sobota, 31 sierpnia 2019

Białe Królestwo: "Nigdy nie wiesz, co się wydarzy" cz. 10

Styczeń 2024 r.
– Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – zapytał Carlo, wpatrując się w przed chwilą rozpalony ogień.
– Absolutnie – odpowiedział siedzący kilka metrów za nim młody mężczyzna. Był ukryty w cieniu jednego z drzew. W ciemności prawie w ogóle go nie widzieli. Jedynie trupio blada cera odbijała się w świetle płomieni.
– To dość ryzykowna akcja – skomentowała Lucy. Carlo jej zgodnie przytaknął. Ravyn w milczeniu spoglądała na każdego, wyczekując ich reakcji. Severus w milczeniu patrzył na ogień.
– Sądzę, że gra jest warta świeczki – odpowiedział jej Anonim. Lucy próbowała zaobserwować, jaką miał minę, ale poszło to na nic.
– To może się źle skończyć – dorzucił Mirand. Alex w milczeniu głaskał go po kolanie.
– Naprawdę uważacie, że pozbycie się najokrutniejszej władzy w dziejach Białego Królestwa to zły pomysł? Jest nas dość wielu, aby sobie jakoś poradzić.
Wciąż nie wyglądali na przekonanych. Anonim zacisnął usta w wąską kreskę.
– Severus to dobry władca. Sądzę, że lud go dobrze zna i zgodziłby się na taką zmianę władcy.
– Nie wiesz, jaką mam teraz opinię. Zaszło wiele zmian od czasów, kiedy jeszcze byłem pełnoprawnym księciem. Lud też mnie nienawidzi. Rzekomo dokonałem zamachu na brata, ale przysięgam wam – nic takiego nie miało miejsca! Była to parszywa plotka. Nie chcę, aby uległo to spełnieniu – Jego głos z każdym zdaniem nabierał mocy, aż do niemal całkowitego wyciszenia. Lucy zacisnęła palce na jego dłoni.
– Wierzymy, że nic nie planowałeś, Sev... – wyszeptała.
– W takim razie przypisuję sobie zaplanowanie wszystkiego – prychnął Anonim – Zgodnie z prawdą zresztą.
Nikt mu nie odpowiedział. Jedynie Mirand patrzył prosto na jego twarz, lecz nie w oczy. Nie był nawet pewien, gdzie się one znajdują. Od czasu do czasu ogień mu przysłaniał zarys sylwetki mężczyzny.
– Jak mam was przekonać? – westchnął.
– Nie chcemy porzucać wszystkiego, co sobie tutaj zbudowaliśmy. Nie teraz. Dobrze się tutaj nam żyje – oświadczył Mirand.
– A co jeśli powiem, że takie jest właśnie nasze przeznaczenie? Dobrze wiecie, jakie mam możliwości. Wiecie, że potrafię znacznie więcej od was wszystkich i mogę się bez problemu równać z Glorym. To właśnie jego moc sprawia, że nikt nawet nie próbuje obalić jego władzy. Jak tak dalej pójdzie to będzie pełnić tę funkcję w nieskończoność. Jest nieśmiertelny. Ja z kolei niebawem was opuszczam. Jeśli nic nie zmieni się teraz, prawdopodobnie nie zmieni się nigdy.
– Opuszczasz? – powtórzyła Lucy. Wyglądała na zszokowaną.
– Tak, opuszczam. I prawdopodobnie już nigdy nie wrócę.
– Skąd wiesz...? – zaczął Tadashi.
– To dłuższa historia, której nie chce mi się wam streszczać. To jak, idziecie ze mną, czy zbyt boicie się o własny tyłek?
Odpowiedziało mu uporczywe milczenie. Po kilkunastu sekundach stracił cierpliwość.
– Jasne, nie ocalicie ich wszystkich, bo...
– Daj się nam zastanowić – wtrąciła Shaten.
Anonim westchnął z drobnym poirytowaniem.
– Im prędzej się tym zajmiemy, tym lepiej.
– Właściwie czemu nie obalisz tej władzy sam, skoro jesteś taki potężny? – zapytał Mirand.
– Nie znam terenu... i ktoś musi odwracać uwagę strażników.
Carlo poczuł spojrzenie na swoich plecach.
– Sądzę, że mogę się poświęcić i iść jako przewodnik – wymamrotał.
– Carlo! – wykrzyknęła z oburzeniem Lucy.
– Kto nam będzie zawracać tyłek w środku nocy, jak ciebie zabraknie? – skomentował z oburzeniem Mirand. Alex jak zwykle milczał, zdając się na wolę swojego męża.
– I tak nie mam rodziny, nie mam nikogo kogo bym kochał tak mocno jak wy kochacie siebie – Wzruszył ramionami, po czym oparł się głową o pień drzewa – I mam doświadczenie w walce. Nic mi nie będzie.
– Takiej odpowiedzi oczekiwałem – skomentował Anonim.
– Jesteś bez serca – warknęła Lucy.
– Skąd wiedziałaś? – zapytał z rozbawieniem.
Carlo wpatrywał się w gwiazdy i lecące ku nim iskry ognia. Nie słuchał już dalej. Wolał przemilczeć to, że Patrick jest jego bratem i to właśnie między innymi z jego powodu opuścił Białe Królestwo. Chyba jedyną osobą, która o tym wiedziała, był Anonim. Wiedział też, że Patrick najchętniej rozszarpałby go na strzępy przy najbliższym spotkaniu. I jego, i Anonima.
Co gorsza był do tego zdolny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz