niedziela, 30 czerwca 2019

Od Asgrima "Polowanie na kocura" cz. 4 (cd. Torance)

Listopad 2023
Ojcowskie uczucia były dla mnie czymś zupełnie obcym. Nie mogłem mieć szczeniaków i nawet niespecjalnie widziałem siebie w roli kochającego taty. Nie wiedziałbym jak powinienem się zachowywać i choć czasem czułem żal, że nigdy nie będę mieć obok siebie takiej małej kuleczki sierści, to w gruncie rzeczy nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo. Zawsze byłem tylko ja i Torance, bo Elena - choć traktowaliśmy ją jak członka rodziny - nie była psowatym.
Teraz, pod wpływem wspomnień Farella, które nadal były żywe w moim umyśle, miałem ochotę płakać. Wcześniej czułem szczęście, gdy patrzyłem na radosny pysk "mojej" córki, ale gdy zobaczyłem jej martwe ciało... Ból eksplodował w moim wnętrzu, wypalając gdzieś w głębi wielkie dziury. Nigdy jej nie poznałem i teoretycznie nie powinna mnie obchodzić, jednak dzielenie wspomnień uderzyło prosto w punkt, o którym istnieniu nie wiedziałem. Czułem rozpacz, która władała umysłem czarnego basiora, jednocześnie widząc swój własny żal, że poza dzisiejszym epizodem, to nigdy więcej nie poczuję jak to jest być ojcem. Nawet w obliczu takiej tragedii jak śmierć jedynej córki.
Wybudziłem się całkowicie z wizji i spojrzałem prosto na samca. Wcześniej nie widziałem bólu, który krył się pod beznamiętnym wyrazem pyska, jednak teraz mogłem go przejrzeć. Nie okazywał go, lecz to nie znaczyło, że nie czuł nic. Był równie zrozpaczony, co jego żona.
Wyciągnąłem w jego stronę łapę i lekko pogładziłem jego bark.
- Tak mi przykro...
Basior nie zareagował ani na dotyk, ani na moje słowa. Jedynie spoglądał na mnie tymi swoimi wielkimi oczyma. Gdzieś w nich błysnęło jednak uczucie, niby złota iskierka, która szybko zniknęła pod maską obojętności. Starał się, tak bardzo się starał nie pokazywać innym swoich emocji.
Prawdopodobnie wrócił do swojego dawnego legowiska. Niestety nie wiem, gdzie dokładnie to było... - usłyszałem jeszcze w głowie jego słowa.
- Jasne. Dziękujemy... - powiedziałem cicho i posyłając mu ostatnie współczujące spojrzenie, odwróciłem się do Torance. Wilczyca przyglądała nam się, marszcząc brwi. Nagle zdałem sobie sprawę, że dla niej ostatnie chwile polegały jedynie na tym - patrzeniu na nas i próbach zrozumienia, co się właśnie działo.
- Miło było pana poznać - odezwała się trochę niepewnie, a następnie dodała już w myślach - Idziemy?
Skinąłem głową i bez słowa wyszedłem z pomieszczenia. Korytarz był pusty. Żona Farella pewnie miała ważniejsze sprawy na głowie od pilnowania nas. Oczywiście, byliśmy dla niej obcymi, lecz musiała nam zaufać. W końcu tu chodziło o pomszczenie jej szczeniaka...
Krzycząc szybkie "do widzenia", wyszliśmy na dwór. Silny wiatr smagnął moje ciało i rozwiał grzywkę, która wpadła mi do oczu. Lodowate krople deszczu, który musiał zacząć lać, gdy byliśmy u naszych zleceniodawców, od razu zaczęły przedzierać się przez futro. Moja sierść nadal była na etapie zmiany na zimowe, co właśnie dotkliwie odczuwałem.
- Rozmawiałeś z nim z pomocą żywiołu - powiedziała Torance. Pewnie miało to być pytanie, lecz zabrzmiało zdecydowanie jak stwierdzenie. I to trafne.
- Aha.
Tori uniosła na mnie zniecierpliwione spojrzenie.
- I?
- Opowiem ci w jakiejś karczmie. Nie mam zamiaru stać w deszczu - powiedziałem i od razu zacząłem rozglądać się za jakimś odpowiednim miejscem.
Mojej partnerce chyba nie spodobała się taka odpowiedź. Wiedziałem, że ta chciała już zacząć działać, więc tym razem to ja musiałem być głosem rozsądku.
- Ale... Nie szukamy kota?
Wymownie uniosłem wzrok ku górze, zwracając jej uwagę na trwającą ulewę. Jedna ze spadających kropel uderzyła mnie prosto w oko, na co fuknąłem niezadowolony. Cholerny deszcz.
- Nie sądzę, by chodził ulicami w taką pogodę. Lepiej znajdźmy jakieś przytulne miejsce, co?
Wadera westchnęła głośno, jednak zrezygnowała z dalszych sporów i posłusznie ruszyła w stronę, z której przyszliśmy. Nie minęło wiele czasu, a faktycznie znaleźliśmy jakąś niewielką karczmę. Jednak nie była ona jakoś specjalnie przytulna. Powiedziałbym nawet, że ciemne i śmierdzące alkoholem miejsce ani trochę nie wydawało się przyjazne dla tak porządnych obywateli jak my. Niemniej udało nam się znaleźć całkiem stabilną ławkę oraz zamówić coś, co przynajmniej w teorii nadawało się do spożycia bez ryzyka natychmiastowej śmierci. Nawet jeśli pachniało i smakowało ohydnie.
Torance nie poruszała się z taką łatwością w czyichś wspomnieniach czy też umysłach ogólnie, więc dobrze się złożyło, że byłem tam, u Farella, wraz z nią. Żałowałem jednak, że nie mogłem przekazać jej dalej wspomnienia, które już powoli zaczynało się zacierać. Z czasem miało zostać w mojej głowie jako zwykła opowieść pozbawiona emocji, które wtedy odczuwałem wraz z Farellem. Z tego powodu musiałem się spieszyć z historią. Oczywiście, mógłbym przekazać Tori jedynie najważniejsze informacje, które ściśle dotyczyły demonicznego kocura, jednak... Po tym wszystkim potrzebowałem rozmowy i wsparcia kogoś bliskiego, a moja ukochana była najlepszym możliwym wyborem.
Kiedy skończyłem, za brudnym oknem nadal dochodził nas dźwięk ulewy, a do speluny zaczęli wchodzić goście. Każdy kolejny wyglądał coraz mniej przyjaźnie, a gdy po jakimś czasie rozpoczęli swoją wieczorną popijawę, atmosfera zaczynała robić się gorąca. Tori zostawiła na blacie kilka Bellos i czym prędzej się ewakuowała. A ja wraz z nią.
Mieliśmy zamiar wrócić do naszej karczmy, a poszukiwania rozpocząć następnego dnia. Liczyliśmy, że szybko trafimy w odpowiednie miejsce, jednak w ciemnościach uliczki były do siebie łudząco podobne. W którymś momencie natrafiliśmy na Crane'a, który wychynął nagle z wyjątkowo ciemnego przejścia między dwoma domami.
- Hej, Crane! - zawołałem go, nie bacząc na niezadowolone pomruki mojej partnerki. Wilczyca wręcz nie znosiła tego samca. Według niej jego zachowanie nie pokrywało się z jego emocjami, co było niewyobrażalnie podejrzane. Moim zdaniem była zwyczajnie przewrażliwiona, jednak z jednym miała rację: Crane był stanowczo za blisko Edel.
Na dźwięk mojego głosu basior odwrócił się w naszą stronę. Na jego pysku niemal od razu wykwitł standardowy, przyjazny uśmieszek.
- Cześć, co tu robicie o tej porze? - podszedł nieco bliżej, jednocześnie chowając się pod cienkim daszkiem nad wejściem do jakiejś kamienicy. Spryciarz.
- Szukamy naszej karczmy - odparłem - Wiesz, w którą stronę powinniśmy iść?
- To będzie w tamtą stronę - Wskazał kierunek całkiem odwrotny w stosunku do tego, w którym chcieliśmy zmierzać. - Ale jeśli chcecie mógłbym was odprowadzić.
- Odprowadzić? Nie wracasz do pokoju? - Głos Tori był wyjątkowo chłodny. Zerknąłem na nią, by się przekonać, że i spojrzenie nie należało do najcieplejszych. W takich chwilach naprawdę przypominała swoją matkę. Nie było to specjalnie dobre podobieństwo.
- Znaczy... - Basior zawahał się. - Mieszkam w tym samym zajeździe, co wy.
- Wiem. 
Szturchnąłem ją delikatnie, próbując tym samym znać, żeby odpuściła. Jednak Torance dopiero zaczynała...
- Gdzie byłeś?
- Tu i tam... - Samiec rozejrzał się na boki, nie wskazując spojrzeniem niczego konkretnego. - To moja sprawa. Mam chyba prawo do prywatności.
Zmrużył oczy, patrząc prosto na Tor. Jego ton, choć nadal swobodny, zabrzmiał odrobinę mniej przyjaźnie. Była to na tyle delikatna zmiana, że niemal od razu stwierdziłem, że pewnie udzieliło mi się przewrażliwienie mojej partnerki.
- Oczywiście, że masz - prychnęła. Już otwierała pysk, by coś jeszcze dodać, ale postanowiłem się wtrącić, zanim Tori całkowicie wyprowadzi basiora z równowagi. 
- Jeśli nie masz jeszcze zamiaru wracać, to nie ma problemu. Raczej poradzimy sobie bez ciebie.
Starałem się, żeby mój głos brzmiał możliwie jak najbardziej uprzejmie. Nie chciałem, by między nami wybuchła kłótnia, nawet jeśli ja też nie mógłbym nazwać Crane'a przyjacielem.
- Jak wolisz - skinął głową basior.
- W takim razie wielkie dzięki. Do następnego! - powiedziałem i popchnąłem delikatnie pyskiem Tori, by ta się ruszyła. Ta burknęła coś, co miało być pożegnaniem i odeszła, unosząc dumnie łeb. Co miałem zrobić, jeśli nie podążyć za nią?

<Torance?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz