niedziela, 30 czerwca 2019

Od Edel "Niebezpiecznie urocza kuleczka"

Styczeń 2024
Niech przeklęty będzie dzień, kiedy Suzanna stwierdziła, że postój w Białym Królestwie będzie dobrym pomysłem. Owszem, na początku byłam całkowicie zauroczona, jednak po kilku miesiącach miałam dość tego miejsca. Może miało to związek z tym, że Białe Miasto wraz z nadejściem zimy stało się niemożliwie szare i ponure, a może po prostu tęskniłam za otwartymi przestrzeniami. I prawdziwą zimą.
Bo choć byłam istotą raczej ciepłolubną (zwłaszcza kiedy moja sierść była rzadka i nieprzygotowana na mrozy), to lubiłam śnieg. Kochałam łapać go do pyska, czuć piekące zimno, gdy próbowałam ulepić bałwana z pomocą ludzkich dłoni czy w końcu chować się w stosunkowo ciepłej jaskini i obserwować spadające płatki.
No dobra, może w tym momencie trochę idealizowałam poprzednie zimy, patrząc przez pryzmat tego, że wcześniej moja kondycja wyglądała całkiem inaczej. Może.
W każdym razie w Białym Królestwie było raczej szaro. Mróz obejmował świat każdej nocy, by z nadejściem południa odejść dla lodowatego deszczu i błotnistej brei zastępującej puchaty śnieg. Poza tym był jeszcze wiatr. Lodowaty i silny, smagał ciała przechodniów niczym okrutny bicz.
Najchętniej siedziałabym we własnym pokoju, z dala od tego wszystkiego, jednak tamtego dnia musiałam wyjść. Potrzebowałam czegoś do jedzenia, a tak się zdarzyło, że znalazłam całkiem dobrą knajpkę, gdzie podawano rzeczy w miarę jadalne za bardzo niskie ceny. Szkoda tylko, że miejsce to znajdowało się na drugim końcu Białego Miasta.
Tak się stało, że i Redian był bardzo głodny. Od kilku dni nie mógł znaleźć na ulicach lub pobliskich domach żadnej myszy, a te w ostatnim czasie były jego głównym pożywieniem. W końcu mógł je spokojnie łapać, dodatkowo licząc na zadowolenie większości gospodarzy. Gorzej, gdy sam gospodarz był kotołakiem czy zmiennokształtnym zdolnym zmienić się w kota. W każdym razie ze względu na poważny niedobór myszy, młody kociak postanowił mi towarzyszyć. A towarzystwo Rediana oznaczało konieczność posiadania oczu dookoła głowy, by chociażby wiedzieć, co też on znowu wyprawia. Jeśli chodzi o próby uspokojenia go, to porzuciłam je już dawno temu. Kocurek był narwany i widocznie nic nie miało tego zmienić.
Tamtego dnia popołudnie było wyjątkowo zimne (choć niestety z nieba nie sypał się śnieg), co zaowocowało warstwą śliskiego lodu na ulicach. Kociak korzystał z tego, jak tylko mógł. Co rusz wbiegał na lód i zatrzymywał się, wbijając ostre pazurki tuż przed przechodniami. Kiedy ci mieli pretensje, zaczynałam udawać, że wcale go nie znam. Taki był nasz mały układ.
W którymś momencie usłyszałam głośne miauknięcie, niewątpliwie należące do mojego towarzysza. Zerknęłam w tamtą stronę i zobaczyłam, jak ten stroszy futerko w stronę niewiele większego od niego stworzonka. Tamto nie wydawało się specjalnie przejęte i nachylało się w jego stronę, próbując go obwąchać. Kociak odskoczył całkowicie przestraszony. 
- Hej, zostaw mnie! 
Westchnęłam i w kilku szybkich krokach do nich podeszłam. Puchate stworzonko niemal od razu podniosło na mnie zaciekawione spojrzenie. Z zainteresowaniem przyjrzałam się jego wielkim oczom, w których przewijały się wszystkie kolory tęczy. Co takiego było w wielokolorowych oczach że zawsze wyglądały tak ślicznie?
Moje myśli powoli zaczynały uciekać w całkowicie inną stronę, niż bym chciała. Pokręciłam mocno pyszczkiem, próbując się ich jakoś pozbyć. To nie był odpowiedni czas na myślenie o durnotach. A zwłaszcza takich, które nękały mnie i tak każdego dnia.
- Edel też zostaw w spokoju! - zawołał nagle Redian.
Kolorowe oczy przeniosły się znowu na kociaka, który wyciągnął pazurki gotowy w razie mnie bronić przed puchatą kuleczką na krótkich łapkach. Mój bohater.
- Nic jej nie zrobię - mruknęło stworzonko. Na jego pyszczek wstąpił rozbawiony uśmiech. - Chciałem tylko prosić o pomoc...
- Coś się stało? - spytałam niemal od razu.
Tęczowe ślepia znowu przeniosły się na mnie, a uśmiech zamarł.
- Zgubiłem się.
Z mojego pyszczka wyrwało się krótkie "och". Wymieniłam spojrzenia z Redianem, próbując przekazać mu, że powinniśmy mu pomóc. Kociak musiał mnie zrozumieć, bo spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Przykro mi, ale... - zaczął, jednak weszłam mu w słowo.
- Spróbujemy ci pomóc. Kogo powinniśmy szukać?
Zwierzątko zawahało się.
- Chyba Julie. To moja właścicielka. Jest wilkiem, tak jak ty - odpowiedział po chwili. Pokiwałam głową ze zrozumieniem. - Pewnie bardzo się martwi...
- Żeby jeszcze było o co... - mruknął Redian. Na szczęście nasz rozmówca go nie usłyszał. A może jedynie udawał...?
- Jak wygląda?
- Jest już prawie dorosła. Dostała mnie na swoje pierwsze urodziny. Ma błękitne futerko i zielone oczy.
Ponownie skinęłam pyskiem i chwilę się zastanowiłam. Informacji nie było zbyt wiele, więc musielibyśmy mieć duże szczęście, żeby odnaleźć właścicielkę niezwykłego stworzonka. Niemniej warto było spróbować. Waderka pewnie była do niego mocno przywiązana, a i zwierzątko za nią tęskniło.
Westchnęłam i rozkazałam Redianowi szukać uważnie wilczycy, która pasowałaby do podanego opisu. Kocurek na początku trochę marudził, ale posłusznie zabrał się do pracy. Ślizgał się po placu, uważnie jej wypatrując. Tymczasem ja wraz z nowym towarzyszem próbowałam wypytać przechodniów, czy może widzieli podobnego szczeniaka.
Minęło wiele długich chwil, zanim ktoś powiedział mi o młodej samicy, która chodziła ulicami wołając głośno "Puszek". Na te słowa mój (tymczasowy) towarzysz ożywił się i zaczął wypytywać, gdzie dokładnie to było. Zaczepiony lis wzruszył ramionami i wskazał kierunek, ostrzegając, że mogła już sobie pójść.
Puszek nie zareagował na jego słowa, tylko od razu pobiegł w tamtą stronę. Natomiast Redian (kotek już wcześniej do nas dołączył, mówiąc, że nikt jej nie widział) dołączył do niego po szybkiej wymianie spojrzeń. Jego łapy były trochę dłuższe, więc z łatwością go przegonił, by po chwili znowu wyłonić się zza zakrętu. Tym razem z młodą samicą o niebieskiej sierści. Julie.
- Puszek! Tak tęskniłam! - zawołała, podbiegając do zwierzątka i mocno je tuląc. Towarzysz odwdzięczył się cichutkim pomrukiwaniem, które odrobinę przypominało kocie.
Chciałam cichutko odejść, gdy wilczyca nagle podniosła na mnie wzrok.
- To pani go znalazła? - spytała.
Już otwierałam pysk, by odpowiedzieć, gdy ubiegł mnie Redian.
- Tak. Szukaliśmy cię, młoda.
Spojrzenie Julie przeniosło się na burego kota, a na pysk wstąpił promienny uśmiech.
- Uroczy jesteś - stwierdziła głośno, na co mój towarzysz miauknął z oburzeniem. Wilczyca nie przejęła się tym zbytnio i zaczęła szperać w niewielkiej torbie, którą przy sobie nosiła. Po chwili wyciągnęła kilka monet i wyciągnęła je w moją stronę - Niestety nie mam zbyt wiele. Wydałam ostatnio niemal całe kieszonkowe... Proszę, weź to.
Pokręciłam głową. Nie chciałam żadnej nagrody.
- Bardzo dziękujemy.
Usłyszałam nagle głos Rediana, który szybko zabrał podarowane przez Julie Bellos. 
- To ja dziękuję. Miłego dnia! - odpowiedziała wilczyca i nim zdążyłam cokolwiek zrobić, zniknęła. Dosłownie. Musiała mieć moc teleportacji.
Redian, widząc moją minę, odłożył monety na ziemie tuż pod moimi łapami i otarł się o mnie.
- Nie marudź. Chociaż zjemy w końcu coś porządnego.
Westchnęłam głośno i potargałam go łapą po głowie. Kocur miauknął urażony i odsunął się. Pomimo tego na jego pyszczku widniał łobuzerski uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz