sobota, 31 sierpnia 2019

Od Eterny "Małe-duże śledztwo" cz. 2

Sierpień 2024 r.
Eterna skulona czekała w zaułku przed kamienicą zamieszkiwaną przez Urthię. Powoli zapadał zmrok. Obserwowała niebo, które stopniowo przechodziło z chłodnego odcienia błękitu aż do różu, pomarańczu, a na końcu fioletu i granatu. Na końcu zaskrzyły się gwiazdy przypominające jej sztylety. Nadal na niebie zostały czerwone smugi. Zaczęła sobie wyobrażać, że to gwiazdy zabiły słońce, a teraz krwawi. Przymrużyła oczy.
Nagle usłyszała szelest, a następnie szmer zbliżających się kroków. Ostrożnie wychyliła się zza progu i dostrzegła nie za wysoką sylwetkę wilka. Na jego futrze jaśniały złote runy. To musiał być on. Znowu się schowała.
– Ktoś tam jest? – zakrzyknął. Eterna wciągnęła powietrze z nadzieją, że odpuści.
On jednak się zatrzymał. Ta chwila dłużyła się jej w nieskończoność. Basior postąpił jeszcze kilka kroków w tamtym kierunku, ale zaraz potem znowu zapanowała cisza. W jej kierunku powiał wiatr. Czuła wyraźnie jego zapach. Śmierdział błotem, śmieciami i krwią. Był jeszcze czwarty aromat, którego jednak nie umiała doprecyzować. Podejrzewała połączenie dymu z jakimiś ziołami... Bądź narkotykami.
– Lene, to ty?
– Alva – rzuciła Eterna z nadzieją, że w czymś to jej pomoże.
– Alva? – powtórzył. Brzmiał na zagubionego.
– Nowa dilerka. Miałam się z tobą spotkać.
Zapanowała cisza. Przygryzła wargę.
– Ach – westchnął nieco ciszej. Zaczął się zbliżać. Eterna otworzyła szerzej oczy, nie wierząc w to, co się właśnie działo. Kiedy obróciła głowę, niemal zerknęła się nosami z Kashielem. Mimo niemal całkowitej ciemności prócz blado błyszczących run na jego ciele dostrzegła, że miał pomarańczowe oczy.
– Przyjdę po towar za chwilę. Przyniosę kasę.
Eterna starając się zachować spokój, skinęła głową. Basior się oddalił. Odetchnęła dopiero słysząc trzask zamykanych drzwi. Wtedy zaczęła intensywnie myśleć, co dalej robić. Czy Kai wspominał jej o jakichś roślinach mających działanie narkotyzujące? Wyszła na uliczkę, starając się coś naprędce wymyślić. Póki co było tam zupełnie pusto. Przeszło jej przez myśl, aby zerwać z czyjejś doniczki losową roślinę i mieć nadzieję, że Kashiel nie zdąży jej zapalić i się jakimś sposobem zatruć. Rzuciła się galopem przed siebie. Usiłowała w biegu dostrzec jakieś znajome rośliny, ale nie było to proste. Wtedy przed oczami pojawił się jej nikły obraz rośliny o postrzępionych krawędziach liści.
Po co ci roślina o takim działaniu?
Otworzyła szerzej oczy. Kai znowu się włamał do jej głowy bez jej pozwolenia.
To dłuższa historia – wytłumaczyła się.
Dlaczego jeszcze nie wróciłaś? Co się dzieje?
Będę później. Nic mi nie jest. Dostałam zadanie.
Jakie zadanie?
Później ci wytłumaczę.
W tamtym momencie wypatrzyła jedną z pokazanych przez Kai'ego roślin. Stała na czyichś schodkach w jednym z zaułków. Ktoś najwyraźniej starał się ją ukryć. Skręciła w tamtym kierunku. Dopiero będąc tuż przy schodkach zauważyła, że stała ona za magiczną tarczą. Nie przedostanie się. Przeklęła.
Nie używaj takich brzydkich słów. Użyj zaklęcia piscountius, a później cofnij zaklęciem piscountius non. Masz pięć sekund na zerwanie liścia, bo inaczej cofnięcie czaru nie będzie możliwe.
Uśmiechnęła się, choć wiedziała, że Kai tego nie zauważy.
Dzięki.
Zrobiła to co kazał. Zerwała jeden z liści, a później czym prędzej się ulotniła. Potrzebowała dobrej chwili, aby odnaleźć kamienicę należącą do Urthii. Podejrzewała, że ma jeszcze trochę czasu na odetchnięcie. Wspominała, że Kashiel wracał na jedzenie do domu.
Usiadła na swoim poprzednim miejscu i stopniowo uspokajając oddech, na nowo obserwowała niebo. Czerwone smugi już zniknęło. Słońce się wykrwawiło. Za kilka godzin ktoś będzie musiał je wskrzesić, aby znowu zapanował dzień.
– Jestem – wyszeptał do jej ucha. Spojrzała na niego. Szczerzył się.
– Dwadzieścia Bellos – rzuciła kompletnie losową kwotą.
Basior bez chwili zastanowienia dał jej woreczek z monetami. Przeszło jej przez myśl, że jest lepsza w improwizacji niż zawsze sądziła. Kashiel wziął od niej listek i zaczął odchodzić.
– Czekaj!
Przystanął. Eterna go dogoniła.
– Zawsze chciałam zobaczyć to miejsce, do którego pewnie idziesz... mógłbyś mnie zaprowadzić? Nikt nigdy nie chciał...
– Masz pozwolenie? – przerwał jej.
– Pozwolenie? – zapytała zdezorientowana.
Patrzył na nią morderczym wzrokiem pomarańczowych oczu. Po jej skórze przeszły dreszcze. Niespodziewanie wybuchnął śmiechem.
– Nastraszyłem cię!
Wypuściła powietrze.
– Nie rób tak więcej, bo jeszcze zejdę przez ciebie na zawał! – prychnęła. Wtedy zauważyła, że basior niespiesznie przeżuwa listek, który mu dała. Przełknęła ślinę, przypominając sobie coraz więcej informacji na temat narkomanów, jakie przekazał jej kiedyś Kai.
– Nie stresuj się tak... Wszystko będzie dobrze. Jestem pewien, że chętnie cię poznają. Masz towar, to masz znajomości.
Minął ich jakiś dorosły basior. Rzucił im niezbyt pochlebne spojrzenie, ale poszedł. Z pyska Eterny zszedł uśmiech. Obejrzała się za siebie, ale wilka już nie było. To zaniepokoiło ją jeszcze bardziej. Musiał zauważyć, że krok Kashiela zrobił się dość nierówny, a oczy... Spojrzała na nie. Były krwistoczerwone. Zaczęła mieć wielką nadzieję, że basior nie przewróci się po drodze. Teoretycznie mogła już iść do jego mamy z informacją, co robi nocami, ale chciała doprowadzić to śledztwo do końca, czyli trafić do samego źródła problemów.
– Rodzice cię nie ganiają za bycie dilerem? – zapytał nagle. Jego głos zrobił się bardzo leniwy.
– Jesteśmy w dość... luźnej relacji – odpowiedziała ostrożnie – A twoi nie denerwują się, że bierzesz?
Zaśmiał się złośliwie.
– Sami mnie w to wkręcili.
Zrobiło się jej zimno.
– Co?
– To był ich pomysł.
– Jak to...? – jej głos zadrżał.
– Genialni rodzice, co nie? Teraz nie mogę żyć bez zioła... Może to i nawet lepiej.
Obejrzała się za siebie. Tym razem ujrzała na ulicy dwie sylwetki. Jedną wcześniej mijanego basiora, drugą znacznie niższą od niej. Pojawiła się mgła, przez co nie była pewna szczegółów. Przeczucie jej mówiło, że się do niej uśmiechają. Obserwowali ich.
– Ja na twoim miejscu chyba bym od nich uciekła.
– Dlaczego? – zapytał słodko.
– Sprowadzą cię na dno – pospiesznie obróciła głowę. Miała nadzieję, że się przewidziała.
– Powiedziała dilerka zioła – zakpił.
To zamknęło jej usta. Wtedy dostrzegła w jednym z ciemnych zaułków kolejną wpatrującą się w nich postać. Jej mięśnie zaczęły drętwieć z paraliżującego strachu. Zaczęła się obawiać, czy jest ich tu więcej. Zbyt obawiała się efektów ucieczki. Mogli ją rozszarpać. Przełknęła ślinę.
– Bycie na haju nie jest takie złe, jak się wydaje... brałaś kiedyś?
– N-nie...
– Typowe – Wyglądał na rozbawionego. Słowa zaczęły mu się plątać – Jak cię rozpoznają to pewnie chętnie poczęstują. To będzie twój... wielki pierwszy raz!
– Wiesz, ja chyba podziękuję...
– Daj spokój. Jest super.
– Zmusicie mnie?
Basior się cicho zaśmiał. Zahaczył o kamień łapą i niemal upadł, ale wyglądało na to, że kompletnie nie zwrócił na to uwagi.
– Śmiejesz się, bo się ze mną zgadzasz, czy dlatego, że nie chcesz żeby się wydało, że nie dosłyszałeś pytania?
– Może.
Westchnęła. Dostrzegła kolejne przyczajone w ciemności ślepia.
Kai. Chyba mam problem. Jakieś stado ćpunów mnie przechytrzyło i chce, żebym poszła z nimi do ich siedziby. Boję się, że jeśli zboczę z kursu to mnie rozszarpią. Jestem w bogatej dzielnicy na północy miasta. Główna uliczka – przesłała wiadomość. Pozostało jej tylko mieć nadzieję, że basior jeszcze nie zasnął... ani że nikt nie zablokował jej mocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz