wtorek, 27 sierpnia 2019

Od Eterny "Małe-duże śledztwo" cz. 1

Sierpień 2024 r.
Eterna zmierzała przez samo centrum miasta delikatnie zamiatając ogonem ziemię. Znużona obserwowała sklepowe wystawy. Wciąż te same wysokie ceny, brak klientów i zamykanie interesu. Otwieranie nowego, próby wybicia, plajtowanie i tak w kółko. Im dłużej przebywała w Białym Królestwie, tym większe wrażenie o bezcelowości tego wszystkiego miała. Każdy starał się jak mógł, ale oczywiste było, że zwyciężą tylko najlepsi. Tych też jednak zamieszkiwało Biało Miasto wielu. Na myśl o tym, że trafiła do stada, które składało się głównie z nieumiejętnych ofiar życiowych przeszły ją przyjemne dreszcze. Nietrudno będzie ich wszystkich pokonać. Przeszkodę w osiągnięciu tego celu stanowiło raptem kilka wilków...
– O czym myślisz? – zapytał nagle Kai.
– O tym, że mają tutaj piękne wystawy.
Kai zmarszczył nos.
– Jesteś pewna? Wyczułem od ciebie całkiem inną aurę.
– Jestem pewna – odparła pogodnie.
Basior westchnął cicho i obrócił głowę w przeciwnym kierunku.
– Chciałabyś coś kupić do jedzenia?
– Nie jestem głodna.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Wiesz... chciałabym trochę pobyć sama. Mogę? – spojrzała na niego wyczekująco.
– Niech ci będzie – odpowiedział nieco zrezygnowany – Ale masz wrócić do zmroku do karczmy. Jasne?
– Jak słońce – Uśmiechnęła się radośnie – Dziękuję.
Dopiero wtedy na pysku również Kai'ego zajaśniał uśmiech.
– To powodzenia. Zdaje się, że masz kilka groszy. Jak coś się będzie dziać, to wiesz co robić.
– Wysłać ci myśl telepatycznie – wyrecytowała z pamięci.
– Dokładnie. Do zobaczenia!
Basior się oddalił, a ona nie obróciwszy głowy w jego kierunku, wciąż niespiesznie zmierzała przed siebie. Choć wyglądało na to, że nie rozważa o niczym konkretnym, w jej mózgu miały miejsce zaawansowane procesy myślowe. Obiecywała sobie nauczyć się jak blokować dostęp do jej aury. Kai stanowczo zbyt często miał świadomość o jej prawdziwych intencjach.
Już miała skręcić do biblioteki, kiedy jej drogę zagrodziła nie za wysoka wadera. Musiała być o kilka lat młodsza od Kai'ego.
– Tak? – zapytała Eterna.
– Witaj, słonko. Znasz może Kashiela?
– Kogo?
Wadera zwiesiła głowę ze zrezygnowaniem.
– To mój synek... Martwię się o niego. Jest w twoim wieku i myślałam, że... – urwała. Eterna odczekała chwilę, a kiedy odpowiedź nie nadchodziła, dopytała:
– Że co?
– Że się znacie. Ma swoich kolegów, ale nigdy żadnego nie poznałam. Sądzę, że coś przede mną ukrywa... Och, kochanie – Wadera spojrzała na nią załzawionymi oczami – Może mogłabyś mi pomóc?
– Chciałam iść do... – zaczęła, ale nieznajoma jej przerwała:
– Zapłacę.
Eterna patrzyła na nią z lekko rozchylonymi wargami.
– Ile?
– Pięćdziesiąt Bellos.
– To dużo?
– Wystarczająco, aby kupić tuzin śniadań w karczmie – Zrobiła krótką pauzę – Do tego dodam jeszcze Kamień Umiejętności!
Eterna się zastanowiła. Nie czuła współczucia do tej wadery, ale myśl zarobku dodawała jej chęci do współpracy. Tuzin to dużo, przynajmniej tak wynikało z jej informacji. Nie miała pewności jak działa ten Kamień, jednak brzmiało jak coś dość silnego. Próba dopytywania mogła się skończyć oszustwem. Nie mogła po sobie okazać, że nie jest tak doinformowana jak jej zleceniodawczyni.
– Wchodzę to – zadecydowała.
– To świetnie! – Wadera objęła Eternę ramieniem i pociągnęła w kierunku jednej z przydrożnych kamienic. – Jestem Urthia. Mój synek jest szarym basiorkiem ze złotymi runami na ciele... Takie same ma jego ojczym. Mogę ci pokazać obraz.
– Nie trzeba. Brzmi dość charakterystycznie.
– Dobrze – Wadera za pomocą mocy otworzyła drzwi i wprowadziła do środka Eternę. Nastolatkę uderzyła fala gorąca, jeszcze gorsza niż ta na zewnątrz. Zakaszlała lekko. Wszechobecne szkarłatne obicia na ścianach ani trochę nie ochładzały wnętrza. Eterna miała wrażenie, jakby miała się zaraz udusić.
– Ach, przepraszam, skarbie. Jesteśmy wilkami ognia... Tylko ja w rodzinie mam jeszcze żywioł powietrza – zaśmiała się Urthia. Zaraz potem do Eterny dotarł orzeźwiający podmuch wiatru. Odetchnęła z ulgą. Wtedy o blat komody z hukiem trzasnął wazon z suszonymi kwiatami. Rozsypały się po podłodze.
– Przesadziłam... – powiedziała smętnie Urthia – Nie przejmuj się tym. Zaraz ci przedstawię szczegóły twojej misji. Chodźmy do salonu.
Eterna nie odpowiedziała. Zmierzała tam, gdzie prowadziła ją szara wadera. Po drodze pobieżnie zerkała na rozwieszone w korytarzu obrazy z – jak podejrzewała – członkami rodziny Urthii. Wszyscy mieli niemal identyczny wyraz pyska. Poważny, lecz z nonszalancko lśniącymi ślepiami. To na myśl przywodziło jej Kai'ego. Ramy, w których umieszczono obrazy były pokryte płatami złota. Odrywając na moment wzrok od malowideł dostrzegła, że nawet obicia ścian zawierały w sobie złote nici.
– Twoim zadaniem będzie prześledzić go, jak tylko się pojawi. Powinien przyjść tutaj pod wieczór, by coś zjeść. Wtedy za nim pójdziesz i powiesz mi, jeśli zobaczysz coś podejrzanego.
Skinęła głową. Zapamiętała, aby później przesłać Kai'emu wiadomość, że jednak wróci później, niż było to mówione z początku.
– Do tego czasu mogę robić co chcę. Prawda?
– Może coś zjesz? Kucharka dzisiaj upiekła pyszne ciasto cytrynowe... – uśmiechnęła się Urthia.
Eterna wcale nie była głodna. Kai jednak nauczył ją, że w niektórych sytuacjach należało zachować grzeczność.
– Chętnie.
– Świetnie – odpowiedziała uradowana wadera, po czym puściła Eternę i zniknęła z salonu. Nastolatka wbiła wzrok w marmurowy kominek i radośnie skaczące w nim płomyki ognia. Przez powstałą za pomocą mocy Urthii klimatyzacji nie czuła bijącego od niego żaru. Leniwie przeniosła wzrok na również złocony kryształowy żyrandol. Może i był piękny, ale nie odkurzony. Cała ta kamienica prócz tego całego przepychu, sprawiała wrażenie chaosu. Wszystko musiało być kosztowne, ale co z tego, skoro niewłaściwie o to dbano? To przypomniało jej skrawki stłuczonego wazonu malowanego w jakieś egzotyczne kwiaty. O niego Urthia również się nie zatroszczyła.
– Przepraszam, skarbie, że musiałaś tyle czekać...
Eterna obróciła się za siebie. Urthia patrzyła na nią zza progu.
– Możesz już przyjść do kuchni. Wszystko gotowe.
– Nic nie szkodzi – wymamrotała nastolatka i niespiesznie ruszyła w tamtym kierunku.
Jadalnia okazała się być równie do przesady ozdobionym pomieszczeniem, jednak dla miłej odmiany całkiem czystym. Eterna zaobserwowała osiadły kurz wyłącznie na świeczniku stojącym na stołku pod ścianą oraz na kolekcji figurek słoni z podniesioną trąbą.
Stół był długi i lśniący. Eterna mogła bez problemu się w nim przejrzeć. Nie miała ochoty patrzeć na Urthię, toteż skupiła się na widoku samej siebie i ciasta. Jadła powoli i bez większego zaangażowania. W pewnym momencie przelotnie zerknęła na odbicie Urthii. Stale obserwowała ją z szerokim uśmiechem. Eternie zaczynało się robić niedobrze na ten widok. Czym prędzej odwróciła wzrok.
– Pamiętasz, jak miał na imię mój synek?
– Kashiel.
Znowu zapanowała cisza. Urthia podejmowała próby rozmowy jeszcze kilka razy, lecz za każdym kończyły się porażką. Po jakimś czasie finalnie dała jej spokój.

<C.D.N>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz