 2023
Wszyscy członkowie watahy twierdzili, iż ceny w Białym Mieście są niewyobrażalnie wysokie. Tak więc, nawet nie zakładałam, że to, co zarobiłam na zleceniach, wystarczy na dobry posiłek każdego dnia. W tej sytuacji całkiem często odwiedzałam Crane'a. Nie musiałam nawet daleko chodzić; traf chciał, że mieszkał w tym samym zajeździe, co ja. 
Dzisiejszego dnia po raz kolejny spytałam mojego przyjaciela o Naszyjnik Pożywienia. Basior sięgnął więc do tej samej szuflady, co zwykle, lecz wyjątkowo nie znalazł tam wisiorka. Wówczas zaczął kręcić się po całym pokoju, zaglądając w każdy kąt. Co jakiś czas stawał na środku pomieszczenia i pytał sam siebie o miejsca, gdzie jeszcze nie szukał. Parę razy zaproponowałam pomoc, ale Crane na to odpowiadał, że na pewno zaraz znajdzie Naszyjnik i szkoda mojej fatygi. Ilekroć wypowiadał te słowa, miałam wrażenie, że jego głos był inny, niż zwykle. Ton wahał się, ale na pewno nie ze stresu...
- Pierzasta, chodźmy stąd, to strata czasu - mruknął Ting, siadając na podłodze. Z jakiegoś powodu tego dnia przyszedł na obiad za mną.
- Ja cię nie trzymam, możesz stąd iść - westchnęłam.
Jednakże w duchu podzielałam to zniecierpliwienie i znudzenie sytuacją. Crane biegał po pokoju już dobre dziesięć minut, ja w odróżnieniu od Odmieńca niczego dziś nie jadłam (Ting pożarł dziś garść żuków gwoli ścisłości. Zdechłych żuków!). 
- Naprawdę, zaraz go znajdę - wtrącił Crane i zajrzał pod swoje posłanie. - Ha! Mówiłem! - Wczołgał się dalej, by dosięgnąć wreszcie odnalezionego przedmiotu.
"No, mówiłeś to już parę razy" - pomyślałam. Tak czy owak, cieszyłam się, że skończyło się czekanie. Basior podszedł do mnie z Naszyjnikiem w pysku.
- Dziękuję - Z szerokim uśmiechem wzięłam od niego wisiorek. - Za parę minut ci go oddam - wymamrotałam.
- Wiesz, przyjdź później - odparł. - Pewnie nie będzie mnie w zajeździe.
- Tak? - odłożyłam na chwilę Naszyjnik. Wtedy przejął go Ting.
- Czekam w twoim pokoju, Pierzasta - rzucił Odmieniec i ulotnił się z pola widzenia.
- Hej!
Pobiegłam za nim. W końcu ja wypożyczam ten przedmiot od Crane'a i za niego odpowiadam. Naszła mnie obawa, że Odmieniec może go uszkodzić.
- To pa, Lind! - zawołał za mną Crane.
Wpadłam do swojego pokoju. Ting nawet nie zdążył zamknąć za sobą drzwi. Zastałam tam Odmieńca zakładającego sobie wspomniany wcześniej wisiorek na szyję.
- O, szczerze myślałem, że będziesz dłużej zagadywać Jednookiego - oznajmił Strażnik Wichury na mój widok.
Westchnęłam ciężko.
- Oddaj Naszyjnik. Ja pierwsza go użyję - rzuciłam.
- Teraz to już ja mogę ci wyczarować tę twoją sarnę - mruknął Odmieniec.
- Tym razem nie chciałam sarny. Do czego tobie jest potrzebny Naszyjnik? - spytałam, wyciągając łapę po omawiany przedmiot.
Ting wykonał dwa szybkie kroki w tył.
- Baldor odkrył, że gdzieś tu w konstrukcji budynku są mrówki - Skinął na siedzącego w kącie "jeżozwierza". - Chcemy je zwabić za pomocą mięsa. Ten dziwny gatunek nie jest łasy na słodycz.
- No... dobra... - mruknęłam. - Chwila, skąd wiesz, że nie? 
- W paru miejscach w mieście można dostać darmowe saszetki z cukrem - odparł Odmieniec.
Kryształy z Naszyjnika zaczęły delikatnie połyskiwać. Chwilę potem, pojawił się przede mną kawał mięsa. Zamruczałam niezadowolona, ponieważ nie zdążyłam powiedzieć Tingowi, co miałam ochotę dziś zjeść. Nie mniej jednak, nie chciałam, by to, co już wyczarował Odmieniec, zmarnowało się. Powąchałam swój posiłek. Mięso kozicy! Bez namysłu zatopiłam zęby w tej delicji i odgryzałam łapczywie kolejne kawałki. Stęskniłam się za takim smakiem. W sumie przypominał mi trochę o terenach, które opuściliśmy. Mam wrażenie, że minęły najwyżej dwa tygodnie od momentu odlotu, a nie długie miesiące.
Po skończonym, sycącym posiłku ruszyłam do wyjścia. Na odchodnym obejrzałam się na Odmieńce. Ting rozkładał przy ścianie kawałki niedojedzonego przeze mnie mięsa, a Baldor śledził wzrokiem poczynania swojego "kuzyna".
- Macie potem posprzątać ten bałagan.
- Jeśli przyjdą mrówki one to posprzątają - oblizał się Ting.
- Chyba, że nie przyjdą - mruknął Baldor.
- Nie kracz! - rzucił Strażnik Wichury.
Opuściłam pokój i przymknęłam za sobą drzwi. Planowałam tego samego dnia jeszcze raz przejść się wzdłuż miasta, którego nadal nie zwiedziłam do końca. Jednak nie chciałam iść na tak długi spacer sama. Na towarzystwo Tinga rzadko mogłam liczyć, odkąd zrobiło się na dworze naprawdę zimno. Tak więc, zastukałam do pokoju Leah. Odpowiedziała mi cisza. Odrobinę zawiedziona, poszłam dalej korytarzem. Zatrzymałam się przed drzwiami Tori i Asa. Zapukałam w te drzwi tak samo, jak w poprzednie, ale znów nikt nie otworzył. Uderzyłam jeszcze parę razy. Nic to nie dało. Westchnęłam. Pomyślałam jeszcze o paru innych wilkach z watahy, które znam lepiej, lecz po namyśle, nie miałam ochoty na spotkanie z nimi. Cóż, widać jednak czeka mnie samotny spacer.Wyszłam z zajazdu i nabrałam w płuca zimnego powietrza. Bez dłuższego namysłu wybrałam kierunek wędrówki. Postanowiłam, że po prostu spróbuję iść ulicami, których wcześniej nie widziałam. W końcu to olbrzymia metropolia. Pewnie nawet pół roku nie wystarczyłoby, by zwiedzić ją całą.
Szłam powoli; podziwiając otaczające mnie budynki. Miałam wrażenie, że każda budowla szczyciła się unikalnym stylem architektonicznym. Jedynymi elementami wspólnym, spajającym tę część miasta, były metalowe słupy zakończone latarniami. Zbliżał się już wieczór, więc im dalej szłam, tym więcej z nich było zapalonych. Raz nawet minęłam latarnika. Oczywiście był to wilk władający ogniem; jakżeby inaczej? Nie mogłam jednak się mu dokładniej przyjrzeć. Biegł od jednego słupa do drugiego tak szybko, że ledwo wychwyciłam kolor jego futra. Przystawał tylko na ułamek sekundy, używał swoich mocy i pędził dalej. Ciekawe ilu latarników jest w całym mieście. Ciekawe jak powoli rozświetlane miasto wygląda z góry...
Spojrzałam na niebo. Przez chwilę chciałam przywołać skrzydła z wiatru, lecz na widok patrolu straży odrzuciłam tę myśl. Kto wie, czy loty nad miastem również nie są zabronione. Opuściłam pyszczek i poszłam dalej, próbując nie zwracać większej uwagi na uzbrojone wilki.
Po półtorej godziny nie było już widać nawet jednego promienia słońca. Trafiłam na kolejną, nieznaną mi wcześniej ulicę. Tu na co drugiej kamienicy lśniły płaskorzeźby z polerowanego marmuru. Jedna była tak długa, że musiałam cofnąć się pod przeciwległą ścianę, żeby ją ogarnąć wzrokiem. Wówczas poczułam pod poduszką łapy jakiś przedmiot. Chyba kawałek materiału. Cofnęłam się i spróbowałam zlokalizować rzecz, na którą nastąpiłam.
Wyglądało to, jak jakieś rękawice. Nie miałam co prawda wiele razy do czynienia z tą częścią ludzkiej garderoby, lecz przynajmniej znałam nazwę i zastosowanie. Podniosłam znalezisko, używając mocy wiatru. Odgarnęłam z niego warstwę kurzu. Tak, zdecydowanie para rękawiczek. Wyglądały na wykonane ze starannie wyprawionej skóry. Obróciłam je i odkryłam, że zewnętrzna część była wysadzana pięknymi zielonymi kamieniami szlachetnymi.
Byłam pewna, iż ktoś je zgubił. Chyba, że były zaczarowane; na przykład przynosiły pecha. Wtedy właściciel mógł je celowo wyrzucić. Uznałam jednak, że tak, czy inaczej chcę wiedzieć, skąd się tu wzięły. Wtedy będę mieć pewność, czy ja też powinnam ich się pozbyć, czy powinnam ich komuś oddać. Byłam prawie pewna, że to nie jest tani towar. Nawet jeśli są niebezpieczne, nie boję się przetrzymać je przez parę godzin. Noszę przecież Medalion Nieśmiertelności! 
Schowałam znalezisko do torby i ruszyłam dalej. Na oglądanie płaskorzeźb będzie jeszcze czas. Nie byłam jeszcze pewna, do kogo się zwrócę. Po jakimś czasie minęłam tablicę ogłoszeń. Nie tę samą, na której znalazłam zlecenie na Tantibusy, czy to o gryfie. Zatrzymałam się. Pomyślałam, że jeśli ktoś szuka tych rękawic, być może zostawił informacje właśnie tutaj. Zaczęłam pobieżnie oglądać przyczepione do tablicy kartki. Jedno ogłoszenie istotnie traktowało o zaginionych rękawicach; ich opis dokładnie pokrywał się z wyglądem tych, które znalazłam! Przyjrzałam się dokładnie podanemu adresowi właścicielki i pobiegłam jej szukać.
Ech... Czas na kolejne pytania o drogę.
***
Nie wiem ile czasu to zajęło. Może godzinę, ewentualnie pół. Najważniejszy był fakt, że znalazłam apartament, w którym mieszkała właścicielka zaginionych rękawic - niejaka Madame Harold. Zastukałam do drzwi, lecz tak samo, jak w zajeździe, nikt nie otworzył. Spróbowałam jeszcze kilka razy, ale wciąż nikt nie dał znaku życia.
Przecież nie jest jeszcze tak późno... Chyba, że domownicy idą spać naprawdę wcześnie. A może dziś nocują gdzie indziej? Ewentualnie wyprowadzili się... Ale na ogłoszeniu był ten adres, a ono nie wyglądało na stare!
Wtedy dostrzegłam u góry zdobionych drzwi małe okienko. Wspięłam się na tylnych łapach, gotowa zajrzeć przez nie do środka, ale straciłam równowagę. Wtedy w jakiś sposób moja przednia łapa uderzyła w dziwny kształt, wystający ze ściany. Zdołałam wylądować na czterech nogach i nie spotkać się z ziemią. Nagle moich uszu dosięgnął dźwięk przypominający bicie zegara. Dobiegał chyba z apartamentu Madame Harold. Podniosłam uszy i spojrzałam w tamtą stronę.
Po chwili ujrzałam, że z okna w drzwiach połyskiwało wątłe światełko. Następnie usłyszałam szczęk zamka. Wkrótce stanął przede mną pewien osobliwy humanoid. Tak właściwie, połączenie człowieka i smoka o czerwonych łuskach. Pani domu zamrugała oczami i zbliżyła do mnie świecznik, który trzymała w łapie.
- Dobry wieczór - przywitałam się. - Madame Harold?
- Tak, to ja - odparła niskim głosem. - Czemu zawdzięczam tak późną wizytę?
- Znalazłam coś, co należy do pani - oznajmiłam i wyciągnęłam z torby rękawice.
- Co za szczęście! - Prawowita właścicielka natychmiast przejęła je ode mnie. - Bałam się, że przepadły na zawsze.
- Okazuje się, że nie - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Bardzo dziękuję - Skinęła głową. - Bardzo. Należy się pani nagroda, o której pisałam w ogłoszeniu.
Zdałam sobie sprawę, iż tak skupiłam się na zapamiętaniu wskazówek mieszkańców co do adresu, że zapomniałam, że oferowane było jakiekolwiek wynagrodzenie. Madame Harold wróciła do swojego apartamentu, by po chwili wręczyć mi sakiewkę pełną Bellos.
- Jeszcze raz dziękuję - mruknęła.

Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz