niedziela, 30 czerwca 2019

Od Joela "Ujarzmić maluchy" cz. 2

Luty 2024 r.
Skończyło się na tym, że znaleźliśmy tuż obok zakładu krawieckiego piekarnię, w której sprzedawano również drożdżówki. Maluchy jeszcze nigdy nie miały okazję ich spróbować, więc czuły się dość mocno zachęcone. Niestety kiedy ostatecznie otrzymali produkt, wszyscy oprócz Mortiego wyglądali na zawiedzionych.
- Jedzcie. Jest dobre - zapewniałem ich, gryząc swoją porcję. Siedzieliśmy na dość obszernych schodach prowadzących do piekarni. Było tam cieplej niż na ulicy, nie wiało i przede wszystkim było czyściej. Może i zajmowaliśmy trochę przestrzeni, ale kto by się tym przejmował? I tak nie mieli aż tak wiele klientów...
- Ma lukier! - dorzucił Morti.
- Dokładnie - odparłem. Exan westchnął i ostatecznie zabrał się za jedzenie. Theo prawdopodobnie nie chcąc być gorszym, zrobił to samo. Strasznie lubił wszystkich naśladować, zauważyłem to już dawno.
- Co to jest ten puszorek? - zapytał nagle Morti.
- Coś jak obroża, ale obwiązane na piersi. Mocniej się trzyma.
Morti wydał z siebie ciche "och". Widząc jego zafascynowaną minę (zapewne zastanawiał się, jak to wygląda) roześmiałem się i poczochrałem go po głowie.
- A ja? - oburzył się Theo.
- No dobrze, ty też - powiedziałem rozbawiony i za pomocą drugiej łapy poczochrałem również i jego. Zerknąłem zachęcająco na Exana, ale nie wyglądał na zainteresowanego. Zbyt skupił się na konsumowaniu drożdżówki.
- Dziwnie smakuje - podsumował.
- Jakie znowu dziwnie? - powiedziałem, udając oburzonego - To bardzo smaczne i przede wszystkim...
- Tanie? - dopowiedział, podnosząc brew.
- Dokładnie. Nawet nie macie pojęcia ile na was wydaję...
Exan wywrócił oczami. Morti już zjadł swoją porcję i patrzył na mnie z pociesznym uśmiechem. Zauważyłem, że jest brudny od lukru, więc za pomocą łapy postanowiłem to zetrzeć... Jednak kiedy był jeszcze brudniejszy miałem ochotę przekląć. Nie mogłem tego zrobić przy dzieciach, więc skończyło się na westchnięciu.
- Cały czas zapominam, że w wilczej formie opuszki łap wiecznie są brudne... - mruknąłem pod nosem.
- Kiedy nauczymy się zmiany, jak ty i mama? - zapytał nagle Theo. Wyglądał na podekscytowanego.
- Nie mam pojęcia - zawahałem się - Ja się nauczyłem jako nastolatek, mama już jako dorosła... Choć nie jestem pewien, jak to jest w wypadku takich mieszanek, jakimi jesteście wy.
- Mieszanek? - zapytał zdezorientowany Exan.
- Mama jest magicznym wilkiem, a ja wilkołakiem. Wy jesteście czymś pomiędzy... Coś wspominała, że wygląda na to, że starzejecie się również wolniej od waszych rówieśników. Trzeba by było zapytać Kai'ego. Zdaje się, że on wie najwięcej w tym temacie.
Zgodnie pokiwali główkami. W międzyczasie ja zerknąłem na łapę, udając, że sprawdzam godzinę na nieistniejącym zegarku.
- No, chyba powinniśmy się zbierać.
Theo tak nagle poderwał się z miejsca, że aż się wystraszyłem. Miałem wrażenie, że się wywróci na oblodzonych schodach. Tak mnie to zaaferowało, że nie zauważyłem, kiedy Exan zrobił z drugiej strony dokładnie to samo i... to on się przewrócił. Westchnąłem przestraszony i podbiegłem do niego.
- Wszystko w porządku?
Zaskomlał żałośnie, ale zaraz potem się podniósł.
- Chcesz wracać do domu?
- Nie - powiedział tylko i ze swoją typową dumą, podążył (odrobinę kulejąc) w kierunku Theo. Morti tylko spojrzał na mnie wystraszony. Stał na drugim stopniu schodów.
- W takim razie... po prostu chodźmy - stwierdziłem trochę zmieszany. Wtedy mój wzrok przykuła niedojedzona drożdżówka Exana, wciąż leżąca smutno na schodach. Westchnąłem cicho i wziąłem ten kawałek do pyska. Jak prawdziwy rodzic musiałem dojadać resztki po dzieciach... i grubnąć.

Tak jak sądziłem jaszczur nie dość, że skończył obsługiwać poprzedniego klienta, to miał jeszcze chwilę wolnego. Siedział przy swoim biurku i spokojnie popijał kawę. Czułem to jeszcze wpuszczając dzieciaki do środka.
- Jednak przyszli panowie - skomentował, odstawiając szklankę. Podszedł do nas i za pomocą zamaszystego gestu wyciągnął miarę. Morti na początku się skulił wystraszony, co Theo od razu powtórzył, a Exan tylko obrzucił tę dwójkę zdezorientowanym spojrzeniem.
- Mogę być pierwszy... - stwierdziłem, podchodząc bliżej lustra. Chciałem, żeby maluchy zobaczyły na czym to polega i też stały grzecznie, zupełnie jak ja.
Jaszczur zaczął nie mierzyć i zapisywać odczytane wartości, co szczeniaki bardzo uważnie obserwowały. Pod koniec już merdały ogonami podekscytowane.
- Zrobię regulowany rozmiar dla nich, żeby był nadal dobry jak podrosną - powiedział, zapraszając do mierzenia maluchy. Theo przepchnął się na sam przód, aby być pierwszym. Skinąłem tylko głową.

<C.D.N.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz