sobota, 29 czerwca 2019

Od Lind "Kolejny kurs przez Białe Miasto"

Grudzień 2023
Tak właściwie nie żałuję, że wpadliśmy z Tingiem na Tristana. Po raz kolejny nie miałam pomysłu, co powinnam ze sobą zrobić, a on nagle proponuje zapłatę za znalezienie jego pasa. Z dalszej rozmowy dowiedzieliśmy się, w których miejscach potencjalnie mógł go zostawić. Skoro nie jesteśmy stąd, "zleceniodawca" narysował nam na świstku, który znalazł w kieszeni, swego rodzaju mapkę. Oznaczał konkretny punkt orientacyjny oraz w którą stronę od niego będzie jedna z trzech knajp, gdzie ostatnio bywał.
Te poszukiwania zapowiadały się jednak odrobinę prościej, niż poprzednie; tym razem znaleźliśmy PLAN TEJ CZĘŚCI MIASTA. Zaznaczono na nim, gdzie teraz się znajdujemy i nawet uwzględniono punkty, które wskażą nam drogę do poszukiwanych lokali.
- Jak tam udał się wasz plan na zwabienie mrówek? - zagadałam podążającego za mną Tinga, który odgrywał rolę nawigatora. On trzymał w łapie świstek od naszego zleceniodawcy. Tak samo on informował, kiedy powinniśmy skręcić i w którą stronę. 
- Dziś w nocy zwiadowca przyprowadził dużą część kolonii do jednego z kawałków mięsa - odparł Odmieniec, mlaskając. - Teraz w lewo - Wskazał odpowiedni kierunek. 
Posłusznie weszłam w uliczkę skręcającą za sklep galanteryjny. 
- Starczyło ich dla was dwóch? - kontynuowałam temat. 
- Niezupełnie - westchnął Ting. - Przez Baldora trochę mrówek uciekło. 
- Co zrobił? 
- W prawo - Znów zmieniliśmy kierunek marszu. - Zamiast sięgnąć po te z boku, łapał mrówki ze środka zbiegowiska, bo tam było ich najwięcej. Tak więc, pozostałe zaczęły się rozbiegać z powrotem do szczelin między drewnem. Wtedy nie dało się już złapać wszystkich. 
- Aha, rozumiem - pokiwałam głową. - Spójrz, jest fontanna - Wskazałam łapą nieduży kształt zwieńczony posągiem lisa. 
Zatrzymaliśmy się. Odmieniec spojrzał na kartkę z rysunkiem Tristana. Chwilę myślał, a potem wybrał następny odcinek trasy, którą podążymy. 
- Knajpa będzie tam - ruszył przed siebie. 
Poszłam za nim. Wkrótce trafiliśmy do ulicy otoczonej z dwóch stron budynkami znacznie niższymi, niż w innych częściach miasta. W okolicy stały raptem dwie latarnie, więc skoro zbliżał się wieczór, jedynym źródłem światła były okna sklepów, których jeszcze nie zabito deskami. Moich uszu szybko dotarł odgłos rozbijania szkła, przelewanej cieczy, a także jakieś krzyki i śpiewy. 
Nie spodobało mi się tutaj. Biel ścian i bruku była przygaszona; prawdopodobnie przez brud. W powietrzu unosiła się mieszanka nieprzyjemnych zapachów z podkreśleniem marnej jakości alkoholu, którego nie można kupić u Elvina. Do tego po drodze minęliśmy jakiegoś człowieka z głową wilka, leżącego pośród pustych skrzyni. Oczy miał zamknięte, a jego klatka piersiowa powoli podnosiła się i opadała; spał. Warto też wspomnieć, że paskudnie cuchnął.
Wkrótce znaleźliśmy wejście do najbardziej zadbanego budynku na tej ulicy (to jednak nie znaczyło, że wyglądał ładnie). Tuż nad drzwiami wisiał szyld, którego nawet nie dało się odczytać. Wszystkie dźwięki, o których wspominałam wcześniej, pochodziły stąd. Bez przekonania weszłam do środka. 
Moim oczom ukazała się dziwaczna mozaika złożona z powywracanych stołów i krzeseł oraz skaczących, siedzących, ewentualnie leżących istot wszelkiego rodzaju. Nieprzyjemna woń i hałas uderzyły mnie jeszcze mocniej. 
- Możesz zacząć szukać Ting - krzyknęłam do towarzysza. Chciałam mieć pewność, że mnie usłyszy. 
Odmieńcowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Przemykając między stołami i krzesłami, zniknął z widoku. Zanim zdążyłam odsunąć się od wyjścia i rozpocząć własne poszukiwania, jakiś basior runął jak długi tuż przede mną. 
- Piękny dzionek, prawda? - spytał nagle, podnosząc pysk. - Chcesz zatańczyć, piękna? 
Nie odpowiedziałam mu. Zamiast tego przeskoczyłam nad nim i poszłam dalej, rozglądając się za pasem Tristana. Nie rozumiałam, dlaczego zwykł przebywać w takich miejscach. Ja nie zniosłabym tutaj nawet godziny! Użyłam żywiołu, by wytworzyć dokoła siebie cienką barierę, mającą na celu ochronę przed uduszeniem, a także ogłuchnięciem. Po chwili poczułam, że ktoś złapał mnie za ogon.
- Ej, pożycz na jeszcze jedną kolejkę - jęknął ledwo utrzymujący się na krześle człowiek. 
Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, a w drugiej ręce ściskał pusty kubek tak, jakby od niego zależało jego życie. Odsłoniłam kły w obronnym geście i odepchnęłam wiatrem tę brudną grabę, po czym poszłam dalej. Pasa dalej nie było nigdzie widać, a ja już miałam wielką ochotę stąd wyjść. 
- Pierzasta! Znalazłem! - Nagle spośród hałasu wybił się głos Tinga. 
Podniosłam wzrok i wypatrzyłam swojego towarzysza przeskakującego po głowach wilków, ludzi i innych istot. Wygląda na to, że uznał tę ścieżkę za najszybszą. Dostrzegłam w jego łapie skórzany pas; idealnie pasujący do opisu od Tristana. Odetchnęłam z ulgą i odwróciłam się do wyjścia, żeby czym prędzej opuścić to miejsce. Przeskoczyłam nad nadal leżącym tancerzem i wybiegłam na zewnątrz. Odmieniec był tuż za mną. 
- Poszło wyjątkowo szybko - podsumowałam, rozganiając barierę z wiatru. 
- Trudno się nie zgodzić - odparł Ting. - Mówiłem, żeby zacząć od tej knajpy. 
- Tak, tak to wszystko twoja zasługa... - westchnęłam od niechcenia. - Teraz wracajmy do Tristana.


Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz