niedziela, 30 czerwca 2019

Od Theodore’a "Jak rzep na ogonie" cz. 1

Październik 2023 r.
- Zostań tu - powiedział duży wilk, do którego miałem zwracać się „tato”. Mrugnąłem szybko kilka razy i podszedłem do niego bliżej, uśmiechając się szeroko. Tato odszedł kilka kroków dalej, a ja podążyłem za nim, wielce ucieszony. Zostałem zmierzony jego przenikliwym spojrzeniem, które następnie zostało przeniesione na moim braci, siedzących grzecznie koło drzewa. - Usiądź, proszę - zabrzmiał błagalny ton tatusia, który następnie znów oddalił się ode mnie. Stwierdziłem, że chce się ze mną pobawić, więc w podskokach ruszyłem za nim. Było to dla mnie zabawne. Chichotałem, starając się wskoczyć na grzbiet taty. Nie udało mi się to jednak, ani razu. Byłem za mały. - Theo, proszę… - słysząc swoje imię, zatrzymałem się i podniosłem swoje uszy ku górze. Przekręciłem łeb w jedną stronę i uważnie przysłuchiwałem się tacie, który nie był tak wesoły jak ja. - Zostań tutaj, ja zaraz wrócę. Będzie z tobą Morti i Exan. 
Łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu, gdy usłyszałem smutny ton, skierowany w moją stronę. Zrobiłem coś złego? Podkuliłem ogon pod siebie i cofnąłem się kilka kroczków. 
- Nie, nie, nie… tylko nie płacz! - zmartwiony duży wilk podszedł do mnie, nie wiedząc chyba co zrobić. Pierwsze łzy poleciały mi po moich puchatych polikach. Sam nie wiedziałem co się dzieje. Zacząłem panikować, a z czasem nie mogłem oddychać przez łzy. Nie chciałem, aby tata sobie poszedł, bo co jak nie wróci? - Obiecuję, że wrócę! To tylko kilka minutek… - szumiało mi w uszach i nie czułem się zbyt dobrze. Machałem głową we wszystkie możliwe strony, sądząc, że to choć trochę mi pomoże. Tato przytulił mnie do siebie i zaczął uspokajać. Z każdą chwilą oddychałem coraz spokojniej. Już nie płakałem. Łapczywie łapałem powietrze, które było nieprzyjemnie zimne. Łapki trzęsły mi się jeszcze przez kilka chwil. Potem było już dobrze. 
- Tatuś wróci - powtórzył się, powoli odsuwając mnie od siebie. Patrzyłem na niego, jeszcze mokrymi oczami bez jakiegokolwiek wyrazu na pyszczku. Tato uśmiechnął się do mnie i odszedł w głąb lasu pozostawiając mnie, wraz z dwoma innymi wilkami przy dużej jaszczurce. 
Chodziłem w tą i w tamtą od dłuższego czasu. Tuptałem zniecierpliwiony. Nie było mi fajnie. Chciałem, aby tato wrócił. Bracia podążali za mną wzrokiem. Byłem tak bardzo zestresowany. Coś poruszyło się w trawie w oddali, a ja już chwilkę później znalazłem się za Mortim. Skuliłem się i drżałem przestraszony. 
- To tylko jakieś zwierzątko - powiedział Exan, który patrzył na mnie z pewnej odległości. Nie chciałem go słuchać, ani tym bardziej wstać. Zawsze mogło chcieć mnie zaatakować. Pokręciłem główką, twierdząc że za Mortim jestem bezpieczny. Nagle oczka zaczęły mi się kleić i zamknąłem je na moment. Poczułem się taki zmęczony...
***
Ziewnąłem głośno i wyprostowałem malutkie łapki. Usłyszałem kogoś cichy śmiech. Otworzyłem oczy i zobaczyłem mamę oraz tatę leżących koło siebie. Było już ciemno. Obok mnie spali moi braciszkowie. Na początku nie zwróciłem na nich uwagi i gdy podniosłem się, aby podbiec do rodziców, potknąłem się o ogon Exana. Nie stanowiło to jednak dla mnie problemu i już po chwili znów szczęśliwy, w podskokach znalazłem się koło mamy. Patrzyli na mnie trochę tak, jakby się bali. Uspokoili się, gdy na mojej mordce zagościł uśmiech. Byłem najszczęśliwszym szczeniakiem na ziemi. Przytuliłem się do nich, cicho piszcząc. Wrócili do mnie! 
- Powinieneś spać - powiedział szeptem tato, trącając mnie lekko noskiem. Zamrugałem kilka razy. Ani trochę nie byłem zmęczony. Chciałem się bawić! Zacząłem biegiem okrążać rodziców i śmiejąc się przy tym. 
- Bo obudzisz rodzeństwo - zganiła mnie cicho mama. Ja natomiast już się nie śmiałem, bo nie chciałam aby była zła. Postanowiłem potarzać się w trawie. - Theo to nie pora na zabawę. 


<c.d.n.>


Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz