niedziela, 30 czerwca 2019

Od Magnusa "Zakres indywidualny" cz. 2

Listopad 2023 r.
Wreszcie dotarłem pod piekarnię. Front budynku stanowiły schody prowadzące do wejścia. Po ich obu stronach widniały podłużne okna, pod którymi zaś mieściły się stoliki. Jeden z nich był pusty, a przy drugim siedziała grupka nastolatków. Była ich szóstka; dwie dziewczyny i czterech chłopców. Nastolatki rozmawiały o czymś ściszonymi głosami.
– Hej, dzieciaki – nagle zdałem sobie sprawę jak bardzo jestem nieprzygotowany. – Kolegujecie się z Yuną, prawda?
Zdecydowanie źle zacząłem. Grupka młodzieży zerknęła na mnie i natychmiast odwróciła wzrok. Jeden z chłopców, o długich, kręconych włosach, mruknął coś do drugiego, na co tamten odwarknął niezbyt grzecznie, żeby sam to (co?) załatwił, posłał mi szybkie spojrzenie i odwrócił się.
– A co cię to? – długowłosy spojrzał na mnie spode łba. Kręcone pukle opadły mu na twarz.
Wiedziałem, że nie powinienem się denerwować, bo tylko negatywnie ich do siebie nastawię, ale i tak drgnąłem zirytowany. Zero szacunku. Smarkacz uważa, że jest już dorosły.
– Podjąłem się poszukiwań waszej, jak mniemam, znajomej – starałem się mówić spokojnie i chyba nawet mi się udało.
– I co w związku z tym? – tym razem odezwała się niebieskowłosa dziewczyna z wyjątkowo znudzonym wyrazem twarzy.
– Jeśli cokolwiek wiecie...
– A niby co mamy wiedzieć?
– Jeśli cokolwiek wiecie – podjąłem znowu. – możecie przyczynić się do uratowania Yuny. Nikt nie ma pojęcia co się z nią teraz dzieje, a wy, nastolatki, nieraz macie dziwne pomysły.
– Aha.
– Wiecie gdzie może teraz być?
– Nie – dziewczyna ziewnęła.
– Zaczęła spotykać się z kimś, kto wyglądał niepokojąco?
– To jej sprawa.
– Miała jakieś powody, by uciec?
– Nie wiem.
Trzymajcie mnie.
– Nic nie wiemy, więc możesz sobie stąd iść. – chłopak, który odezwał się na początku, teraz uśmiechnął się szeroko.
– Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na „ty", młody – już z trudem hamowałem zdenerwowanie.
– Super, zjeżdżaj już.
Oddaliłem się szybkim krokiem. Niesmak po tak paskudnym zachowaniu miał mi pozostać na resztę dnia. Pięknie. Czego ja się spodziewałem? Pomocnej, zatroskanej grupki, starającej się za wszelką cenę odnaleźć koleżankę? Marzenie ściętej głowy. Ta dzisiejsza młodzież... Uch.
Podejrzane. To zachowanie było podejrzane. Przez myśl mi przeszło śledzić dzieciaki w swojej wilczej formie, nawet wróciłem w okolice piekarni, ale już zdążyli się ulotnić. Byłem w kropce. Jedyne co przychodziło mi wtedy do głowy, to wrócić w miejsce, gdzie widziałem zaginioną. 
Co równoznaczne było z zamęczaniem obcych pytaniami o drogę. Na samą myśl westchnąłem ciężko.
Do krawca był spory kawałek drogi. Zeszło mi niemal do wieczora. Okolica znowu się zatłoczyła, jaskrawe postacie migające w świetle zachodzącego słońca przyprawiały o ból głowy. W końcu dotarłem na miejsce; wkroczyłem do zacienionej uliczki. Przy ścianach budynków stały kontenery na śmieci, po prawej widniały smętnie uchylone drzwi do niewielkiej klatki schodowej, zalatującej wilgotnym, stojącym powietrzem. Wyżej rozpościerały się sznury na pranie. 
I tyle.
Podszedłem do jednego ze śmietników. Jeśli mnie pamięć nie myliła, gdzieś za nim zniknęła brązowa kotka. Praktycznie wystrzeliła przed siebie, nie miałaby żadnej szansy, by wyhamować tuż przed ścianą. I rzeczywiście, nie musiała się zatrzymywać. W miejscu styku kontenera ze ścianą stała oparta paleta. Kiedy ją odsunąłem, moim oczom ukazało się przejście, w sam raz dla kota. Prowadziło do niewielkiej kryjówki, w której bez problemu zmieściłaby się szczupła dziewczyna.
Dziwny wybór. Nora nie ukryłaby się długo przed oczami mieszkańców klatki obok, znajdowała się praktycznie na wprost drzwi, więc pewnie doskonale o niej wiedzieli. Może Yuna była tu jednorazowo?
Podniosłem się z zamiarem udania się do rodziców kotołaczki i podzielenia się z nimi tą informacją (w duchu cieszyłem się, że mam jakiś konkret i w końcu nawiążę do tego, że już widziałem Yunę).
Gdy tylko odwróciłem wzrok, moim oczom ukazała się potężnie zbudowana, wysoka dziewczyna. Ciemne, krótkie włosy opadały jej w nieładzie na pulchną twarz, oczy niemal wychodziły z orbit. Chyba nieświadomie zacisnęła dłonie w pięści. Cała jej postawa zdawała się sugerować, że zaraz ucieknie, wrzeszcząc jak opętana.
– T-to nie ja – wykrztusiła, wskazując coś za sobą. – ja tam pobiegłam!
Zdumiony, zaskoczony, zdziwiony. Nie wiem, który to był poziom, ale nie spodziewałem się jej tu. To była druga nastolatka z grupy, z którą usiłowałem rozmawiać pod piekarnią, ta, która nie odezwała się ani słowem. Nie zwróciłem na nią szczególnej uwagi, ale gdzieś z tyłu głowy pozostał mi jej obrazek.
Już chyba była gotowa uciec, postąpiła krok do tyłu. Wolałem nie przepuścić takiej szansy.
– Spokojnie – mruknąłem i zamiast spróbować podejść, cofnąłem się ze spuszczoną głową. Może tak się uda? – I tak nie próbowałbym cię gonić.
Chyba zadziałało. Dalej patrzyła na mnie niepewnie, wręcz z przestrachem, ale pozostała na swoim miejscu. Przez chwilę staliśmy w ciszy.
– Czyli jednak coś wiecie – spróbowałem.
– Tak. To znaczy… Znaczy… Uch…
Podniosłem wzrok, na co niemal podskoczyła.
– Tak, wiemy co z Yuną – poddała się.
– To jakiś sekret?
– Tak. To znaczy nie. T-to znaczy nie wiem. Uch…
Jak ciężko jest żyć będąc aż tak nieśmiałym?
– Jesteś w stanie powiedzieć mi, w jakim celu tu przyszłaś, nie narażając się kolegom? – spróbowałem inaczej.
– Nie – odparła po namyśle.
Westchnąłem cicho.
– Czy waszej koleżance grozi jakieś niebezpieczeństwo?
– Po prostu niech pan będzie cicho – wypaliła nagle.
Tak, wtedy to niemal na pewno było zaskoczenie. Posłuchałem dziewczyny, nie chciałem jej jeszcze bardziej denerwować. Podeszła do kontenera na śmieci i przesunęła paletę zastawiającą wnękę. Odsunąłem się, w milczeniu obserwując jej poczynania. Zajrzała do kryjówki i zastukała kilka razy w wewnętrzną stronę ściany. Odgłos poniósł się echem dalej. Musiałem coś przeoczyć, bo z mojej perspektywy kryjówka miała wymiary co najwyżej metr na metr.
Nastolatka nasłuchiwała przez chwilę, ale gdy nie doczekała się niczego, fuknęła z frustracją i wykonała jakiś gest ręką. Obraz w miarę przytulnej kryjówki zastąpił wyłom w ścianie, za którym znajdowała się klatka schodowa. Od strony wnętrza budynku lukę zasłaniała siatka o bardzo drobnych oczkach. Od prawego, górnego rogu, ukośnie ku dołowi, biegło podłużne rozcięcie.
Nic z tego nie rozumiałem.
– Ku… Kurczę. Niedobrze. Ja… Chyba musi pójść pan ze mną.
– W takim razie możesz mi wyjaśnić co zaszło?
– Chyba nie mam innego wyjścia.
Dziewczyna wstała i niemal wybiegła na główną ulicę, stapiając się z tłumem wracających do domów mieszkańców. Przez kilka sekund stałem w bezruchu, bezwiednie szurając nogami, jakby sparaliżowany myślą, że po prostu uciekła, tak jak zamierzała na samym początku. Ale szybko ponownie ją dostrzegłem, pulchną, czarnowłosą nastolatkę w samym środku gromady zabieganych obywateli Białego Królestwa. Jej przyjaciółka, kotołaczka Yuna, mogła właśnie potrzebować pomocy, ale ona stała tam dalej, czekając na mnie, kogoś, kogo pomimo wszystko postanowiła obdarzyć cząstką naiwnego zaufania.
Nieważne z jakiego powodu postanowiła to zrobić. Ta myśl i tak była więcej niż pokrzepiająca.
– Przepraszam, że tak nagle. – zaczęła cicho, kiedy do niej przytruchtałem. – ale jakiej jest pan rasy?
– Wilkołak – odparłem automatycznie.
– Musimy pobiec.
Przytaknąłem tylko i zmieniłem formę. Miałem jeszcze dużo czasu, by zobaczyć niesamowitą przemianę przyjaciółki Yuny. W charakterystyczny sposób opadła na cztery kończyny, ale zamiast skupić się na rozroście futra i ukształtowaniu pyska (albo zmniejszeniu rozmiarów, czy co tam robią mniejsze z kotołaków), wystrzeliła w górę. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałem, że mam przed sobą łanię o czarnej sierści, przyozdobionej spiralnymi, białymi wzorami. Aczkolwiek nadal z widoczną nadwagą.
Nagle poczułem się dziwnie w jej towarzystwie. Już wcześniej byłem od niej niższy, ale teraz nie sięgałem jej nawet do łokcia.
– Jak się nazywasz? – usłyszałem pytanie, które mogłem zadać.
Spojrzała na mnie czarnymi, zwierzęcymi oczami. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Niepokojące.
– Harendra Harinder. 

<C.D.N.>

Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz